28

93 12 0
                                    

           Wszystko robi się naturalniejsze z czasem.

           Kiedy wstają rano i spotykają się na śniadaniu, Yuuri zawsze wygląda, jakby w nocy został przejechany traktorem; i potem prawie machinalne nachylał się do niego, całuje go w policzek i dźga go przy okazji swoimi okularami. A potem siada, ziewa trzydzieści razy, nim w końcu mamrocze „smacznego" i oboje zabierają się do swojego pierwszego posiłku.

         Viktor nie wyobraża sobie, że to mogłoby się kiedykolwiek skończyć; finały są jednak coraz bliżej, a z tym, przychodzą inne wybory.

           Może powinni iść na randkę. To rzecz, nad którą Viktor zastanawia się, gdy Yuuri po raz kolejny odrywa się od lodu. Powinien na pewno zwracać większą uwagę na samego Yuuriego w tej chwili, nie konkretnie na samą naturę ich relacji, ale nie może wyrzucić ze swojej głowy tego, że nigdy nie byli na żadnej randce.

           Znaczy. Nie byli na żadnej oficjalnej randce. Najbliżej, jak do randki byli, była może ta jedna noc, gdzie zamówili jedzenie na wynos i zjedli je w parku; było to jednak miesiące temu i Viktor nie był nawet pewny, czy Yuuri stwierdziłby, że też uznaje to za to samo.

         Lubił czytać różne artykuły o nich, tym bardziej pełne teorii na temat ich związku — czy był, czy nie, jeżeli tak, jak i skąd, i jak długo? To było prawie zabawne, biorąc pod uwagę, jak w wielkim błędzie większość z tych rzeczy była; nie mieli zazwyczaj czasu na zbyt wiele rzeczy, jakie ludzie nieustannie im zarzucali.

           Zazwyczaj spędzali całe dnie na lodowisku, jedli razem kolację, siedzieli w gorących źródłach i wracali do swoich oddzielnych pokojów, żegnając się ze sobą krótko. Nie było czasu i energii na nic więcej, oprócz krótkich pocałunków pomiędzy zapchanym grafikiem i paru krótkich, pełnych uczuć słów.

         — Viktor?

        Wracają w końcu z lodowiska; jest zimno, ale nadal trzymają się za ręce.

           — Tak?

         Uścisk jego dłoni robi się nieco mocniejszy.

         — W mieście obok, za parę dni jest festiwal-- robią go co roku i... wiesz, myślałem, że jeżeli chcesz-- bo-- no, nie widziałeś tego nigdy. Moglibyśmy tam... pojechać. We dwoje.

           Może Yuuri miał podobne zmartwienia co sam Viktor.

         — Za dwa tygodnie lecimy do Barcelony — mówi jedynie.

        Tyle wystarczy, żeby mina Yuuriego zrzedła.

           — Przepraszam — mamrocze pod nosem. — Po prostu--

           — Możemy iść — przerywa mu natychmiast Viktor, w myślach się za to wszystko przeklinając. — Czy jechać. Jest okej, jeżeli to tylko jeden dzień...

         — Nie musimy, tylko myślał--

         — Yuuri. — Mężczyzna zamyka usta i patrzy na Viktora z lekko zdołowanym wyrazem twarzy. — To tylko jeden dzień i-- jasne, zasługujesz na odpoczynek...

         Nie powinien odpoczywać, nie przed tak ważnym momentem w karierze, ale Yuuri działa inaczej niż wszyscy inni, z którymi Viktor miał do czynienia; jeżeli nie da mu przynajmniej chwili odpoczynku, do grudnia zdąży naprawdę zwariować.

           — Ale--

           Tym razem zamyka jego usta pocałunkiem; ich wargi są zmarznięte, a kiedy odrywają się od siebie, płuca Viktora bolą od zimnego powietrza.

         — Robimy to — mówi.

             Jego oczy mówią więcej niż usta, a Viktor nie jest w stanie powstrzymać się od kolejnego pocałunku, tutaj, gdy są na środku ulicy, a śnieg powoli zaczyna ich zasypywać.

✔ finally, you and me are the lucky ones this time | yuri on iceHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin