Rozdział 27 Nie peleryna czyni bohaterem

727 46 5
                                    

Obudziłam się z krzykiem cała zalana potem. Szybko włączyłam lampkę nocną, odetchnęłam z ulgą, kiedy w pokoju zrobiło się jaśniej.
Wróciliśmy z Paryża dwa tygodnie temu a ja co noc mam ten sam koszmar.
Idę przez katakumby kompletnie sama i nagle spadam do dołu pełnego kościotrupów. Tracę przytomność a potem budzę się w trumnie i nie mogę się z niej wydostać.
Przyciągnęłam kolana bliżej klatki piersiowej i zamknęłam oczy. Powtarzałam sobie, że jest dobrze, że jestem bezpieczna, ale nadal czułam na sobie zimne kościste dłonie. Czułam ten okropny wilgotny zapach, słyszałam dźwięk łamanych kości, czułam zimno na skórze i strach gnieżdżący się w sercu. Tabletki od znajomej Lee, które miały mnie naprawić niestety nie działały. Nie uspokajały, nie pomagały zasnąć ani nie pozbywały się złych snów - były do niczego. Spojrzałam na zegarek w telefonie, nienawidzę budzić się przed budzikiem a szczególnie, kiedy zostało mi jeszcze tyle czasu na spanie. Westchnęłam ciężko, wstając z łóżka. Za osiem godzin Viki będzie mieć operacje a ja mam jej towarzyszyć, dopóki nie wjedzie na salę operacyjną. Zabrałam z krzesła ubrania, które wczoraj sobie przyszykowałam i podreptałam do łazienki. Przygotowałam sobie gorącą kąpiel, siedziałam w wannie, dopóki woda nie zrobiła się zimna. Wysuszyłam włosy, nałożyłam maść od Alucarda na blizny i ubrałam się. Swoją drogą ciekawe czy wampir poczynił jakieś postępy w związku z przetłumaczeniem książki, którą znalibyśmy. Boje się, że minie jeszcze dużo czasu zanim uda nam się ją przeczytać. Al mówi, że powinnam być dobrej myśli, ale ja jakoś nie potrafię spojrzeć na to wszystko optymistycznie. Spięłam włosy klamrą i wyszłam z łazienki. Ściągnęłam kołdrę z łóżka zrzucając koty, których wcześniej nie zauważyłam na podłogę. Syknęli na mnie jakbym zrobiła im najgorszą krzywdę. Spojrzałam na nich przepraszająco po czym wróciłam do zaścielania łóżka. Usiadłam na łóżku i włączyłam laptop. Koty położyły się koło mnie. Zabrałam się za kontynuowanie pracy, którą zadał nam na wakacje ten burak Hilson. Mieliśmy napisać wypracowanie na temat mutowania wirusów. Miałam zrobione dopiero jakieś dziesięć procent tego co chciałam tam zawrzeć, mój słomiany zapał dawał o sobie znać.

- Już na nogach? - podniosłam wzrok. Sebastian stał w drzwiach ze zdziwioną miną. Spojrzałam na zegarek, nawet nie zauważyłam, że minęły już cztery godziny od kiedy zabrałam się za projekt.

- Tak, nastawiłam sobie wcześniej budzik, żeby trochę popracować - uśmiechnęłam się mając nadzieję, że nie przejrzy mojego kłamstwa.

- Co zrobić ci na śniadanie?

- Zdam się na twoją kreatywność - demon uśmiechnął się i wyszedł. Odetchnęłam z ulgą. Wróciłam do pracy, ale już nie potrafiłam się skupić. Zamknęłam klapę laptopa z hukiem i rzuciłam go niedaleko siebie. Oparłam się o poduszki i patrzyłam w ścianę bez większego celu. Beli wszedł mi na brzuch, ugniótł go po czym się położył.

- Nie za wygodnie ci? - Boguś dołączył do brata i też zrobił sobie ze mnie łóżko. Siedzieliśmy w tej pozycji, dopóki Sebastiana nie zawołał mnie na śniadanie. Zeszłam na dół, zjadłam omleta przygotowanego przez demona. Szybko dokończyłam przygotowania do wyjścia i ruszyliśmy w drogę. W międzyczasie zaczęłam pisać z Danielem o jego wczorajszej randce z Britt. Chociaż jemu się układa.

[*]

Siedzieliśmy we czwórkę w pokoju i czekaliśmy aż pielęgniarki przyjdą po Viki i zabiorą ją na sale operacyjną. W międzyczasie zdążyłam dowiedzieć się, że lekarzem prowadzącym ma być jakiś mężczyzna z Kanady, który zajmowała się badaniami na temat utraty wzroku, jego częściowego odzyskania przez jakieś implanty czy coś, że pielęgniarka, która przychodzi do Victorii co rano i budzi ją, bo musi jest zrobić badania jest wredna, że żarcie jest do dupy i że Kim zdążyła w ciągu godziny pokłócić się z jakimś dzieciakiem o batonika z automatu, z lekarzem, sprzątaczką i pielęgniarką. Kiedy w końcu pielęgniarki zabrały Viki na salę, zaczęłam odczuwać niepokój. Czułam, że to nie będzie proste kilka godzin dla nikogo kto jest w to zaangażowany. Kim niestety musiała wrócić do domu by zająć się młodszym bratem a Sebastian musiał jechać na jakieś zebranie w szkole, zostałam sama. Czekanie dłużyło się niemiłosiernie. Siedziałam na niewygodnym, plastikowym krześle, czekając na rodziców V, mieli przyjechać już pół godziny temu a ciągle ich nie było. Z braku lepszego zajęcia zaczekam czytać książkę, którą ze sobą wzięłam. Nagle zadzwonił mój telefon, wywróciłam oczami widząc, że dzwoni do mnie Lee.

Oszukać Przeznaczenie [Sebastian X OC] [Zakończone]Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang