Rozdział 57

2.3K 92 13
                                    

Pov.Delaine

Głośna melodia rozeszła się po pokoju wyrywając mnie ze snu. Przekręciłam się na bok zakrywając głowę poduszką.

-Wyłącz to.-Mruknęłam zirytowana.

-To twój.-Zamruczał Shawn przecierając ręką oczy i podparł się na materacu łokciami. Obróciłam się patrząc na szafkę nocną,na której wibrował mój telefon. Wkurzona chwyciłam go i jęknęłam zła,gdy światło telefonu błysnęło mi po oczach. Zmrużyłam oczy widząc,że dochodzi trzecia w nocy.

-To nie budzik,to Callum.-Szepnęłam przyciskając zieloną słuchawkę.

-To to samo.Kompletnie go już pojebało. Jeśli się spił,zabije go.-Uśmiechnęłam się pod nosem na słowa Mendes'a przykładając telefon do ucha.

-Co do chuja?-Mruknęłam głośno z wyraźnym niezadowoleniem.

-Aly rodzi.-Otworzyłam szeroko oczy zerkając jeszcze raz na telefon czy to mi się przypadkiem nie przyśniło i czy na pewno rozmawiam teraz z Callem. W tym samym momencie wstałam szybko z łóżka prawie wywalając się po drodze.

-Co jest?-Szepnął zdziwiony Shawn siadając na łóżku.

-Aly rodzi.-Tyle wystarczyło. Zaczęliśmy się szybko ubierać,jednocześnie byłam w kontakcie z Callem.

-Na pewno denerwuje się przedwczesnym porodem,a to u wilkołaków norma. Szybciej się rozwijamy.-Mówiłam zakładając buty i zjechałam po poręczy schodów,gdy Shawn z nich zbiegał.

-W tym rzecz. Denerwuje się a,już czas,żeby rodziła,ale wariatka powiedziała,że nie zrobi tego bez ciebie.-Mówił szybko i chaotycznie.

-Awww.-Zatrzymałam się w miejscu rozczulona słowami,które powiedziała mu Aly.

-Delaine!-Krzyknął Shawn pośpieszając mnie.Otrząsnęłam się mówiąc przyjacielowi,że będziemy za trzy minuty. Musimy się przemienić,autem potrwało by to dłużej.

***

Ponownie przemienieni w ludzką postać wbiegamy do mojego rodzinnego domu,w którym panuje taki chaos,jakby to Luna rodziła,a nie partnerka bety.

-Chodź.-Powiedziałam szybko,gdy Shawn zaczął się nerwowo rozglądać. 

-Gdzie macie skrzydło szpitalne?

-Schody w górę i w prawo.-Wysapałam wspinając się na górę. Przepchnęliśmy się przez wilki,które chciały być świadkami narodzin.

-Poczekam tu.-Powiedział opierając się o ścianę. Wcale nie musiał tu być,ale wie ile znaczą dla mnie przyjaciele,więc o trzeciej w nocy zwlókł się z łóżka,bym mogła tu być. Podeszłam do niego wpijając się w jego usta. Przytrzymał mnie dłużej dociskając do siebie,aż w końcu odsunęliśmy się od siebie,a ja wbiegłam na "domową porodówkę".

-I przyj!-Krzyczała Millie. Jeszcze gdy tu mieszkałam leczyła nas wszystkich i odbierała porody. Na kozetce leżała cała blada i spocona Aly. Spojrzała na mnie uśmiechając się przez grymas. Koło niej stał James,który był bliski omdlenia,ale starał się wspierać swoją partnerkę.

-Jesteś wariatką.-Krzyknęłam podbiegając do niej i łapiąc jej rękę. Pomimo tego,że była wycieńczona uchwyt miała zabójczy,aż się skrzywiłam.

-Dobrze ci idzie kochanie.-Szepnął James również trzymając jej dłoń.

-Zamknij się ty niewyżyty seksualnie fiucie! Ostatni raz zamoczyłeś przysięgam na mojego syna!-Krzyczała w bólu klnąc pod nosem. Stałam zszokowana patrząc na James'a,który wydawał się nie przejmować obelgami Aly. I bardzo dobrze.

Nikomu Cię nie oddam! Jesteś Moja! [s.m]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz