Rozdział 42

3K 110 5
                                    

Pov.Delaine

W szoku patrzyłam na Kevin'a,który bez ruchu leżał na chłodnej ziemi.Przeniosłam wzrok na wkurzonego Shawn'a. Nie, on nie był wkurzony,nie był też wściekły, on płonął żywym ogniem. Przysięgam naprawdę nigdy nie widziałam go w takim stanie. Stał pochylony,wszystkie mięśnie miał napięte jak struny,szczękę zaciśniętą i oddychał ciężko szybko opuszczając barki z góry na dół. Cofnęłam się o krok,gdy się wyprostował,wyglądał jak rozwścieczona bestia w ludzkiej skórze. Obrócił się do mnie powoli,a jego wzrok złagodniał. Pewnie przez łzy w moich oczach. Pierwszy raz od czasu Jordan'a,naprawdę się bałam. Drżącymi rękami oparłam się o chłodną betonową ścianę patrząc ze łzami w jeden punkt na ziemi. Tak naprawdę już sama nie wiedziałam czego wystraszyłam się bardziej. Shawn'a czy myśli,że jeśli Kevin przeżył może być więcej ocalonych z watahy Jordan'a. To na pewno skutecznie odgoni mi sen z powiek na pewien czas.

W dalszym ciągu nie unosiłam wzroku,słyszałam jak Shawn podchodzi do mnie powoli i opiera ręce po obu stronach mojej głowy.

-Maleństwo.-Powiedział bardzo spokojnym głosem i delikatnie uniósł mój podbródek swoimi palcami.-Jesteś ostatnią osobą,która powinna się mnie bać.-Dopowiedział sunąc sowimi ciepłymi dłońmi po moim policzku. Przymknęłam oczy pod wpływem jego dotyku. Pomimo tego,że to właśnie on był powodem mojego strachu,potrafił uspokoić mnie jak nikt inny. To działało w dwie strony i dam sobie rękę odciąć,że więź nie ma na to wpływu. Nie w naszym przypadku. Jesteśmy inni i chcę w to wierzyć.

-Uwierz,że myśl,że może być więcej gnoi takich jak on przeraża mnie w podobnym stopniu co ciebie.-Powiedział cicho patrząc mi w oczy. Zamyślił się przez dłuższą chwilę,a po sekundzie do piwnicy zeszli Milan i Lewis zamykając nieprzytomnego Kevina w celi. Przez cały ten czas Shawn dalej patrzył mi w oczy. Kiedy się tak zamyślił musiał ich po prostu wezwać telepatycznie. Gdy zostaliśmy sami Shawn podszedł do mnie jeszcze bliżej dociskając do ściany nie robiąc mi przy tym krzywdy. Położył obie dłonie na moich policzkach głaszcząc tak,jakby bał się,że zaraz ktoś przyjdzie po mnie,powie,że muszę wracać do domu,a on więcej mnie nie zobaczy.

-Nikomu Cię nie oddam. Jesteś moja. Pamiętasz?-Szepnął i delikatnie mnie pocałował. Jego ciepłe wargi dotykały moich z niezwykłą czułością i miłością. Jego ręka zjechała na moją talię przyciągając mnie jeszcze bliżej do niego. 

-Zabierz mnie stąd.-Szepnęłam gdy oderwaliśmy się od siebie. Shawn bez słowa chwycił mnie w stylu panny młodej i zamiast iść do windy przebiegł ze mną na rękach schody. Nie sprzeciwiałam się,nie kłóciłam. Potrzebowałam jego bliskości i dotyku. Po spotkaniu ze starym "przyjacielem'' potrzebowałam bezpieczeństwa jakie mógł w tej chwili zagwarantować mi tylko Shawn.

Shawn położył mnie delikatnie na łóżku,rozebrał się do bokserek i położył się na plecach kładąc mnie sobie na torsie. Rysowałam różne wzorki na jego klatce piersiowej i uspokajałam się słuchając równomiernego bicia jego serca. Brunet pocałował mnie w czoło oplatając ramionami.

-Del?-Uniosłam głowę przyglądając się chłopakowi i podparłam się na jego klatce piersiowej.-Jak rozpoznałaś Kevin'a?-Spuściłam wzrok speszona. To był dla mnie ciężki kawałek historii.

-Byłam akurat u Jordan'a w domu,gdy dostał informację o rzekomej zdradzie jednego wilka z jego watahy. Tam wszyscy byli wobec siebie,szczerzy lojalni i trzymali się razem. Mogło by się wydawać,że tak jak u nas. Z tą różnicą,że tam robili tak by przeżyć,a nie dlatego,że czuli braterską więź. Ojciec Jordan'a posiadał władzę absolutną,gdy został zamordowany,jego syn przejął pałeczkę.

-Jak zginął?-Spytał Shawn widząc jak się zastanawiam ubrać tą historię w słowa.

-Oficjalna wersja jest taka,że zginął od tojadu.

-A ta nieoficjalna?

-Że gdy spał,Jordan mu go podał.-Powiedziałam cicho badając jego reakcję. Shawn nie był zbyt zszokowany.-Nie zdziwiłeś się.-Bardziej oznajmiłam niż zapytałam.

-A miałem?-Spytał patrząc na mnie uważnie. Miał rację, po moim byłym można było się spodziewać wszystkiego. Nawet tego,że mógł być zdolny do zabicia swojego ojca.-Kontynuuj.-Powiedział zakładając kosmyk moich włosów za ucho.

-Jak mówiłam,dostał informację o domniemanej zdradzie. Pierwsze podejrzenia padły na Kevin'a. Był nowy i nie rozumiał zasad jakie panowały w watasze Jordan'a. Znaczy,nikt ich nie rozumiał,ale on ich nie przestrzegał,a to oznaczało,że albo faktycznie mógł być kretem,albo był samobójcom. Jordan od razu wziął go na przesłuchanie. Pobił go tak,że nawet nasza regeneracja mu nie pomagała. Nie chodził przez trzy dni. Miał strasznie obitą twarz.Wiem,bo musiałam patrzeć na to wszystko.

-Dlaczego?-Warknął zły przyglądając mi się.

-Jordan uważał,że dobra Luna nie może okazywać żadnej litości zdrajcom i osobom sprzeciwiającym się.

-Mam rozumieć,że gdybym go nie pobił,on dalej by tu był? On mógł cię skrzywdzić w ramach zemsty za śmierć tamtego skurwysyna!-Warknął,a jego oczy pociemniały. Usiadł i łapiąc mnie pod udami posadził sobie na kolanach. Shawn musiał porządnie ''uszkodzić'' Kevin'a,żebym mogła go poznać. To pokazuje jaką władzę prowadził Jordan.

-Boję się,że to nie przypadek.-Powiedziałam poważnie.-Jeden z watahy Jordan'a się odnalazł,w dodatku prawdopodobnie dalej wierzy w racje Jordan'a i trafił akurat do naszej watahy? To nie jest zbieg okoliczności.

-Też tak myślę,gdy z nim rozmawiałem był bardzo pewny siebie. Tak jakby nawet to,że będę go przesłuchiwał było zaplanowane.

-Jeśli tak było, to wygląda na to,że chciał,żebym go rozpoznała.-Zastanowiłam się przez chwilę,to wszystko nie miało sensu.-Boże!

-Co?-Shawn spojrzał na mnie zmartwiony trzymając swoje ręce na mojej talii i rysując na niej  jakieś wzorki.

-Pomyśl,ktoś rozbił szybę oknem zostawiając jednoznaczną wiadomość,dzień później spotykamy jednego z watahy Jordan'a.

-To nie przypadek,to musi być coś większego.-Ziewnęłam i przetarłam oczy piąstkami. Spałam naprawdę długo,ale mój organizm dalej był "oszołomiony". Uzdrowienie Ted'a pochłonęło mnóstwo mojej energii.-Nie myśl o tym na razie. Połóż się jeszcze.-Powiedział i ułożył mnie na materacu. Położył się na mnie delikatnie,rękoma zaczął masować moje biodra,składał pojedyncze pocałunki na moim odkrytym karku. Przymknęłam oczy czując przyjemność jaką dawało mi jego ciepłe ciało i dotyk. Brunet przyciągnął mnie do siebie,a ja wtuliłam się w jego tors.


Z dnia na dzień pragnęłam go coraz bardziej




Wyprzedzając wasze komentarze. Wcześniej były Delaine nazywał się Jayden,ale zmieniłam mu imię na Jordan,bo tak bardziej mi pasowało do jego postaci. To tylko wyjaśnienie,gdybyście natknęli się na rozdział gdzie ''Jayden'' nie został poprawiony na ''Jordan''.

Ps.Przepraszam,że musieliście tyle czekać na rozdział!

Do przeczytania!

Słów:961

~Saszka5628~

<3 <3 <3 


Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Where stories live. Discover now