"Pustka"

465 44 6
                                    

Minął już tydzień odkąd pan Ibe przyniósł najgorszą wiadomość w całym moim życiu. Ash zginął, dźgnięty w bok i umarł jeszcze pod moim nosem.
Okropnie żałuję, że nie opuściłem tego głupiego lotniska i nie pobiegłem do biblioteki. Wiedziałem, że tam będziesz. Zawsze w ciężkich chwilach lubiłeś tam siedzieć. A ja? Siedziałem spokojnie jak gdyby nigdy nic na lotnisku, czekając na samolot. Później w tej piekielnej maszynie zasnąłem. Najzwyczajniej w świecie poszłem spać, bezwiednie otulony w twoich ramionach.

Leżałem właśnie na plecach w swoim pokoju i odcięty od rzeczywistości spoglądałem w sufit. Siedziała tam taka duża, upierdliwa mucha. Mrugnąłem i już jej nie było. Wtedy znów pomyślałem o Ash'u.
Czy te wszystkie wydarzenia związane z nim na prawdę były jak jedno mrugnięcie?
Nie chciałem tak myśleć, ale...prawda była zupełnie inna. Byłeś i już cię nie ma. To okropne uczucie pustki jest jakby ktoś wylewał mi na serce żrący kwas, który mnie wypala. Ciekawe czy to właśnie tak czują się martwi ludzie. Puści w środku, czujący, że kres ich życia właśnie nadszedł.
Ciekawe czy ty też tak się czułeś? Miałeś świadomość, że umierasz i już nigdy więcej się w tym życiu nie zobaczymy. Żałowałeś? Płakałeś? Może jednak byłeś szczęśliwy? Może liczyłeś po cichu, że jeśli cię zabraknie to wszystko złe zniknie, a ja będę bezpieczny, bo odszedłeś z mojego życia? Tak wiele bym dał, byś mógł być tu w Izumo wraz ze mną. Jedlibyśmy dango, mochi i inne japońskie ptrawy, które i tak byś skrytykował, a ja bym się śmiał z twojego amerykańskiego gustu.

Miałeś ledwo 18 lat i umarłeś. Całe życie było przed tobą, ale przeszłość nie pozwalała ci patrzeć w przyszłość. Bycie wplątanym w mafię, na pewno nie było łatwe. Dlatego jak głupi cieszyłem się, gdy zachowywałeś się jak normalny nastolatek w twoim wieku. Radosny, potrafiący odpyskować z wachaniami nastroju oraz mający przyjaciół u boku. Teraz już cię nie ma. Nie masz nic, ja również.
To takie okropne czuć się jak pusty balon. A gdy zostanie wprawiony w ruch to już jedynie wiatr decyduje o tym, gdzie poleci. Właśnie tak się czuje. Jak napompowany, pusty balonik, który nie ma wyjścia jak jedynie podążać za losem.
Moi rodzice na próżno, próbowali mnie wyciągnąć z domu. Nie miałem ochoty na spotkanie ze światem zewnętrzym. Ledwo znosiłem jedzenie posiłków razem z rodziną, a co dopiero tłum ludzi na ulicach. Brak sił na rozmowy oraz zamknięcie się w sobie, przelękło moich rodziców oraz siostrę. Wiem, że widok mnie takiego jest czymś okropnym dla rodzica jednak ja nie mogę inaczej. Czuję jakby ktoś wyrwał mi ważną cząstkę z mojego serca czyniąc w nim dziurę, nie do załatania.
Ciągły płacz też nie przynosił ukojenia. Marniałem w oczach, wiem to. Zdaję sobię z tego sprawę i choć bardzo chciałbym aby to wszystko było okropnym snem, to jednak było życie. Coś czemu każdy człowiek musi ulec. Wraz z naszymi urodzinami dostaliśmy darmowy bilet pt:. śmierć. W ten sposób, naznaczeni czekamy na wyrok. Jednak nie jestem w stanie pogodzić się, że śmierć zabrała mi cię tak młodo. Za to jej nienawidzę. Ona zabrała mi ciebie, moje słońce.

Gdy tak rozmyślałem do moich drzwi ktoś zapukał.

- Eiji, chodź na obiad - usłyszałem głos zmartwionego ojca. Podniosłem się leniwie z łóżka i wyszedłem z pokoju. Ubrany w stary czarny dres, na bosaka poczłapałem do kuchni. Przy stole siedzieli już wszycy, prócz mnie.

W końcu, gdy usiadłem złożyliśmy sobie smacznego i jedliśmy. Ja oczywiście siedziałem cicho, nie odzywając się na żadne zadawane mi pytania. Nie miałem ochoty rozmawiać czy śmiać się. Zresztą co taki wrak człowieka jak ja mógłby mówić. Teraz jedyne co mi siedzi w głowie to Ash. Mój ukochany przyjaciel...nie, on nie był tylko przyjacielem. Stał się dla mnie kimś dużo ważniejszym. Na prawdę go pokochałem. I nic, nawet śmierć, nie odebrała mi tego uczucia. Wciąż czuję to jak bardzo go kocham mimo, iż nie ma go fizycznie.
Tęsknię to fakt, ale z drugiej strony mam nadzieję, że trafiłeś do dobrego miejsca, gdzie broń i walka o siebie oraz innych nie jest potrzebna.

Po skończonym posiłku, od razu udałem się do swojego pokoju. Tam czułem się bezpieczny, oderwany od wszystkich nieszczęść tego świata. Jednakże powrót do mojej "oazy" spokoju był też w jakiś sposób okropnie złym pomysłem. Za każdym razem, gdy wracałem to odnosiłem wrażenie, że nie ma tam nic prócz pustki. Tym razem było tak samo. Zimne powietrze objęło mnie całego i trzasnęło drzwiami. Automatycznie zamknąłem drzwi na klucz i podszedłem do okna. Chyba tylko dzięki niemu jeszcze nie zwariowałem. Wyglądałem przez nie codziennie po kilkanaście razy. To był mój jedyny ratunek przed całkowitym zatraceniem się w tej sytuacji bez wyjścia.

- Wiesz Ash...ciekawe czy ty również tyle o mnie myślisz, gdziekolwiek teraz jesteś - szepnąłem z głową zadartą do góry, by mieć jak najlepszy widok na błękitne niebo.
Po długiej chwili zabrałem z biurka aparat i siedząc na krześle po raz dwusetny przeglądałem twoje oraz nasze zdjęcia. Dzięki nim wciąż wspominałem te chwile spokojne, których niestety nie było zbyt wiele. Ciągle chodziłeś zestresowany i spięty, a gdy nadeszła chwila wyciszenia to trwała tak krótko jakby ktoś pstryknął palcami. Mimo to każdą wolną chwilę starałem się wykorzystać jak najlepiej. Bez rozmów o mafii czy Banana fish. Po prostu na zwykłej pogawętce dwójki nastolatków. Chciałem byś chociaż trochę czuł się jak zwyczajny 18-latek. Dlatego starałem się w takich chwilach spokoju, oderwać cię od sprawy najdalej jak umiałem. Szkoda, że to było jedyne co mogłem dla ciebie zrobić.
Chociaż to dla ciebie mogło być aż nadto.

Ash...gdybyś wiedział jaką okropną czuję pustkę.

Escape to You //Ash x Eji// [ZAKOŃCZONE]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang