XXVII

510 30 2
                                    

-Tajna skrytka w podłodze. Podobno wiesz, gdzie jest.- usłyszałam, kiedy dokładnie rozglądałam się po domu Gryffina. Byłam tu wiele razy, jednak strasznie się tu zmieniło z biegiem czasu. Kiedyś piękne, w miarę zadbane mieszkanie przypominało teraz jedną, wielką melinę. A śmierdziało niesamowicie. Wszędzie porozwalane strzykawki, lufki i przypalone łyżki. Normalnie melina ćpunów.- Lauren, mówię do ciebie. Nie mamy czasu!-

-A tak.- ruszyłam przed siebie i podeszłam do czerwonej kanapy.- Pomóż mi.- powiedziałam i zaczęliśmy odsuwać sofę. Po chwili chwyciłam za dywan i poderwałam go do góry. Uklęknęłam na ziemi, wyciągnęłam z kieszeni kurtki scyzoryk i go odtworzyłam. Włożyłam ostrze w szparę i podważyłam. Podniosłam kawałek podłogi.- O kurwa.- powiedziałam, widząc co, jest w środku. Neseser jak mniemam z naszymi pieniędzmi, worek konopi i ogromną ilość mniejszych woreczków -jak mniemam- z kokainą.

-Ładnie się obłowił.- powiedział mój wspólnik, po czym sięgnął po neseser.

Wstałam z podłogi i zaczęłam się zastanawiać, o co tak naprawdę chodziło Tyronowi. Nie bez powodu się zatrudnił w tej, a nie innej firmie. Wtedy w głowie usłyszałam: Camila.

Wyciągnęłam telefon jak poparzona i wybrałam numer dziewczyny. Długo czekałam, aż odbierze, co tylko wzmożyło moje nerwy i strach o nią.


-Lauren jest druga w nocy, co się dzieje?- spytała zaspanym głosem.

-Wszystko w porządku?- spytałam.

-Poza tym, że mnie obudziłaś i nie ma cię w domu to raczej tak.-

-Okej, w takim razie przepraszam i śpij dobrze.- powiedziałam.

-Lauren, co się dzieje?-

-Nic słoneczko. Dobranoc.- powiedziałam i się rozłączyłam.

Zaczęłam nerwowo chodzić po domu.

-Lauren, wysłałem swoich ludzi do ciebie. Nic jej nie będzie.- spojrzałam tylko na niego i kiwnęłam głową. On dalej przeczesywał skrytkę.

Jeśli chciałby Camilę, już dawno byliby tam jego koledzy, a poza tym jest strzeżona przez najgroźniejszy gang w stanach. Czyli nie chodzi o nią. W takim razie to było co innego."Lauren wróć do nas". Odbiły mi się jego słowa w głowie. Do nas? Chodzi o tę paczkę, z którą robiliśmy rozboje na melanżach i nie tylko? Chodzi o tę paczkę, z której chciał zrobić gang?

Momentalnie się otrząsnęłam.

-Carlos!- krzyknęłam, on szybko do mnie podbiegł i zakrył mi dłonią usta.

-On jest z Bloods. Wychodzimy.- szepną i złapał mnie szybko za dłoń.

____________

-Kurwa, dlaczego wcześniej się nie ogarnąłem!- krzyknął Hiszpan, uderzając w kierownicę.

-Skąd wiesz, że on jest z Boods?-

Słyszałam kiedyś o tym gangu. Wiem tyle, że są niebezpiecznymi dealerami, a co najważniejsze -w tym momencie- odwiecznymi wrogami Crips. Nie wiedziałam, że Gryffin do niego należy. Chociaż, jak tak na to spojrzeć? To swój trafił na swego.

-Zobaczyłem pod dragami czerwoną apaszkę. I litery na ścianie.-

-Jakie litery do cholery?-

-Ck.- odpowiedział zamyślony.

-Możesz mówić normalnie? Nie jestem w gangu i nie wiem, co to znaczy!- uniosłam się.

-Crips killers.-

Do końca podróży układałam sobie wszytko w głowie. Wszystkie informacje, jakie poznałam tej nocy. W końcu dojechaliśmy do biura. Carlos stanął pod nim i wyłączył silnik. Już chciałam wysiadać, kiedy złapał mnie za ramię. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. On tylko otworzył schowek i wyjął z niego pistolet.

-Mogą na nas czekać. Chłopaki są w środku, ale lepiej dmuchać na zimne.-

-Czekaj kurwa. Chcesz mi powiedzieć, że w tym oto biurowcu jest twój gang? A mój ojciec? Co, jeśli mu się coś stanie?- spytałam.

-Po pierwsze twój tata wie. Myślisz, że kim jest ten przemiły strażnik, z którym gadasz, jak nie palisz w gabinecie? Po drugie nie ma go o tej porze tak jak zresztą nikogo. Po trzecie trzymaj się za mną.-

Chyba zmęczenie dało mi o sobie znać.

-Chcesz mi powiedzieć, że mój ojciec zatrudnił najgroźniejszy gang w stanach, do ochrony jego biurowca?- wytrzeszczyłam oczy. Nie wiem, kiedy mój ojciec stał się, aż tak odważny.- Poza tym, umiem się sama obronić.- prychnęłam. Wzięłam od niego pistolet i wysiadłam z samochodu. Schowałam broń za pasek czarnych jeansów.

Zobaczyłam, że Hiszpan podszedł do bagażnika, więc udałam się w jego stronę. Po chwili podał mi skórzaną kurtkę i niebieską bandanę.

Zanim wróciłaś CAMRENWhere stories live. Discover now