Rozdział 33

288 30 111
                                    

Perspektywa Harvey

Nie widziałem nic. Zupełnie nic. Czarna psutka zastąpiła całe pole widzenia. Pozostał mi słuch. Zmysł który jak się okazało mnie nie zawiódł.

Wszystko mnie bolało. Nie mogłem się ruszyć. Każda najmniejsza próba wykonania najdrobniejszej czynności, takiej jak ruszenie palcem, a co dopiero otworzenie oczu, była niesamowitą męką. Więc czemu dalej próbowałem? Jaki to miało sens?

Otóż chodzi o to co usłyszałem. Jak wspomniałem, słuch mnie nie zawiódł. Stąd też wiedziałem gdzie jestem, kto jest obok i mniej więcej co robi.

Wiedziałem, że trafiłem do szpitala. Wtedy przypomniałem sobie co się stało. Kłótnia z Brooklyn'em. No tak... Wypadek.

Cześć, skarbie. Trzymasz się jakoś? Głupie pytanie pewnie, że się trzymasz, nie zostawił byś mnie.

To Brook! Przyszedł tu. Czyli już nie jest na mnie zły? Poczułem jak łapie mnie za rękę. Jego delikatna dłoń lekko ściskała tę moją.

Usłyszałem cichy szloch. Obwiniał się za wszystko.

Tak bardzo pragnąłem mu teraz powiedzieć, że tu jestem, że wszystko jest dobrze, że to nie jego wina, że bez wahania zrobiłbym to jeszcze raz i że tak bardzo bardzo go kocham.

Przez cały ten czas usiłowałem otworzyć oczy. To na nic. Spróbuję potem.

Do sali wszedł ktoś jeszcze. Osoba o której praktycznie zapomniałem.

Moja dziewczyna.

O cholera jest źle.

Słyszałem jak krzyczy. Jak obwinia za wszystko Brook'a i wmawia mu te głupstwa. Najgorsze jest to, że on jej wierzył. Uwierzył jej, że to jego wina.

Pragnąłem bardziej niż kiedykolwiek wstać teraz i go przytulić. Ochronić przed nią, przed całym światem. Z każdym usłyszanym szlochem łamało mi się serce. On jest takim małym słoneczkiem, które rozświetla dzień każdego do kogo się chociażby uśmiechnie. On jest moim słoneczkiem...

###

Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Brooklyn wszedł do pomieszczenia. Usiadł na łóżku i złapał mnie za rękę. Znowu zaczął do mnie mówić. Kocham jego głos. Jest taki kojący. Chwilę później usłyszałem pociągnięcie nosem. Boże, słoneczko.

Do sali weszła Loren z impetem. Wszystko odbyło się dokładnie tak samo jak wczoraj. Zapadła cisza. Wiedziałem, że jak czegoś nie zrobię będzie tylko gorzej.

Okej, Harv, próbujemy.

Raz..

Nic.

Dwa...

Nic.

Trzy!

Udało się. Otworzyłem oczy. Spojrzałem na maszynę pokazującą bicie mojego serca, która pikała równomiernie. Potem na wiecznie obrażoną Loren stojącą pod ścianą. Przeniosłem wzrok na Brook'a. Siedział ze spuszczoną głową, trzymając mnie za rękę. Uśmiechnąłem się lekko widząc go. Ścianąłem jego rękę i ruszyłem się lekko. Oboje na mnie spojrzeli.

-Kochanie...- powiedziałem cicho.

-Co.- odpowiedziała obojętnie Loren. Zignorowałem ją, bo w końcu nie mówiłem do niej.

Brook spuścił głowę na dół. No tak, on też myślał, że mówię do blondynki. Zobaczyłem samotną łzę spływającą po jego policzku.

-Harvey, co się- zaczęła zirytowana dziewczyna, ale nie dałem jej dokończyć.

-Skarbie.- sięgnąłem ręką do policzka Brooklyn'a. On spojrzał na mnie zdezorientowany. Pogładziłem jego policzek.

Loren rozchyliła usta w szoku. Spojrzała na nas wściekła i wyszła z sali trzaskając drzwiami. W tym momencie obchodziło mnie to najmniej. Moje słońce siedziało przy mnie.

-H-Harv.- wyłkał przyswając się do mnie lekko blondyn.- Czy ty..?

-Pamiętam wszytko.- odpowiedziałem mu.- Wszystko dokładnie.- przysunąłem się do niego.

-Więc... Co teraz? Co zamierzasz zrobić? Bo twoja laska wybiegła obrażona.- stwierdził. Zachichotałem cicho.

-Brook, razem z wspomnieniami wróciło coś więcej. Coś co rozbudziło tłumione przeze mnie uczucie do ciebie. Więc, chciałbym żebyś to ty był moją laską, a nie ona.- Zachichotałem cicho.- Brooklyn, kocham cię więc jeśli- nie dane mi było dokończyć, ponieważ blondyn wpił mi się w usta. Położyłem obie ręce na jego policzkach, ścierając łzy, które cały czas po nich spływały.

Nie chciałem się od niego odrywać. Jego usta tak miękkie, idealnie pasowały do moich. Delikatne rączki, które wplótł w moje włosy. Piękne, zielone oczy ukryte pod powiekami. Byłem tak blisko niego. Chciałem go mieć cały czas przy sobie. Kocham go.

Pogłębiłem pocałunek i poczułem jak się rozpływa od każdego ruchu moich warg. Oderwaliśmy się od siebie. Tak, otóż to człowiek czasami potrzebuje pooddychać. Bywa...

-Ja ciebie też kocham.- odpowiedział. Posłał mi przepiękny uśmiech, co mnie do reszty rozczuliło.

Wyszczerzyłem się jak głupi i jeszcze raz go pocałowałem.

-Kocham... Cię... Brook... Tak... Mocno... Że... Nawet... Sobie... Tego... Nie... Wyobrażasz...- między każdym słowem dawałem mu buziaka, a on chichotał na moje czyny.

-Jesteś słodki.- otarł o siebie nasze noski. Dlaczego ja wcześniej nie widziałem tego jak rozczulający on jest?! Uśmiechnąłem się patrząc mu w oczy. Już wiem, że owinął sobie mnie wokół palca. Przyciągnąłem go do siebie, tak że się we mnie wtulił. Dalej tonąłem w głębi jego zielonych oczu.

-Hej, Brook jak tam Harv... Ooooh tu się dzieje ja widzę.- do sali weszła Romelle. Zachichotałem lekko widząc jej minę.

-Mhm, wreszcie go uwiodłem.- zaśmiał się chłopak.

-Widzisz? Mówiłam, że w końcu się ogarnie.- zawtórowała mu dziewczyna.

-Ty mnie? Przecież to oczywiste, że to ja ciebie uwiodłem.- droczyłem się z nim dalej.

-Tak sądzisz?- zapytał z zadziornym uśmiechem. Położył mi rękę na policzku i pocałował mnie namiętnie, po czym odsunął się szybko. Zdecydowanie za szybko.

-Okej, no może to ty mnie uwiodłeś.- przyznałem i zrobiłem dziubek z ust, czekając na kolejnego buziaka.

-Pantofel.- zaśmiał się zielonooki i dostałem w końcu upragnione buzi.

-Jeszcze jaki.- przyznałem.

-Dobra wyewakułuje się stąd bo cukrzycy jeszcze dostanę i to będzie wasza wina. Pójdę po jakiegoś lekarza czy coś i powiem reszcie chłopaków, że się obudziłeś.- oznajmiła dziewczyna i wyszła z sali.

Odprowadziłem ją wzrokiem, po czym wróciłem do Brooklyn'a. Czyli osoby, która skradła moją całą uwagę.

Mimo tego, że byłem w dużej mierze obwinięty bandarzami, a nawet trochę gipsem, nigdy nie czułem się tak dobrze. Jeden buziak i zapominam o całym świecie, a to wszystko dzięki niemu.

#########

Oki ja tu tylko dopowiem, że mimo całej tej akcji z zespołem ja dalej będę wstawiać rozdziały w takiej samej formie jak wcześniej i z tymi samymi shipami.

I don't think about you (Harvlyn, Randy, Mack)Where stories live. Discover now