Rozdział 47

203 15 2
                                    

Rey

Dziś ostatni dzień pobytu w szpitalu. Minęły trzy tygodnie od wypadku, a Ben dalej leży w śpiączce. Leży na oddziale intensywnej terapii, a ja przychodzę do niego codziennie. Rozmawiam z nim, ale nie chce mu wspominać, że wyjeżdżam. Wiem, że on mnie słyszy więc nie chce go martwić.

Odwiedziła nas chyba cała szkoła, a pielęgniarki nie mają już gdzie wyrzucać kwiatów które każdy przynosi w setkach sztuk. Dwa tygodnie temu odbył się pogrzeb babci. Płakałam tak jak nigdy wcześniej. Tego nawet nie można było nazwać tylko  płaczem. Krzyczałam i płakałam jednocześnie, a Poe i Jyn musieli trzymać mnie za ramiona bo w zasadzie nie byłam w stanie stać na nogach. Od tego czasu nawet się nie uśmiechnęłam. Już nie płacze ale nie potrafię się cieszyć życiem. Jestem pewna, że jeśli Ben byłby ze mną byłoby mi lepiej.

Zdążyłam się już co nieco dowiedzieć o cioci Sabrinie. Jest nawet przyjazna, nie ma dzieci ani męża i prowadzi małe rancho w Grandwest. Pokazała mi zdjęcia z tego malowniczego miejsca. Jest tam ślicznie ale nadal moje serce należy do tego miasta. Najbardziej jest mi żal moich przyjaciół których tu zostawię, a zwłaszcza Bena.

Słysze jak ktoś wchodzi do sali i już po krokach jestem w stanie zidentyfikować kto mnie odwiedził.

- Rey, spakowana ? -Zapytała ciocia z już dobrze mi znanym uśmiechem twarzy.

- Już prawie. - Odpowiadam wkładając do plecaka wszystkie drobiazgi leżące na stoliku obok łóżka.

- Już nie mogę się doczekać aż poznasz miasto i rancho. Gwarantuje ci, że ci się spodoba.- Mówi uśmiechając się jeszcze szerzej i pokazując białe zęby.

- To a pójdę po wypis, zaraz wrócę.-  Powiedziała szybko i zniknęła za drzwiami.

Gdy już spakowałam wszystkie rzeczy usiadłam na łóżku i zaczęłam się zastanawiać jak moje życie zdążyło się tak szybko zmienić przez niecałe pół roku. Były dobre chwile i złe, a teraz. Czas stoi w miejscu. Nie wiem co będzie ze mną dalej. Chciałam iść na studia ale nie wiem czy to będzie możliwe. Przez niecały rok będę musiała mieszkać na ranchu oddalonym od mojego doczesnego życia o setki kilometrów. Sama nie wiem co czuje. W mojej głowie jest prawdziwa pustka. Jakby czarna dziura. Patrze ślepo na moje buty nawet nie wiem jak długo.

Moją uwagę zwrócił dopiero pisk otwieranych drzwi do sali. Spojrzałam na nowych gości i czując łzy, uśmiechnęłam się chyba najszerzej jak umiałam. W jednej chwili przytulili się do mnie Poe, Finn, Jyn, Ashoka a nawet Rose. Wszyscy razem zaczęliśmy płakać i szlochać, co zapewne było słychać na całym korytarzu bo w drzwiach co chwile stawały pielęgniarki i inni pacjenci chcący sprawdzić co się dzieję.

- Będzie mi was tak bardzo brakowało. - Mówię przez łzy, a reszta przytula i płacze jeszcze mocniej. To była najsmutniejsza chwila w moim życiu. Tego momentu bałam się chyba przez całe życie. A co jeśli nigdy ich nie zobaczę? Nigdy nie przytulę, nigdy więcej nie zobaczę uśmiechu Jyn, żartów Poe, nowych fryzur Ashoki, zazdrość Rose i zadziorne teksty Finn'a.

Nie chce płakać, bo czuje się zupełnie bezsilna. Chciałabym zostać przy nich na zawsze ale wiem, że wyjazd z ciocią to zło konieczne i wiem, że tu wrócę ale i tak smutek ściska mi serce. Chce się obwiniać o to, że nie spędziłam z nimi więcej czasu ale odrzucam wszystkie myśli bo to boli coraz bardziej. Myślałam, że to będzie początek mojego życia z tymi ludźmi ale los chciał inaczej.

- Kocham was, nigdy o was nie zapomnę.- Mówię łkając, a Poe śmieje się przez łzy które zaczynają szybciej płynąć. Czuję, że wszyscy teraz przypominają sobie wspomnienia gdy jeszcze byliśmy Ruchem Oporu i nienawidziliśmy Najwyższego Porządku. Niezapomniane spotkania, spory z Porządkiem i wszystkie wspomnienia związane z nimi.

- Ehh Rey przecież się jeszcze spotkamy.- Wiem, że wszyscy tak myślą, ale ja boje się, że to jest ostatni raz. Nie wiem dlaczego ale to moje osobiste przeczucie które, mam nadzieję się nie sprawdzi.

Po kilku długich chwilach przytulanek odsuwamy się od siebie i patrzymy sobie w oczy, może po to by poprawić sobie humor a może po to by na zawsze zapamiętać ich kolor.

- Idź do niego.- Mówi Ahsoka z uśmiechem ścierając z policzka rzeki łez. Patrze na nią a potem na resztę a oni tylko kiwają głowami i uśmiechają się. Mają rację, muszę się z nim pożegnać.

Wychodzę z sali zostawiając ich samych, a ja niemal biegnę korytarzem. Wszyscy przechodni spoglądają na mnie. Nic dziwnego, przecież nie często widuję się zapłakaną dziewczynę biegnącą po korytarzach. Zatrzymuje się dopiero przed drzwiami jego sali, gdzie przez szybę widzę zarys jego ciała. Na sali nie ma innych pacjentów bo państwo Solo mają wystarczająco pieniędzy żeby wykupić sale tylko dla Bena. Wchodzę do sali i  widzę Leie śpiącą na krześle tuż obok syna.

Na stoliku leżą trzy kubki kawy co świadczy o tym, że zasnęła w środku nocy. Pani Organa bardzo przeżyła nasz wypadek. Praktycznie nie opuszcza szpital. Codziennie w przerwach od czuwania przy Benie odwiedzała mnie i pytała jak się czuję. Widać po niej jak bardzo kocha syna bo jak inaczej można nazwać takie poświęcenie.

Zbliżam się wolnym krokiem do śpiącej kobiety i delikatnie szturcham ją by się obudziła. Po kilku chwilach otwiera zaspane oczy i poprawia rozczochrane włosy. Zauważa mnie i prostuje się. Kilka razy druga oczami by na pewno upewnić się, że to ja po czym śmieje się cicho.

- Nie patrz na mnie, wyglądam strasznie.- Leia śmieje się z zachrypniętym głosem.

Kobieta ogląda się wokół siebie i zabiera filiżanki leżące na stoliku. Uśmiecha się do mnie, kładzie mi rękę na ramieniu i wychodzi zostawiając mnie samą z Benem.

Bałam się tu przyjść od czasu gdy się obudziłam. Bałam się tego momentu. Nie bałam się Bena samego w sobie, bałam się że mnie nie pamięta.

Straciłam niemal wszystkie osoby które były mi bliskie. On jest ostatni. Tylko on mi został, a teraz okazuje się że nawet jego może mi zabraknąć.

Siadam na tym samym krześle co pani Organa i przez dłuższą chwilę dokładnie skanuje jego twarz.

Wypadek pozostawił po sobie ślad w postaci  dwóch blizn na lewym policzku, jedna tuż pod okiem. Lewa brew też jest przecięta.

Powraca obraz z wraku samochodu, pamiętam te rany, tylko wtedy wyglądały o wiele gorzej. Rozbita szyba cięła naszą skórę. Nawet nie czułam bólu, patrzyłam tylko wystraszona na zakrwawioną twarz Bena, teraz te rany wyglądają tak niewinnie jakby po prostu przez przypadek się przewrócił.

Ostrożnie głaskam jego ciepłą dłoń jakbym bała się, że mogę mu zaszkodzić. Patrzyłam na Bena i czułam ścieżki łez spływające po policzkach, a one spadały na jego dłoń. W jednej chwili płakałam jak małe dziecko które tęskni za mamą.

Nadal płacząc położyłam się obok ciepłego ciała Bena i wtuliłam w ramie. Nie próbowałam powstrzymywać łez, po prostu skupiłam się na jego zapachu, jego biciu serca, jego oddechu, na nim całym.

W tym momencie poczułam spokój. Moje serce przestało szaleć, a łzy przestały płynąć. Odcięłam się od złych myśli. Jeszcze raz wzięłam głęboki oddech i czując zapach chłopaka którego kocham, uśmiechnęłam się. Zło minęło, a ja pierwszy raz w życiu byłam spokojna.

Powoli otworzyłam oczy i spojrzałam na twarz chłopaka. Wydało mi się, że widziałam na jego ustach lekki uśmiech. Wiedziałam, że on wie o mojej obecności. Wiedział, że jestem z nim.

Wstałam z łóżka i trzymając Bena za rękę pocałowałam go w czoło. Moja łza spadła na jego policzek, a ja przysięgłam sobie, że to ostatnia łza którą wylałam.

Ścisnęłam jego dłoń i powoli wyszłam z pokoju gdzie została jedyna osoba którą kocham.

~~~

Chyba wróciła moja wena. Po długich wakacjach i miesiącach zastanowienia czy dalej kontynuować tą książkę stwierdziłam że tu wrócę. Już za kilka dni premiera IX Star Wars i z tej okazji zrobię maraton i tym samym przejdziemy do nowej części tego opowiadania. Będzie nowa fabuła oraz nowe miejsce akcji i nowi bohaterowie i tym razem mam nadzieję że regularnie będę dodawać rozdziały

Do usłyszenia!

I niech moc będzie z wami ❤

Just you || Reylo AUOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz