Rozdział XXII

566 61 15
                                    

Frustracja rosła, czego niestety nie mogłem powiedzieć o więdnącym sprzęcie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Frustracja rosła, czego niestety nie mogłem powiedzieć o więdnącym sprzęcie. Miałem wielką ochotę na seks z Marią, taki dorosły, a nie jakieś zabawy w nastolatków. Jutro wypadała mi ranna zmiana, więc mogłaby zostać na noc. Sądziłem, że czuła podobnie, lecz znowu się myliłem.

Co robię nie tak?

Zdołowałem się, bo nagle przyszło mi na myśl, że mogłem nie być w jej typie, nie pociągałem jej, a tamten raz, był dla niej odreagowaniem, a może pomyłką? Mnie też się to czasami zdarzało, ale z nią chciałem spróbować czegoś więcej. Nawet Kaśka, na której punkcie często się zapominałem i, którą większość kumpli uważała za super laskę, nie wywoływała we mnie czegoś podobnego. Starałem się zbliżyć do Marii, bo mimo pokręconej osobowości, nadal mi się podobała. Czasami nawet tak bardzo, że chciałem to wyznać, bo wydawała się tego nie wiedzieć. W sumie mógłbym też poudawać dobrego samarytanina. Wystarczyło dołączyć do jej akcji: „Uratujmy Janusza" i może wówczas byłoby inaczej, ale ja tak nie postępowałem. Poza tym, nie znosiłem Świderskich i jak do tej pory wystarczająco już się zbłaźniłem. Jak widać na próżno. A skoro ewidentnie czuła jakiś pociąg do tamtego świra i na niego leciała, to jaki był sens wchodzić w taką paradę? Strata czasu. Musiałem uciąć temu łeb, zanim naprawdę przestanę ją lubić i na dobre się pokłócimy. Podejrzewałem też, że mogła być skrytą lesbijką. W końcu z jakiegoś powodu się rozwiodła i nie wspominała o byłym mężu ani o żadnych facetach...

– Nie jesz? Dosypałeś czegoś i czekasz, aż padnę pod stół z rozłożonymi nogami? – spytała dość przewrotnie, czym od razu poprawiła mi humor.

Wolałbym poszukać twojego punktu gie, nawet pod stołem. Nie takie jedzenie było mi teraz głowie. Złość szybko przeszła i zapomniałem, jak pół godziny wcześniej wzbraniała się przed pójściem ze mną do łóżka. Łóżka, które specjalnie przygotowałem i dla niej przebrałem, wciskając pod poduszkę zapas nowiutkich gumek. Już nawet sobie wyobrażałem, jak dziko mnie ujeżdżała, świntuszyła i nie miała dość.

Napalony idiota.

– Chyba z przejedzenia – zażartowałem po chwili, nie przestając jej obserwować.

– Przepraszam, nie jadłam śniadania i byłam strasznie głodna, a to jest takie pyszne. Uwielbiam zapiekanki z makaronem, jesteś mistrzem. Mniam, mniam... – zamruczała jak dziecko.

No i jak jej nie lubić?

– Jeszcze sporo zostało. Jeśli masz ochotę, to zapakuję i weźmiesz sobie do domu.

– Poważnie? Eee, nie będę cię objadała. Przez ciebie teraz mi wstyd i muszę koniecznie się zrewanżować – dodała, czym ponownie wzbudziła moje nadzieje.

Miło było patrzeć, jak jadła i wiedzieć, że jej smakowało. Oby tylko plama z obrusu babci dała się sprać. Z ketchupem różnie bywało, a ta, denerwowała mnie coraz bardziej, bo przypominała krew.

Czekając na jeżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz