Część jedenasta

57 10 0
                                    


Ogromny smok leżał obok mnie na plaży i oglądał zachód. Ja w tym czasie załadowałam wiosła, znalazłam nieco prowiantu na wyspie i załadowałam do łodzi. W oddali widziałam młodego Wrzeńca. Chyba dwie godziny się wahał czy podpłynąć jak zobaczył wielkoluda. W końcu jednak ciekawość zwyciężyła. Wodny smok po mału wyszedł z wody. Mojemu przyjacielowi się to średnio podobało. Warczał podejrzliwie, ale uspokajałam go i prosiłam, aby nic nie zrobił drugiemu. Wrzeniec był wielokrotnie mniejszy. Podeszłam do zielonego i dałam mu rybę. 

- Wracam na koniec świata. Duży także. Możesz płynąć ze mną, jeśli chcesz. 

Wrzeniec zamachał skrzydłami i zaryczał. Nie wiem co to mogło oznaczać, ale niedługo się miałam przekonać. Wrócił do wody i już mknął w stronę horyzontu.

- W takim razie, my też się zbieramy. 

Podeszłam do łodzi i po chwili wylądowałam na piasku. Smok uderzył ogonem w mój nogi. Raczej złośliwie. Podniosłam się i spróbowałam jeszcze raz. Podniosłam jedną nogę i ogon znów mnie uderzył, tym razem z bok. Chciałam szybko wskoczyć na łódkę. Jego ogon złapał mnie w locie i podniósł wysoko nad ziemię.  Musiałam się go mocniej złapać, żeby nie zlecieć i rozbić się o łódź.

- Hej, dowcipnisiu, to nie jest śmieszne - wydał dźwięk, gardłowy, przypominający śmiech. - O co ci chodzi? Postaw mnie. Mam lęk wysokości!

Nie było to kłamstwo. Nigdy nie miałam problemu, aby wspiąć się na bardzo wysokie drzewo, ale schodzenie z niego, to już było wyzwanie. Zawsze musiałam spojrzeć w dół. W tej chwili starałam się tego nie robić, ale on zmrużył chytre oczy i przekręcił ogon. Próbowałam manewrować ciałem, ale zaczął mną tak wymachiwać, ze w końcu dostrzegłam odległość, jaka mnie dzieliła od ziemi. O bogowie! Zaczęło mi się kręcić w głowie, wzrok mi się zamazywał.

- Zaraz... chyba...

Ogon znów się odwrócił i już nie wisiałam głowę w dół. 

- ... zemdleję. - Odzyskałam ostrość widzenia. Znajdywałam się nos w nos z gadem. - Nigdy więcej tak nie rób! Rozumiesz mnie żartownisiu? Nie śmieszne.

Ale on znów się tylko zaśmiał. Usiadłam mu na ogonie. 

- Dlaczego nie dasz mi wejść do łodzi? Chcę już wracać. Do końca świata jest spory kawałek. 

Smok zaryczał tak, ze poczułam ohydny oddech, następnie, delikatnie, machnął ogonem, który przybliżył mnie to jego grzbietu. Spojrzał na mnie i zaskrzeczał. Zmrużyłam oczy podejrzliwie. 

- Czy ty chcesz, abym... mam na tobie polecieć? Mogę?

Uśmiechnęłam się z zachwytu. Miało być wyjątkowo. Więc będzie. Podniosłam się i skoczyłam na jego szyję, gdzie nie było już kolców wyrastających z grzbietu. Chwyciłam się rogów wyrastających z jego głowy. Było całkiem wygodnie. Na szczęście nie zapomniałam o mojej torbie. Złapał ją w zęby i podał mi. Chwyciłam się mocniej kiedy smok rozłożył skrzydła i zaczął nimi machać. Pomału unosił się nad ziemię i zaczął lecieć do przodu. Szybciej. Obejrzałam się, wyspa się oddalała. Ocean był wiele metrów  niżej. Zamknęłam oczy i przytuliłam się do jego ciała. Jego ciało zadrżało. Zawarczał kilka razy i pochylił się na bok. Potem na drugi. Ciągle mnie obserwował. Chyba robił to specjalnie, abym popatrzyła w dół. Pod nami słyszałam rytmiczne pluski. Spróbowałam. To Wrzeniec wyskakiwał co chwila z wody. Chyba dobrze się bawił. Roześmiałam się. Póki skupiałam wzrok na smoku nie bałam się. Ale serce mi zamierało, gdy próbowałam zerknąć w inną stronę. Mimo wszystko jest przełom. Smok, na którym leciałam znów zaczął się przechylać. On również dobrze się bawił. Dopiero teraz zaczęłam mu się bliżej przyglądać. Był pomarańczowy, wachlarze miał niebieskie, a skrzydła były kolorowe jak u motyla. Miał ostre rysy i kilka blizn na ogonie i głowie. Wywnioskowałam, ze to musi być samiec. Śledzik byłby ze mnie dumny. 

Uniosłam się lekko. Słońce zaczęło już się chować. Zaraz będzie tak ciemno, że nic nie będę widzieć. Oby smok miał lepszy wzrok. Nastała kompletna cisza, którą co jakiś czas przerywał szum skrzydeł. Wrzeniec zniknął pod wodą i już się nie wychylał. Wręcz położyłam się na jego szyi i po chwili zasnęłam. 

***

Śniły mi się dziwne rzeczy. Sceny na Vasteras, pokłóciłam się z kimś, byłam wściekła. Płakałam. Słyszałam, ze ktoś za mną krzyczy. Każe mi się wynosić wyklina mnie. Miałam wrażenie, że znam ten głos, ale go nie rozpoznałam. Przeszywał mnie ból, aż nagle pojawił się smok. Mój smok. Wielkoskrzydły oplótł mnie ogonem i przyłożył pysk do mojej głowy. Poczułam ciepło i ból zniknął. Moje ciało zrobiło się takie lekkie. 

***

Skrzydła uderzyły mocniej i się obudziłam. Smok lekko szarpnął, jakby też wrócił do rzeczywistości. 

- Jak ty to robisz? Kontrolujesz moje sny. Ostatnio ciągle w nich jesteś. 

Spojrzał tylko na mnie, ale to musiał być on. Ten smok potrafił wchodzić do ludzkiej głowy. Niezwykłe.  Najpierw były to chyba lekkie żarty, ale przed chwilą uratował mnie o koszmaru. 

- Lubisz się wygłupiać, co? Jesteś nieco niesforny. Ale to mi nie przeszkadza. Właściwie, powinnam cię jakoś nazwać. Nie mogę ciągle ci mówić "smok". Tylko jak?

Na Berk wymyślało się głupie imiona, aby odstraszyć zł moce. Na Vasteras nie wierzyliśmy w przesądy, ale nie rezygnowaliśmy, z tego powodu z głupich nazw. Niektóre były naprawdę śmieszne. 

- Może Żartowniś, co? Pasuje.

Ale on tylko smagnął mnie ogonem i zawarczał urażony. 

- Nie, zgoda. To głupie. Wiercik? Nie potrafisz usiedzieć, albo Gaduła. 

Kilka głupich pomysłów dalej, w końcu wpadłam na pewien pomysł. Miałam nadzieję, ze mus ię spodoba, bo zaczynał mnie boleć kark od smagania ogonem. 

- Ale myślę, że Loki to ładne imię. Co o tym sądzisz? Podoba ci się?

Szybko osłonił ręką kark, ale uderzenie nie nastąpiło. Odwrócił głowę i popatrzył na mnie. Uśmiechnął się szeroko i wydał z siebie ten charakterystyczny, melodyjny dźwięk. Potem zaryczał tak potężnie, ze cały archipelag musiał nas usłyszeć. 

- Rozumiem, że jesteś na tak.

kołysankaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz