Rozdział #13

46 5 1
                                    

Gdy tylko usłyszałem dźwięk łamanych gałęzi pod stopami poczułem, że już dłużej nie jestem w stanie wytrzymać. Zatrzymałem się więc przy czym zrzuciłem z siebie ubrania, wolałem by były całe, gdy już wrócę do ludzkiej postaci. Odczekałem chwilę, by potem zawyć przeciągle. To jeszcze bardziej ułatwiło mi przemianę. Zamknąłem na chwilę oczy. Po moim ciele przeszedł dreszcz, dobrze wiedziałem co oznaczał. Otworzyłem oczy i ruszyłem przed siebie sprintem. Dobiegłem do powalonego drzewa, od którego następnie się odbiłem. Będąc w powietrzu miałem wrażenie, iż wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Moje ciało zaczęło wchodzić w stan metamorfozy, pokryła je gęsta, ruda sierść, do moich uszu wdarł się dźwięk łamanych kości. Oczy lekko mnie zapiekły, a dziąsła zaczęły pulsować niemiłosiernie. Przez kilka sekund czułem się jakby ktoś łamał mi kręgosłup, a przy tym wbijał srebrny pręt w brzuch. Moje przemiany zawsze były bolesne, ale zauważyłem, że z każdą kolejną ból był słabszy i trwał o wiele krócej. Ból ustąpił, a przemiana dobiegła końca. Wylądowałem na ziemi już jako wilk. Stanąłem na chwilę, by oswoić się z ciałem czworonoga, przy czym zachwiałem się lekko. Dawno nie byłem w tej postaci, przez co trudno mi było przywyknąć do czterech łap od razu po przemianie. Gdy nareszcie oswoiłem się z ciałem wilka ruszyłem biegiem przed siebie.

Biegałem po lesie aż do wieczora. W końcu nastał długo wyczekiwany przeze mnie moment. Zapadł mrok, a księżyc wzniósł się wysoko na nieboskłon. Przystanąłem na sporym wzniesieniu w środku lasu. Patrzyłem na tarczę księżyca, przy czym czułem lekkie dreszcze. Zawsze zastanawiało mnie dlaczego pełnia działa na mnie tak silnie. Nawet kiedy byłem młodszy w czasie pełni potrafiłem dać popalić każdemu w moim otoczeniu, dlatego też postanowiłem, że każdą pełnię będę spędzał samotnie. Stałem tak jeszcze przez jakiś czas, potem jednak ruszyłem dalej w las.

Głową bolała mnie niemiłosiernie. Otworzyłem oczy i ujżałem, iż znajduję się na schodach dworku. Dopiero po upływie chwili jednak spostrzegłem Carlosa, który opierał się pobliskie drzewo i przyglądał się mi. Jęknąłem i usiadłem. Wampir tylko prychnął, by potem ruszyć w moim kierunku.

- Ciężka noc, co? - rzucił, gdy podszedł bliżej.

- Jak cholera. - odpowiedziałem mu.

Czerwonooki zniknął po chwili w dworku, wrócił jednak i podał mi butelkę wody. Bez chwili wahania zabrałem wodę z ręki wampira i uprzednio odkręcając korek wziąłem kilka dużych łyków.

- Masz. - Carl stanął nagle przede mną z torbą sportową - znalazłem twoje ciuchy w lesie, ale były w takim stanie, że tamte podrzuciłem wam do domu i zabrałem ci kilka czystych łaszków.

- Dzięki. - chwyciłem za torbę i otworzyłem ją. - długo tu tak leżałem?

Wampir uśmiechnął się i pokręcił głową. Po chwili spojrzał na mnie.

- Nie, może od dwóch godzin. - odpowiedział po chwili.

Mruknąłem tylko coś pod nosem i zabrałem się za ubieranie. Nie miałem zamiaru bawić się w chowanie do budynku czy coś. Tak czy siak leżałem tu z gołym dupskiem dwie godziny, więc Carlosowi było to pewnie bez różnicy, poza tym obaj byliśmy facetami i obaj mieliśmy to samo w gaciach. Kilka minut potem byłem już ubrany.

- Szkoda że nad tym nie panujecie, było by to bardzo przydatne w czasie misji. - zagadnął nagle wampir.

- No niestety.

- Ta. Kto wie? Może kiedyś ktoś... - przerwał swoją wypowiedź i spojrzał w kierunku krzaków.

Z początku zastanawiałem się o co mu chodzi, gdy jednak usłyszałem dźwięk łamanych gałęzi sam spojrzałem na te krzaki. Zrobiłem kilka kroków w kierunku rzeczonych zarośli. Mój przełożony nie pozwolił mi jednak iść dalej.

- Stój. - nakazał, więc bez gadania wykonałem jego polecenie.

Przez dłuższą chwilę ja i wampir patrzeliśmy w kierunku tych zarośli. Dźwięki łamanych gałęzi i liści szeleszczących pod czyimiś butami narastały, stawały się coraz głosniejsze. Nagle ustały. Zamiast nich usłyszałem dźwięk, którego za żadne skarby świata nie chciałbym teraz usłyszeć.

- Spadamy! - wrzasnąłem i rzuciłem się do ucieczki.

Carlowi nie było trzeba dwa razy powtarzać. Dzięki temu że obaj biegmy dziesięć razy szybciej niż zwykły człowiek w bardzo szybkim tempie znaleźliśmy się w dworku. Obaj usiedliśmy pod oknem. Już podczas naszego biegu coraz to kolejne kule uderzały w ziemie lub w fasady budynku. Teraz jednak ostrzał nasilił się. Byliśmy w pułapce.

Wataha MordercówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz