Opiekun - Prolog

192 14 9
                                    


Szedł pustą o tej porze uliczką. Choć próbował pozostać spokojny, wiedział, że pod tym płaszczykiem spokoju drzemała mroczna natura, która tylko czekała, by przejąć kontrolę.

Ileż to nocy spędził, by powstrzymać swoje żądze?

Nie robił tego dla innych, tylko dla siebie. Na dnie jego świadomości tkwiło głębokie przekonanie, że jeżeli przeholowałby, Kazekage przestanie bawić się w te dziecinady z wysyłaniem zabójców i w końcu samodzielnie zniszczy błąd, który stworzył. Dlatego też unikał ludzi i oni również go unikali. Była to kwestia przetrwania zarówno dla nich, jak i dla niego.

Jeżeli ktoś nie znał potwora z Suny, jak nieraz Gaarę nazywano, zamiast niebezpiecznego mordercy widział zaledwie jedenastoletniego chłopca o krwistoczerwonych włosach i tatuażu, o chłodnym, opanowanym spojrzeniu, które rzadko ulegało zmianie. Jeżeli jednak oczy Gaary wyrażały inny stan emocji...

Bezimienne zastępy bezużytecznych ludzi z całą pewnością zaspokajały jego czy też demona, potrzeby, ale z kolei Kazekage nie mógł być zadowolony. W końcu ginęli ludzie z jego wioski.

Gaara rzadko wpadał w aż tak niebezpieczny nastrój, by zatracać się w szaleństwie i w oderwaniu od rzeczywistości sądzić, że jego nieżyjąca matka cieszyła się z czegokolwiek, co zrobił. Nienawidziła go w końcu, a mimo to w napadach szału, jego umysł nie działał racjonalnie i był przekonany, że w ten sposób wynagradzał matce ochronę, którą jej zawdzięczał i życie, które jej odebrał, by rozpocząć swoje własne. Nie roztrząsał nigdy tej kwestii, a jedynie w najbardziej destrukcyjnym dla otoczenia nastroju, wracał do tego typu spostrzeżeń.

Teraz wiedział, że nie powinien zrobić niczego... nieodpowiedniego. Przynajmniej zdaniem innych ludzi. Jego oni nie obchodzili. Ich śmierć nie zmieniała niczego w jego życiu, a o wyrzutach sumienia musiał zapomnieć dla własnego dobra.

Tej nocy powinien się opanować. Poprzedniego dnia dał upust swojej nienawiści przed otaczającym go światem. Była w końcu pełnia i nikt o zdrowym umyśle nie powinien wchodzić mu w drogę. Nikt, poza...

Zamarł, kiedy dostrzegł w oddali człowieka. Zazwyczaj, gdyby nie był tak wytrącony z równowagi, potrafiłby przekonać samego siebie, że powinien zniknąć w najbliższej uliczce i zboczyć z drogi ku zagładzie kolejnego człowieka. Wyrzuty sumienia? Nie, chyba wygoda. Nie należało sprawdzać cierpliwość Kazekage...

Ojciec nie pozostawiał mu złudzeń co do tego, w jaki sposób go oceniał. Był niebezpiecznym potworem. Narzędziem, które nie spełniło swej roli. Rozumiał to, ale nie zamierzał nikomu ułatwiać tego zadania.

Wiedział, że w tej chwili działał w sposób, który mógł mu zaszkodzić. Zamiast zniknąć i pojawić się w dowolnym miejscu w Sunie, nie zmienił niczego i dalej szedł w stronę człowieka, który niczego nieświadomy podążał ku niemu. Ułatwiał mu zadanie. Nie zdąży uciec przez swoje zamyślenie. Zamiast z niepokojem rozglądać się dookoła, patrzył pod swoje stopy.

Kto to? Znał go? Nie, raczej go nie kojarzył, ale choćby i znał tego młodego mężczyznę, nie dawałoto żadnej gwarancji na przeżycie. Z żalem zauważył, że to nie był shinobi. Przynajmniej miałby trochę zabawy...

Nagle młody mężczyzna uniósł wzrok i dostrzegł w końcu demona, którego mina wskazywała na to, jaki los go czekał.

— B-błagam... — wyszeptał nieznajomy.

Na Gaarze nie zrobiło to żadnego wrażenia. Ile osób błagało go o litość? Nigdy tego nie liczył, ale doskonale znał liczbę osób, które go przekonały, by oszczędzić ich życie.

Uśmiechnął się złośliwie i z zadowoleniem dostrzegł, że osiągnął oczekiwany efekt. Mężczyzna drżał z przerażenia, nie mogąc się poruszyć, a Gaara postanowił nie zabawiać się jego kosztem. Tyle mógł mu oszczędzić – zabije go szybko. Unosił dłoń, by wykonać znaną wszystkim mieszkańcom Suny technikę, lecz zanim choćby zebrał chakrę, inna dłoń, o wiele mniejsza od jego własnej uścisnęła go.

— Gaara, szukałam cię.

Usłyszał wesoły szczebiot małej dziewczynki. Negatywne emocje natychmiast z niego opadły i nie czuł nawet złości, że nieznajomy umknął i nie miał szans go znaleźć.

— Obiecałeś, że dzisiaj mi poczytasz!

Zerknął w stronę dziecka, które z właściwą sobie swobodą uśmiechało się do niego, uwieszając się na jego ramieniu i prowokując do zabawy.

— Obiecałeś, tak? To dlaczego nie przyszedłeś?

— Przecież teraz pójdziemy. — Jego ton nie był zimny, nikły uśmiech nie był wymuszony. Wpatrywał się w małą, rudowłosą dziewczynkę, która ciągnęła go w stronę swojego domu, która nigdy nie okazała strachu, która była jedyną istotą bezpieczną w jego towarzystwie. — Zawsze mnie znajdziesz, więc nie narzekaj.

Wyraz niezadowolenia pojawił się na twarzy ośmiolatki.

— Chciałeś mnie okłamać i znowu się wykraść.

Osądziła w typowy dla ich znajomości sposób. Nie wybić przypadkowych ludzi, ona to określała jako wykradzenie. Nie miał nic przeciwko takim określeniom, wszak dziecko, zwłaszcza tak małe, nie powinno żyć w okrutnym świecie, pełnym nienawiści, śmierci i krwi.

— Ale dzisiaj mi obiecałeś!

— Wiem i już idziemy.


*****************************************

Oto i jest. Największa porażka w tym roku. Co mam na myśli? Już tłumaczę.

Parę miesięcy wcześniej (nadal mam wrażenie, że jest początek 2019 roku, więc może trochę więcej niż parę) straciłam 2/3 tego opowiadania. Głupia! Przechowywałam wszystkie moje twory na pendrivie, a to biedne urządzenie dokonało żywota w gorącym napoju, którym chciałam się uraczyć. Byłam pewna, że tylko tam znajdowała się całość Opiekuna, więc zmobilizowałam się do zrekonstruowania tego ff. Początkowe rozdziały uległy małym pracom remontowym, kilka następnych napisałam niedawno, a później... później znalazłam całego Opiekuna.

Nigdy nie nazywałam opowiadań i zrobiłam to jedynie na potrzeby publikacji, a poszczególne twory nosiły jakże wdzięczne nazwy w stylu rgattraghyjnys albo fewfevfwwrfvbnkl (jako ciekawostkę mogę podać, że pierwotnie Gosposia to było fewfevfwwrfvbnkl xD). Mimo to rozróżniałam je i wiedziałam, jakie opowiadanie kryje się pod jakim tytułem. Opiekun miał równolegle dwie wersje nazwy – starsza rgattraghyjnys i nowsza, kiedy zaczęłam publikować – Opiekun właśnie. Straciłam aż 2/3 z pliku o nazwie Opiekun, a o biednym rgattraghyjnys zapomniałam. :(

Całkiem niedawno znalazłam ten najstarszy plik i nienawidząc się, próbowałam jakoś połączyć trzy wersje opowiadania. Sama już nie wiem, które zdania poprawiałam, które są moją inwencją z tego roku, a które powstały lata temu w okresie nastoletnim. Nie wiem, czy w jakikolwiek sposób wpłynie to na odbiór, ale chciałam trochę ponarzekać na własne roztrzepanie. ;)

Miłego weekendu! :)

Gaara x OC "Opiekun"حيث تعيش القصص. اكتشف الآن