Rozdział XL

443 50 12
                                    

Wystraszona to mało powiedziane

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wystraszona to mało powiedziane. Na miejskie powietrze, które, w słoneczny poranek, zadziwiająco pachniało ozonem, wyszłam wyssana z energii, naćpana strachem, ze ściśniętym żołądkiem i, powłócząc nogami. Dopiero przypływ adrenaliny sprawił, że mogłam złapać głębszy oddech, choć nadal wstrząsały mną dreszcze, a skóra nieprzyjemnie mrowiła, jakby wszystkie włosy na ciele stanęły na baczność. Do tego miałam problem z równowagą i obawiałam się, że zaraz upadnę na chodnik. Silniejszy podmuch wiatru załatwiłby sprawę. W życiu nie miałam takiego ataku paniki. Mimowolnie przyklepałam wilgotną fryzurę, lecz zrobiłam to raczej z żalu do siebie, by jakoś się pocieszyć. Oparłam się o filar, wdychając rześkie powietrze, rozejrzałam się, i... No tak, świetnie! Zanim wyszłam z budynku, przesiedziałam jakieś dziesięć minut w toalecie, walcząc o oddech z bólem w klatce piersiowej i atakującymi mnie ścianami, a teraz jeszcze natknęłam się na prześladującego mnie sąsiada. Byłam za bardzo roztrzęsiona, żeby się na niego wściekać, więc pozostało mi przemknąć gdzieś bokiem i dać dyla na autobus. Chwila, właściwie, dlaczego miałabym uciekać?

Stał przy parkanie, obok kosza na śmieci, palił i rozmawiał przez komórkę. To już podpada pod stalking – pomyślałam, lecz zaraz zwątpiłam, gdy zobaczyłam, że potrząsa jakimś pismem. Jego obecność pod budynkiem SOR-u wydała mi się dziwna i nabrałam innych podejrzeń. Może coś się stało babci? Odruchowo sięgnęłam do kieszeni bluzy, szukając swoich papierosów, a potem zajrzałam do torby i zorientowałam się, że nie zabrałam ich z domu. Nic tylko usiąść i płakać. Powinnam wyć jak syrena, ale w czym to pomoże Januszowi?

Postanowiłam poczekać, aż Arek skończy rozmawiać. Nie trwało to długo i jak tylko mnie zauważył, rozłączył się i sam do mnie podszedł.

– Cześć, po... częstujesz mnie? – spytałam, szczękając zębami.

– Jasne.

Papieros nie pomagał, zaostrzył gorycz w ustach, a ręce tak mi się strzęsły, że ledwo utrzymywałam go w palcach.

– Co tu właściwie robisz? – Spojrzałam na niego z boku i rzuciłam okiem na wyróżniający się czerwony nagłówek na papierze.

Oświadczenie sprawcy kolizji drogowej. Gdy to przeczytałam, powróciły obawy.

– Domyślam się, że to samo, co ty. Przy okazji wyjaśniałem też stłuczkę, takie tam, pierdoły... – Westchnął, składając dokument, po czym wcisnął do kieszeni.

– Do ciebie też zadzwonili? – zdziwiłam się i nieco uspokoiłam.

– Nie, Świderski miał w telefonie kontakt tylko do ciebie. A właśnie... – Stanął naprzeciw i wbił we mnie pytające spojrzenie. – Czy to niedziwne?

– A niby skąd to wiesz?

Miałam gonitwę myśli i to tych najgorszych.

– Bo to ja go znalazłem i wezwałem pogotowie. Pojechałem za nimi, żeby pogadać z glinami. Nie mogli skontaktować się z jego rodziną...

Czekając na jeżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz