Rozdział 7

107 10 5
                                    

    W czasie kilku dni zwiadu, który robił po Podniebnej Twierdzy Theriel dość dobrze poznał rozkład zamku i charakterystycznych jej mieszkańców. Wiedział, że bezpieczniej jest przemieszczać się pomiędzy straganami ustawionymi na dolnym dziedzińcu, niż przemykać wśród żołnierzy ćwiczących na górnym. Miał świadomość niebezpieczeństw czyhających w okolicy kuźni czy zbrojowni jak również tego, że w tawernie wystarczyło skryć się w cieniu schodów prowadzących na wyższe piętra i wysłuchać wszystkich plotek, jakimi dzielili się tam ludzie.

   Dlatego gdy Dir bez najmniejszego wahania maszerowała pomiędzy ćwiczącymi rekrutami nawet nie rozglądając się na boki, odczuwał pewien niepokój. Nie dał jednak tego po sobie poznać, wbijając wzrok w miejsce, do którego go prowadziła. I próbując sobie wmówić, że dźwięki wydawane przed uderzającą o siebie stal są czymś tak normalnym jak ciche piski wydawane przez halle.

    - O, tam są.

  Elfka skręciła lekko, kierując się w stronę odległego kąta z ustawionym mnóstwem kukieł ćwiczebnych. Tych samych, do których strzelali kilka dni wcześniej. Theriel natychmiast domyślił się, że nie wypatrywała wcale żadnego z żołnierzy tam ćwiczących, którzy ubrani w jednakowe mundury polowe ćwiczyli fechtunek. Przed jedną z kukieł olbrzymi qunari wymachiwał kijem, okładając wypchane słomą ciało mocarnymi ciosami. Pokrzykiwał przy tym bez skrępowania jakieś nieokreślone zwroty. Dookoła niego było dużo wolnej przestrzeni, jakby wszyscy instynktownie wybrali oddalone od niego manekiny. Theriel napiął się odrobinę, ale na szczęście Dir podeszła do kobiety ćwiczącej najbliżej wielkoluda. Wojownicza w ciężkiej zbroi bez najmniejszego problemu wywijała w powietrzu ciężkim mieczem, jakby ważył tyle co nic. Wyprowadzała celne pchnięcia i szerokie cięcia, powodując że stojąca przed nią kukła chwiała się niepewnie. Po wyjątkowo widowiskowym obrocie, który zwiększył tylko siłę kolejnego ataku, z poturbowanego manekina posypała się słoma, ścieląc trawę żółtym dywanem.

  - Cassandro.

 Kobieta chwilę jeszcze stała w wykroku, z mieczem przytkniętym do ziemi dokładnie w tym miejscu, w które opadło ostrze. Theriel widział jak unoszą się jej ramiona od głębokich, uspokajających oddechów. Wyprostowała się niespiesznie, w końcu unosząc miecz i z sykiem stali chowając go do leżącej obok kukły pochwy. Odstawiła go ostrożnie pod najbliższe drzewo i dopiero odwróciła się, przecierając przedramieniem czoło. Przy pierwszym uderzeniu serca elf bez zainteresowania obrzucił kobietę spojrzeniem. Dopiero przy drugim poraziła go zaskakująca myśl, że wojowniczka jest... piękna. Koszula pod napierśnikiem wyraźnie odznaczała się na mięśniach, dając świadectwo drzemiącej w nich siły. Rysy twarzy miała ostre, wyraźne i dodatkowo podkreślone przez krótką fryzurę. Blizna przecinająca jej policzek powinna szpecić, ale podkreślała tylko drapieżne, zdecydowane spojrzenie ciemnych oczu.

   Zamrugał zaskoczony, gdy kobieta podchodząc bliżej obrzuciła go taksującym spojrzeniem, po czym skupiła się na Lavellan. Dir uśmiechnęła się szeroko, patrząc na niego.

   - To jest właśnie Poszukiwaczka Cassandra Penthagast.

    - A to twój brat - stwierdziła sucho, jakby Theriel nie stał obok.

    - Aż tak widać? - ucieszyła się Eliandir.

    - Rozmawiałam z Cullenem. - Znów przeniosła przenikliwy wzrok na elfa. - Opowiedział mi o waszym... spotkaniu. Gdyby nie domyślił się kim jesteś, byłbyś już martwy.

    Theriel prychnął cicho, z pogardą. Już miał rzucić ironiczne "niedoczekanie", ale przełknął słowo widząc ostry wzrok Dir. Naprawdę chciał przynajmniej spróbować nie robić sobie wrogów ze wszystkich jej podwładnych. Ciężko było jednak nie poczuć palącej złości, gdy ten przeklęty shemlen najwyraźniej przechwalał się, jakoby poradził sobie z łowcą. Prawda przecież była taka, że gdyby Dir go nie ostrzegła, nie uniknąłby spotkania ze sztyletem.

[Dragon Age: Inkwizycja] Panowie swojego losuWhere stories live. Discover now