Rozdział 50

46 4 0
                                    

     Fasta vass.

     Dorian ze złością opuścił spojrzenie na filiżankę z poranną kawą i przeklął w myślach.

     Znowu to zrobił. Znowu jego wzrok zupełnie bezwiednie powędrował do przeklętego elfa choć przecież za każdym razem ganił samego siebie w myślach i postanawiał, że więcej tego nie zrobi.

     I tak już kilka razy odkąd dołączył do pozostałych przy wspólnym śniadaniu. Jak gdyby nigdy nic usiadł obok Varrica, w pewnej odległości zarówno od Eli jak i Theriela. Przede wszystkim Theriela. Elf zdawał się zachowywać, jakby nic się nie wydarzyło, jakby ten pocałunek nie miał miejsca. Mimo tak gwałtownej reakcji. Rozmawiał z siostrą poświęcając jej całą swoją uwagę.

     Dorian z kolei... cóż. Dorian próbował postąpić tak samo. Nie przypisywać tamtej chwili żadnego znaczenia. Po prostu podziękował w ten sposób elfowi za to, że nie okazał obrzydzenia widokiem jego blizn. Był wytrącony z równowagi i zaskoczony, dlatego zachował się tak nieracjonalnie.

     Westchnął w duchu.

     Co on sobie do cholery myślał?

     Wcale mu się to nie podobało. Nie podobał mu się ten brak kontroli nad własnymi myślami, tym bardziej, że przecież... to było bez sensu. Gdyby chodziło o kogokolwiek innego, wyglądałoby to zupełnie inaczej. Theriel natomiast... Theriel prędzej miał go wpędzić w szaleństwo.

     Są piękne.

     Dlaczego powiedział to w taki sposób, cichym i przejętym głosem? Dlaczego nie mógł być wtedy tym irytującym elfem, który zawsze ma gotową ciętą odpowiedź czy komentarz? Dlaczego, na wszystkie demony pustki, jego dotyk musiał być tak delikatny i... elektryzujący?

     Filiżanka z hukiem opadła na spodek, siedzący obok Doriana Varric aż podskoczył i posłał magowi zaskoczone spojrzenie, gdy ten poderwał się z ławy i ruszył w stronę biblioteki.

     - Dorian? - zdążył go jeszcze dogonić głos Eli lecz nie obejrzał się nawet przez ramię.

     Wiedział, czym najskuteczniej było zająć myśli i choć spróbować nie wracać wspomnieniami do łaźni, miękkości ust Theriela i jego delikatnego dotyku na bliźnie.

     Rzetelną pracą naukową.

     I tak miał przecież zacząć te badania. Co prawda chciał poczekać, aż ochłonie po wyprawie i będzie potrafił podejść do tematu z odpowiedniego dystansu, bez niepotrzebnego bagażu emocjonalnego, ale trudno.

     Teraz potrzebował ochłonąć z czegoś zupełnie innego.

~.~

     Wiele wysiłku kosztowało Theriela, aby zachowywać się naturalnie. Żeby tym razem, inaczej niż po sytuacji w obozie gdy Pavus ściął jego włosy, nie emanować swoim rozchwianym nastrojem, nie zaalarmować Dir dziwnym zachowaniem. Skupił całą swoją uwagę na niej od rana wysłuchując narzekań na niekończące się obowiązki i zachęcając, aby oderwała się od tego, przychodząc na plac treningowy.

     Szło mu całkiem dobrze do momentu, gdy kątem oka dostrzegł Doriana wchodzącego do jadalni. Całe jego ciało zareagowało dziwnym skurczem, trochę jakby nagle wpadł do lodowatej wody. Serce zakołatało się w piersi nerwowo. Dłoń z widelcem zadrżała, przez co kawałek jajecznicy prawie spadł na talerz. Drugą dłoń wsunął pod stół i zacisnął na własnym udzie, aby zmusić się do opanowania. Wargi zamrowiły zupełnie jak wczoraj, gdy Pavus pochylił się w jego stronę.

[Dragon Age: Inkwizycja] Panowie swojego losuDonde viven las historias. Descúbrelo ahora