Rozdział 1: Wyjątkowi

342 34 55
                                    

Rozdział liczy 1675 słów

- Mamo, mamo dlaczego jesteśmy identyczni? - zapytał mały chłopiec, łapiąc w drobniutkie dłonie spódnice swojej rodzicielki. Ona zaś uklękła przed swoimi 5 letnimi synkami i popatrzyła na nich z uśmiechem.

- Jesteście identyczni, bo łączy was szczególna więź.

- Szczególna więź? - powtórzyli zaciekawieni chórkiem.

- Tak, bo macie jedną duszę - chłopcy spojrzeli po sobie, a potem ponownie skierowali niezrozumiały wzrok na mamę - Oznacza to, że jesteście ze sobą połączeni nierozerwalną więzią braterską, dlatego musicie się zawsze wspierać, kochać i szanować - słuchali jej z zafascynowaniem, gdy mówiła o ich wyjątkowości.

Jako małe dzieci, nie mieli problemów. U swojego boku mieli kochających rodziców, którzy zawsze służyli dobrą radą. Dlatego chłopcy przez cały czas, jak mówiła im mama, byli zawsze razem, chroniąc i opiekując się sobą nawzajem.

Oczywiście do pewnego momentu, aż nie dorośli. Wtedy wszystko się popsuło. Między nimi narastała przepaść, nieraz nadchodził czas, iż nie mogli nawet na siebie spojrzeć. Lecz mimo ich wzajemnej wręcz nienawiści, wykorzystywali fakt, iż są identyczni. 

Lecz każdy wykorzystywał to dla własnych korzyści.

~~JIMIN POV~~

Z mojego pięknego snu musiała obudzić mnie ta kanalia, wręcz nie mogąc iść jak człowiek przez korytarz, tylko perfidnie uderzał nogami o podłogę.

Przetarłem oczy zmęczony, by po chwili patrzeć się w sufit, który tak dobrze znałem. Na szczęście była sobota, dlatego też nie miałem po co wychodzić z łóżka. Przewróciłem się na bok, próbując ponownie zasnąć, ale nie... no po co... skoro mojemu "ukochanemu" braciszkowi chyba zachciało się remontów, bo uderzał w każdą możliwą rzecz, jakby miał zaraz ściany wyburzać.

Podniosłem się do siadu, zastanawiając się, jak najszybciej można, by było zabić takiego osobnika. Przynajmniej miałbym spokój, aż do końca życia i taka opcja podobała mi się najbardziej.

Niechętnie zwlokłem się z łóżka, czując delikatne ssanie w żołądku. Westchnąłem cicho, wiedząc, że zaraz nastąpi oblężenie sił zbrojnych, bo idąc do kuchni, Jihyun nie odpuści sobie zgryźliwych komentarzy.

Czasami nachodzi mnie ochota, by powiedzieć mu, że mam dość oglądania jego mordy, lecz niestety pojechałbym samemu sobie. Czemu musieliśmy urodzić się, wyglądając identycznie? Dlatego nie moglibyśmy różnić się choć jedną rzeczą?

Włosy, usta, oczy, nawet co dziwne posturę mieliśmy taką samą. Na dodatek raczyliśmy się tą samą barwą głosu. Denerwowało mnie to miłosiernie, lecz z drugiej strony otwierało mi to furtkę do odrobiny szczęścia.

Poszedłem, więc do tej nieszczęsnej kuchni, ignorując po drodze otwarte drzwi od łazienki, w której był mój brat. 

Gdy już znalazłem się w owym pomieszczeniu, wyciągnąłem z szafki szklankę, by zaraz wlać do niej swojego ulubionego soku marchewkowego. Upiłem łyk, rozkoszując się smakiem jak i chłodem napoju, który dopiero co wyciągnąłem z lodówki. Odłożyłem szklankę na blat, by zaraz zająć się wyciąganiem potrzebnych mi rzeczy, do przygotowania dobrego śniadania. Szkoda tylko, że mój spokój został tak szybko przerwany.

- Pakuj się, dzisiaj śpisz u kolegi - rzucił do mnie z obojętnością, a ja nawet nie zaszczyciłem go spojrzeniem. Nie mam zamiaru ulegać mu jak jakiś piesek, to, że nasi rodzice wyjechali na tygodniową delegacje nie oznaczało, że to on ma władzę w całym domu - słyszałeś?

Twins |[jjk + pjm]| [Hiatus]Where stories live. Discover now