fifty

259 35 0
                                    

Tego samego dnia, gdy wróciłem do szpitala, nie czułem nic.

Nie czułem siły na oddychanie, nie czułem chęci na rozmowy, nie czułem bólu mięśni.

Czułem jedynie ból w klatce piersiowej.

Cholerny, piekący ból zupełnie, jakbym przebiegł właśnie maraton z moimi płucami pełnymi guzów.

Nie wiedziałem, czy to ból moich umierających płuc, czy może ból mojego serca, które z każdym branych wdechem, z każdą mijającą sekundą, rozsypywało się coraz bardziej w proch.

W proch, w który obróci się Jungwoo.

I w proch, w który już niebawem obrócę się ja.

Zrzuciłem z siebie ten cholerny garnitur, czarny jak świat, który teraz widzę.

Świat, którego widzieć nie chciałem, jeśli nie ma w nim Jungwoo.

Jungwoo, z którym spędziłem kilka miesięcy mojego beznadziejnego życia.

Miesięcy, które dzięki niemu nie były pełne wiecznego bólu i cierpienia, jakie czułem od lat.

I mimo tego, że to tylko kilka miesięcy, ja wiedziałem, że Jungwoo będzie ostatnią osobą, jaką pokocham, bo wiedziałem, że będzie tym jedynym.

Największą miłością, jaką w moim życiu miałem.

Ale znowu odczuwałem ból wiedząc, że Jungwoo już nie ma w moim życiu.

Zabrałem ze sobą bluzę, którą dała mi jego mama zaraz po pogrzebie.

Czerwoną niczym róże, które idealnie opisywały jego miłość do mnie.

Nie wiem po co, ale przyjąłem ją.

Starając się zostać niezauważony, opuściłem oddział, kierując się na dach budynku, gdzie często wykradaliśmy się we dwoje.

Usiadłem pod ścianą wejścia i założyłem jego bluzę, gdy podmuch chłodnego wiatru sprawił, że poczułem zimno.

Wyciągnąłem z kieszeni spodni szklany pojemnik, z którego wysypałem większość zawartości, aby móc włożyć je do buzi i z trudnością połknąć.

Najsilniejsze leki przeciwbólowe na oddziale, których nigdy nie chcieli nam dawać ze względu na to, jak silne są i w dużych ilościach mogą zaszkodzić.

Ale wiedziałem, że to jedyne tabletki, które mogły zaspokoić ten ból w klatce piersiowej.

Włożyłem zmarznięte ręce do kieszeni bluzy, lecz zdziwiłem się, gdy znalazłem tam kopertę podpisaną moim imieniem.

Był to list.

Od samego Jungwoo, w którym wszystko mi wyjaśniał.

Dlaczego go nie było i już nigdy nie będzie.

A ja mogłem już wtedy spokojnie zamknąć, moje mokre od słonych łez oczy, aby już nigdy ich nie otworzyć i nie cierpieć.

By móc zobaczyć Jungwoo i zostać z nim na zawsze.

BEFORE I GO | luwoo ✔Where stories live. Discover now