44. „Dla ciebie znalazłabym czas."

873 26 1
                                    

Od powrotu do domu praktycznie nic nie robiłam. Rozpakowałam się, nadrabiałam seriale, spotykałam się ze znajomymi i rozmawiałam z Asher'em.

Jonas dziś wraz z Theo i Rose przekonali mnie do wyjścia. Weszliśmy w końcu do przytulnej kawiarni zajmując miejsce w rogu. Zamówiłam to co zawsze i całkowicie wyłączyłam się z rozmowy. Do mojej głowy przyszły myśli o Parker'ze. Od ostatniej kłótni aucie unikaliśmy się jak ognia. Zaczynałam tęsknić za jego wkurwiającą osobą. Nie wiedziałam czego chcę i czy jego intencje są stuprocentowo pewne. Boję się związku, dlatego lepszym rozwiązaniem jest dla mnie przyjaźń, ale jak zauważyłam dla niego nie.

Jesteś pieprzonym tchórzem, Naomi.

Oh, zamknij się.

Westchnęłam cicho spoglądając na moich przyjaciół. Nagle mojemu bratu mina zrzedła. Zmarszczyłam brwi spoglądając na jego zaciśnięte pięści.

- Kurwa.- przeklnął na głos zdenerwowany.

- Co się stało?- zapytałam od razu. Nie wyglądało to dobrze.

- Dziś mam pożegnalną walkę. Jake także.- odpowiedział łapiąc się za głowę.- Dlaczego akurat dziś?!

- Spokojnie.- złapała go za rękę niebieskooka.- Będziemy przy tobie.

Pożegnalna walka.

Wiedziałam o niej i wszyscy żyliśmy w stresie, kiedy się odbędzie. Mój brat jednak pominął jeden fakt. Jake też z tym kończy. Żołądek nagle zaczął mnie boleć ze stresu. Nie chciałam, aby któremuś z nich coś się stało. Byli dla mnie zbyt ważni. Mimo tego, że wierzyłam w ich zwycięstwo zawsze była obawa. Ledwo dopiłam swoją kawę, ponieważ mieliśmy jechać do Cameron'a.

Po krótkim treningu przygotowawczym dla Theo znaleźliśmy się w kuchni. Wypiłam jedno piwo na tak zwaną odwagę. Niby nie walczyłam, ale robiły to cholernie ważne dla mnie osoby. Gdy wyrwali mnie z myśli i oznajmili, że już idziemy, osłupiałam. Mięśnie nagle odmawiały posłuszeństwa, a żołądek powodował, że miałam się ochotę wygiąć w pół. Stres przejął władze nad moim ciałem doszczętnie. Droga minęła mi okropnie. Liczyłam tylko domy za oknem próbując nad wszystkim zapanować. Kiedy tylko zaparkowaliśmy na miejscu i chłopacy poszli do środka się przygotować, zapaliłam papierosa. Parker jak idzie się domyślić obdarował mnie tylko beznamiętnym spojrzeniem. Westchnęłam ciężko strzepując popiół. Z tym człowiekiem już chyba tak najzwyczajniej w świecie jest.

- Hej, suki!- krzyknęła moja przyjaciółka znajdując się znikąd przede mną. Podarowała mi szybkiego buziaka w usta i to samo zrobiła ze mną.

- A ty znowu palisz?- zapytał Romero z gniewną miną. Wyciągnęłam papierosa z ust, wypuściłam dym i zgniotłam peta butem.

- Jak widać już nie.- mruknęłam żartobliwie, chociaż on się nie zaśmiał. Reszta już tak.

- Dobra wchodzimy do środka?- zapytał brunet, na co wszyscy przytaknęli głową.

Trzymałam kurczowo za rękę Rose, która szła obok mnie. Wiedziałam, że boi się tak samo jak ja. Gdy w końcu przystanęłyśmy wtuliła się w mój bok poddenerwowana.

- Boje się, Nao.- szepnęła. Była bliska łez. Obraz tego wszystkiego również łamał mi serce. Obskurne miejsce, na którym nie jedni stracili życie powodowało dreszcz.

- Ja też, ale Theo potrzebuje wsparcia. Musimy mu pokazać, że da radę.- wytłumaczyłam cicho.

Jako pierwszy walczył Jake. Nie znałam jego przeciwnika, chociaż kojarzyłam niektóre osoby stąd. Ciężko było mi na to wszystko patrzeć, ale gdy Parker zadał ostatni decydujący cios o jego wygranej odetchnęłam z ulgą, a wewnątrz mnie pojawiła się radość. Szczęśliwy chłopak od razu podbiegł do nas i nawet mnie obdarzył mocnym przytulasem.

Because, I love you.Where stories live. Discover now