Rozdział 46

2.9K 104 9
                                    


Pov.Delaine

Budzę się z okropnym bólem przeszywającym całe moje podbrzusze.Ledwo podniosłam się,żeby usiąść. Jak mam przeżyć ten dzień?

-Super.-Warknęłam z sarkazmem. Pomimo tego całego bólu nie żałowałam tego co stało się w nocy. To była zdecydowanie najlepsza noc mojego życia. Teraz jak przypominam sobie nasz pierwszy raz,dochodzę do wniosku,że niewiele musiał zrobić by zawładnąć całym moim ciałem. Oddałam się mu w całości,nasza więź została umocniona na zawsze. Teraz tylko śmierć może nas rozdzielić. Oddychamy w tym samym tempie,czuje jego emocje,znam jego największe marzenia i pragnienia,nasze dusze się połączyły,a serca biją jednym rytmem.

Ledwo dotknęłam stopami podłogi,a już usłyszałam warknięcie. Obejrzałam się za siebie. Shawn opierał się jedną ręką o materac pokazując swoją umięśnioną klatkę piersiową. Uważnie mnie obserwował.

-Co robisz maleństwo?

-Idę pod prysznic.-Uśmiechnęłam się lekko i wzruszyłam ramionami. Za nim zdążyłam mrugnąć Shawn trzymał mnie już w ramionach.

-Czuję twój ból.

-Odczuwasz go?-Spytałam zaskoczona oplatając jego szyję rękoma.

-Nie,ale wiem,że cię boli.-Pocałował mnie w czoło i wtulił w siebie idąc do łazienki.

-Hej,żałujesz tego co się stało?-Spytałam wystraszona patrząc mu w oczy. Widziałam w nich tylko miłość.Shawn zrobił zaskoczoną minę i chyba lekko się zdenerwował.

-Jak możesz tak myśleć! Czekałem na to całe życie! Na ciebie Delaine.-Powiedział i pocałował mnie namiętnie w usta.-Po prostu nie chciałem sprawić ci bólu,chciałem być delikatny.

-I byłeś! Było niesamowicie! To był najlepszy dzień mojego życia. Pierwsze razy zawsze są bolesne. 

-Przy następnych będzie lepiej.-Uśmiechnął się do mnie szeroko puszczając oczko.

Weszliśmy do kabiny prysznicowej wcześniej ściągając ubrania. Spłukiwałam płyn z jego wysportowanego ciała. Trzymał ręce na mojej talii całując mnie po szyi.

-Nigdy się tobą nie nasycę.-Szepnął uwodzicielsko przy moim uchu. Powoli zjeżdżał ręką do mojej kobiecości.-Sprawię,że nie będzie cię dłużej boleć.-Przyciągnęłam go do pocałunku. Pomimo tego,że moje ciało przeżywało jeszcze ostatnią noc,wiem,że niedługo się zregeneruje.Poza tym Shawn nigdy by mnie nie skrzywdził.Udowodnił mi to już nie raz. Po raz kolejny dzisiaj badaliśmy swoje ciała.



***

-Więc tak to właśnie wygląda.-Opowiedziałam zbuntowanym wszystko od a do z. Od kamienia,po moje nowe umiejętności i opowiadając szczegóły na temat Kevin'a Gryffin'a.

-Więc wojna.-Powiedział Mike.

-Nie,żadnej wojny.-Zaprzeczyłam szybko.-Ten kamień był jednorazową sytuacją.

-Alfo,z całym szacunkiem,ale próbujesz oszukać nas czy siebie?-Spytał Dante wychodząc z szeregu. Nie mogłam na to odpowiedzieć. Wmawiam sobie,że ten kamień to przypadek,że Kevin był sam,a te wszystkie informację o moich zdolnościach okażą się bzdurą. Prawda jest taka,że była bym idiotką gdybym w to wierzyła.

-Nie chcę wierzyć w odrodzenie watahy Jordan'a. Naprawdę nie chce. Chce być w końcu szczęśliwa! Nigdy się od tego nie uwolnię. To będzie mnie prześladować.

-Alfo,musisz pogodzić się z przeszłością.-Prychnęłam na jego słowa.

-Dogadujemy się lepiej pokłócone.-Warknęłam przykładając swoją rękę do czoła i przymknęłam oczy.-Ale wiem,że macie racje,tak jak Shawn. Twierdzicie,że kamień nie był przypadkiem i jest powiązany z Jordan'em,ale ja po prostu nie chcę w to wierzyć.Nie chcę wierzyć,że to jeszcze nie koniec.-Jęknęłam sfrustrowana opuszczając dłonie wzdłuż ciała.-Nie chce stracić kogoś więcej.

-I nie stracisz.-Chłopcy spojrzeli krzywo na Dante'go,gdy nie zwrócił się (według nich) z szacunkiem tylko na "ty". Mi to nigdy nie przeszkadzało,ale oni mają inne zdanie na ten temat.

-Dobrze zrobimy to.-Pojedyncze uśmiechy zaczęły pojawiać się na twarzach chłopców. Myśl,że mogliby zabić po raz drugi bliskich Jordan'a napawała ich ekscytacją.-Ale po mojemu.-Rzuciłam im ostatnie troskliwe spojrzenie i wyszłam z sali konferencyjnej. Ostatnio spędzam tam dużo czasu.


***

-Musisz ustalić co się ze mną dzieje.-Powiedziałam głosem nie znoszącym sprzeciwu opierając dłonie o biurko lekarza.

-Oczywiście.

-Shawn nie może się dowiedzieć.-W gabinecie zapanowała cisza. Widziałam,że lekarz się waha więc przystąpiłam do drugiej części negocjacji.-Dowie się wszystkiego ode mnie. Niektórych rzeczy miałam ci nie mówić,dlatego jestem tu sama,a on pracuje w swoim gabinecie. Niedługo włączy mu się instynkt opiekuńczy,więc mamy mało czasu.

-Nie rozumiem,wszystko Lunie powiedziałem.

-Oprócz tego jak to kontrolować.

-Niestety na to nie ma złotego środka.-Powiedział ze współczuciem zdejmując swoje okulary.-Tego Luno musisz nauczyć się sama. Tylko od ciebie zależy czy ta moc będzie błogosławieństwem czy przekleństwem.-Zastanowiłam się chwilę analizując słowa lekarza. Opadłam na krzesło podpierając głowę rękoma i zastanawiając się czy dobrze robię.

-Ile lat pracujesz dla watahy Shawn'a?

-Jeszcze za czasów,gdy władze sprawował Josh Mendes.Znam jego syna od dzieciaka.-Pokiwałam twierdząco głową podnosząc wzrok ze swoich dłoni na lekarza.

-Jest jeszcze coś.-Opowiedziałam Ted'owi o sytuacji z małą dziewczynką,którą uratowałam przed kamieniem. Lekarz słuchał uważnie i notował. Przypomniałam mu o krzykach i potwornych bólach głowy i o domysłach Shawn'a.

-Ma rację.

-Słucham?-Spytałam nie wiedząc o co chodzi mężczyźnie.

-Wiedziałaś wszystko. Numer piętra,pokój,kolor. Znam cię krótko,ale na tyle by wiedzieć,że nie skrzywdziłabyś nikogo tym bardziej nie posunęłabyś się do zdrady zwłaszcza,że...

-...Kocham Shawn'a.

-Dokładnie. Luno masz potężny dar od księżyca.

-Tak,wiem kontrolowanie regeneracji.

-Przy tym co potrafisz regeneracja to dodatek.

-O czym ty mówisz?

-Mówię,że Alfa ma rację,a ty potrafisz przewidzieć zdarzenia. Widzisz przyszłość.





Jeszcze trochę przed nami...

Do przeczytania!

Słów:772

~Saszka5628~

<3 <3 <3

Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz