Rozdział 17

242 25 23
                                    

Perspektywa Jack

Starałem się spychać uczucie wstydu najbardziej jak to jest tylko możliwe. Z początku patrzyłem na niego przenikliwym wzrokiem. Miałem nadzieję, że jego intencje naprawdę są dobre i nie chce zrobić mi krzywdy jak wszyscy pozostali na około. Gdzie nie spojrzę tam wszyscy mnie krzywdzili. Niektórzy nieświadomie, niektórzy celowo. Ojciec poniżył mnie i upokorzył, a kiedy dowiedział się, że an dodatek jestem gejem, uderzył mnie. Matka faworyzowała mojego brata, nie doceniała i nie poświęcała uwagi, której potrzebuje każde dziecko. Mój brat starał się być we wszystkim lepszy i pokazywał to na każdym kroku. Moja dziewczyna nawet jeśli dla przykrywki dalej dziewczyna, zdradziła mnie. Ona przez cały czas myślała, że ja o tym nie wiem. Powiedziała mi to osoba, z którą to zrobiła. Puściła się z moim bratem. Moi przyjaciele? Tylko udawali, że nimi są. Wtedy wróciły wspomnienia. Rodzice tak samo mnie skrzywdzili. Znalazłem chłopaka. Myślałem, że go kocham, a on mnie zostawił jak tylko wyzdrowiał. Nic dziwnego, że straciłem zaufanie do wszystkich. Nigdzie nie czuje się bezpiecznie do końca. Strach czasami ogarnia mnie całego, ale nie mogę tego pokazać. Nie mogę pokazać tego, jak słaby jestem w środku.

W końcu i tak skończę na ulicy. Odsuwam od siebie negatywne myśli, bo mieszkanie tutaj jest tysiąc razy lepsze niż spanie na ulicy i szukanie pożywienia. Cały czas nachodzą mnie myśli co może zrobić Mikey. Nie miałby po co rozpowiadać komuś jak bardzo się stoczyłem. W końcu sam zaproponował mi pobyt tutaj. Jest naprawdę miłą osobą, ale nie zmienia to faktu, że nie zaufamu szybko ani łatwo. Nie potrafię po prostu. Poza tym jestem ciekaw ile minie zanim wywali mnie z domu. Ostatnio trochę mniej się z nim kłócę, ale potrafi być burzliwie. Przez mój brak zaufania i podejrzliwość wszystko się komplikuje. Całkiem niedawno zrobiłem mu awanturę o to, że jak obudziłem się tu, nie miałem na sobie koszulki. Uspokoiłem się trochę dopiero jak powiedział, że była cała we krwi i wrzucił ją do prania.

Wszedłem do łazienki. Spojrzałem w lustro i od razu odechciało mi się wszystkiego. Rozcięta warga i łuk brwiowy. Zdjąłem z siebie bandaż i łzy mi podeszły do oczu. Siniaki na prawie całych żebrach wyglądały paskudnie. Krwiak na brzuchu wszystko pogarszał, a zadrapania i więcej siniaków na całym ciele, to tylko wisienka na torcie.

Jestem beznadziejny.

Wyrzuciłem zużyty opatrunek. Zdjąłem z siebie resztę ubrań powoli, bo każdy ruch sprawiał mi ogromny ból. Wszedłem pod prysznic. Puściłem gorcą wodę i myślałem, że zaraz rozpłaczę się ze szczęścia. Dawno już nie miałem okazji normalnie się umyć. To było cudowne uczucie. Ciepła woda otulała moje ciało z każdej strony. Mimo wolny uśmiech wstąpił na moją twarz. Wziąłem żel do ciała i zacząłem namydlać dokładnie i powoli moje ciało. To samo zrobiłem z szamponem do włosów. Opłukałem się i westchnąłem głęboko. Czułem... Ulgę? Tak chyba można nazwać tak uczucie błogości, po zmyciu z siebie brudu. Wyszedłem spod prysznica i wytarłem ciało ręcznikiem, który zostawił mi brunet. Wtedy właśnie spostrzegłem, że nie mam co ubrać. Owinąłem się ręcznikiem i uchyliłem lekko drzwi łazienki.

-Um, M-Mike?- zawołałem chłopaka. Zaraz pojawił się obok, patrząc pytająco.- Mógłbyś dać mi jakieś ubrania? Tak jakby nie mam nic...- powiedziałem przypominając, że moje rzeczy właśnie zostały wyprane.

-Ah tak, już poczekaj.- powiedział i pobiegł do pokoju. Chwilę później wrócił i podał mi komplet ubrań przez szparę w drzwiach.

Ubrałem jedynie bokserki i spodnie, w ostatniej chwili przypominając sobie o opatrunku. Wziąłem do ręki bandaż i spojrzałem na niego cierpiętniczo. Zacząłem nieudolnie rozwijać bandaż. Spojrzałem na niego i westchnąłem. Zacząłem go owijać wokół rany dosyć niezgrabnie i nieudolnie. Warknąłem cicho na to jak opornie idzie mi zakładanie tego cholerstwa. Wypuściłem ciężko powietrze z płuc. Odwinąłem materiał jeszcze raz i znowu postanowiłem spróbować swoich sił. Jednak jak się okazało nie jest wcale łatwo być pielęgniarką, a tym bardziej dla samego siebie.

Do trzech razy sztuka.

Delikatnie poddenerwowany kolejny raz zacząłem odwijać to badziewie. Próbując swoich sił kolejny raz skończyło się to porażką, a nie chciałem się narażać na ponowne otwarcie rany czy coś w tym stylu.

-Ugh głupie cholerstwo.- warknąłem cicho będąc już prawie że wyprowadzonym z równowagi. Uchyliłem drzwi od łazienki.

-Mike?- zawołałem chłopaka. Zaraz później on pojawił się obok.

-Coś się stało?- zapytał.

-Um mam prośbę.- powiedziałem.

-Zamieniam się w słuch.- ożywił się.

-Pomógłbyś mi z opatrunkiem? Sam nie dam rady. Męczę się z tym dziadostwem już trochę czasu.- przyznałem i zaczerwieniłem się lekko.

-Pewnie, pokaż to.- powiedział. Wpuściłem go do łazienki i oparłem się lekko o umywalkę. Mikey otworzył jedną z szafek w łazience i zaczął czegoś szukać. Po chwili wyjął małą buteleczkę z czymś, a ja patrzyłem się na jego poczynania.

-Co ty robisz?- zapytałem.

-Myślę, że zanim opatrunek, należy to najpierw odkazić, nie sądzisz?- zachichotał cicho widząc moją zdezorientowaną minę. No tak... Trochę mi to wyleciało z głowy.

-Uh okej.

-Może trochę zapiec.- ostrzegł.

-Mhm.- przytaknąłem. Zacisnąłem oczy i przygryzłem wargę, przygotowywując się na najgorsze. Brunet namoczył wacik w płynie do dezynfekcji i lekko przycisnął go do mojej rany na brzuchu. Na początku syknąłem na nieprzyjemne uczucie, ale chłopak robił to ja tyle delikatnie, że nie było aż tak źle. Po kilku minutach męczarni w piekłach razem z płynem do dezynfekcji mogliśmy przejść do następnego kroku.

Niebieskooki wziął bandaż i zaczął go powoli owijać wokół mojej talii, przyciskając dokładniej w miejscu rany. Zczepił bandaż ze sobą na końcu i opatrunek był już gotowy.

Trzeba było go zawołać od razu.

-Dzięki.- powiedziałem do niego, mimo, że prawie go zdzieliłem kiedy wacik spotkał się z moją raną, piekąc niemiłosiernie.

-Nie ma sprawy.- posłał mi uśmiech w odpowiedzi. Wziąłem koszulkę, którą dał mi wcześniej i ubrałem ją na siebie. Prawdopodobnie koszulka miała być już luźna na chłopaka, a że ja byłem chudszy od niego, ubranie wyglądało na mnie dosyć śmiesznie.

No to jeszcze trochę i będę dalej szukać schronienia...

##########

Oki! Na dziś to wszystko z maratoniku ale jutro pojawią się kolejne trzy rozdziały. Nie mam nic innego do powiedzenia jak oczekujcie mnie w swoim czasie.

I don't think about you (Harvlyn, Randy, Mack)Where stories live. Discover now