s01e06

171 16 4
                                    

Rosja rok 1916

— Wybacz ojcze, ale tak nie można. Nie nadaje się na cesarza — mówiła idąc szybkim krokiem za ojcem, który nie zwracał na nią większej uwagi. Szedł przed siebie mamrocząc pod nosem i nie odpowiadając na nawoływania córki.

Pogrążony był w własnym świecie do którego nie wpuszczał nikogo. Liczyły się dla niego tylko własne myśli, a nie otaczający go świat. Podjął już decyzję i Anastazja zdawała sobie z tego sprawę, ale musiała to odwrócić i sprawić, aby ponownie zaufał Alexandrowi. Nie wybaczyłaby sobie nigdy gdyby to właśnie przez jej osobę mężczyzna stracił przywileje następcy tronu.

Korytarz wypełniał dźwięk rozchodzącego się echa za każdym razem gdy buty Anastazji dotykały twardego podłoża. Dziewczyna niemal biegła za ojcem, który zachowywał się tak  jakby był w gorącej wodzie kąpany czym sprawiał, że brązowooka odczuwała coraz większy strach, a niezawodna intuicja podpowiadała jej, że wydarzy się coś niedobrego. Jednak nie zdawała sobie sprawy z tego, że już za chwilę wielka tajemnice rodu Romanov ujrzy światło dzienne.

Ojciec zatrzymał się przed drzwiami komnaty zamieszkanej przez brata Anastazji, która wykorzystała moment nieuwagi cara. Położyła dłoń na jego ramieniu i już miała zamiar się odezwać, ale mężczyzna potraktował ją jak natrętną muchę i strzepał jej dłoń. A następnie nacisnął klamkę zrobioną z szczerego złota i pchnął białe drzwi.

I właśnie wtedy dwoje pary oczu spojrzały na nich. Kobieta w popłochu zaczęła osłaniać nagie ciało pościelą, a Alexander poderwał się z łóżka i chwycił za spodnie, aby nałożyć je na siebie.

Mikołaj widząc syna w tak intymnym akcie z pokojówką zaczął krzyczeć i grozić nawet wszystkim świętym. A Anastazja stała tam jak sparaliżowana przeklinając w myślach głupotę swojego brata. Co też sprawiło, że porwał ukochaną w swoje ramiona akurat w tym momencie. A przede wszystkim nie rozumiała dlaczego uczynił to w zamku.

Nowy Orlean 1917

Sztylet wykonany z białego złota wykonany na specjalne zamówienie u pewnej czarownicy, która zaczarowała go dawno temu ozdabiany był maleńkimi rubinowymi kryształami. Oznaczały one nic innego jak krew przelewaną dla życia wiecznego, a z każdym kolejnym stuleciem ich odcień stawał się coraz bardziej wyrazisty.  Zupełnie tak jakby maleńkie krople krwi ofiar rodu de Poitiers materializowały się w tych kamieniach szlachetnych, aby na zawsze przypominać im o tym ile morderstw popełnili. Rękojeść została wykonana za to w zupełnie innym klimacie. Ozdobiona szafirami oznaczała nadzieję na lepszy los, ale te z kolei bledły za każdym razem gdy znajdowały się w sercu Amelii. 

Drobna blondynka leżała na łożu z baldachimem co jeszcze bardziej dodawało jej uroku. Pogrążona w śnie wyglądała zupełnie jak zaklęta księżniczka czekająca na swojego wybawce. Długie włosy dziewczyny starannie zostały ułożone na miękkiej poduszce, a suknia wyglądała tak jakby została wykonana w innej epoce co po części było prawdą. W tej bajce jednak nie pojawił się żaden z książąt, aby złożyć na jej ustach słodki pocałunek budzący ją z snu, który trwał równo sto lat. No może nie do końca sto, ale prawie, gdyż pamiętna data swoją rocznice miała obchodzić za trzydzieści dni, ale Niklaus zdecydował, że obudzi Amelię przed czasem, chociaż wiedział jak bardzo kobieta tego nie lubi. Niechęć do wcześniejszego przebudzenia nie była spowodowana tym, że kochała spać, a raczej faktem, że jej życie połączone było bezpośrednio z wampirami stworzonymi jej magią. 

Amelia obawiała się o braci tak bardzo, że była gotowa oddać za nich życie, jakby nie poświęciła im już nazbyt wiele. To właśnie ona stworzyła ich rzucając zaklęcie nieśmiertelności za czasów kiedy to zaraza tuliła się do każdego człowieka i zabierała jednego po drugim nie patrząc ani na wiek, ani pochodzenie. Jednak czyż właśnie nie taka była śmierć? Przed nią, zresztą tak samo jak przed obliczem stworzyciela wszyscy są równi. Nie ważne ile dóbr materialnych zdobędziesz na ziemi. Nie istotne jest również to w jakim wieku jesteś, ani to jak wyglądasz. Śmierć zapuka do twych drzwi i nawet gdy schowasz się pod łóżko, aby cię nie zobaczyła, ona i tak zabierze twoją duszę, żeby zaprowadzić ją do wiecznej krainy. Gdzie podobno ból nie dosięga, a łza nigdy nie spłynie. 

1917 Where stories live. Discover now