vuk

902 82 27
                                    

Calum był wewnętrznie martwy. Na zewnątrz wyglądał ledwo żywo z podbitym okiem przez kurwę ze szkoły. Jego skóra nie wyglądała zdrowo, a wory pod jego oczami sprawiały, że wyglądał jakby miał się zaraz rozpaść. Oczywiście, inni uczniowie zauważyli, ale nikt nie dbał, bo byli zbyt wystraszeni by dbać.

Nauczyciele byli prawdopodobnie najgorszymi w całym stanie Wiktorii, to był cud, że szkoła jeszcze nie została zamknięta.

Calum wracał ze szkoły. Właśnie otrzymał dzienną dawkę znęcania się i przez ten ból potykał się do domu. Kiedy przyszedł do domu, w którym teraz mieszkał, poszedł prosto do domu, nawet nie próbując zaczynać rozmowy z biologiczną matką. I tak nie dbała, jej narkotyki były ważniejsze.

Calum położył się na łóżku. Nie mógł nic poradzić na to, że zaczął rozwodzić się nad tym, jak jego życie znowu się zepsuło. Radził sobie całkiem nieźle z watahą i bratnimi duszami, dopóki te dupki tego nie zepsuły. Nie był gotowy, żeby wrócić do chłopaków, wciąż nie czuł, że jest gotowy by tak im się oddać. Może to był strach przed zdradą, że zostawili by go tak szybko, jak odebrali jako dziewictwo, ale gdzieś w głębi czuł, że chłopcy by tego nie zrobili. Bez wątpienia Królowa i Lola, może nawet Viktor, pobiliby ich albo uziemili.

Calum zachichotał na tę myśl. To był pierwszy raz, kiedy się uśmiechnął w ciągu ostatnich trzech tygodni. Nic tylko wataha mogła sprawić, by był szczęśliwy, nawet gdy nie był z nimi.

*

- Lola? - dziewczyna usłyszała szloch w progu swojej sypialni. Spojrzała znad książki, zauważając tam Michaela. Łzy spływały po jego policzkach, gdy ściskał jedną z koszulek, którą Calum od niego pożyczył. Wciąż pachniała jak człowiek, była to jedyna rzecz, która dawała mu nadzieję, że wróci.

Lola westchnęła widząc go. Z jednej strony cieszyła się, że w końcu pozwala swoim emocjom się pokazać i nie ukrywał ich, ale z drugiej strony chciałaby, żeby Michael nie był w tej sytuacji. Jej szczeniak zasługiwał by być kochanym i kochać.

- Chodź tutaj, Mikey - wskazała na puste miejsce na łóżku. Viktor patrolował granice terytorium z Królem i Ashtonem.

Michael powłóczył nogami i przytulił do boku Loli. Dziewczyna nie przytulała go tak przez lata, nie musiała być jego matką. W tym czasie wilkołak kochał swoją niezależność, co było trochę ironiczne, zważając na fakt, że miał trzech braci, ale los lubił z nim grać.

- O-on o-odszedł - łzy naszły Loli do oczu, kiedy Mike znowu zaczął płakać.

Kiedy Lola ostatnim razem widziała go płaczącego, było to gdy przypadkiem zranił Luke'a podczas zabawy. Luke skończył z głębokim nacięciem w nodze i nie mógł chodzić przez dwa dni, ale to wystraszyło Michaela, bo zranił swojego brata.

Uspokojenie Michaela zajęło kilka godzin.

Mając to na uwadze, Lola wiedziała, że Mike nigdy nie będzie w pełni okej póki Calum nie wróci. Chociaż wilkołak kochał niezależność, bardziej kochał swoje bratnie dusze.

- Ch-chcę go z po-powrotem, mamo. K-kocham go. Ch-chcę Caluma z p-powrotem - zapłakał niewyraźnie. Mike nie nazywał jej mamą od dawna.

- Wiem kochanie, też tego chcę - Lola wiedziała, że nie może mu obiecać, że wróci, ale musiała tu dla niego być. Musiała być dla swojego syna, adoptowanego czy nie.

Na tym skończyli rozmowę. Mike cały czas płakał, a Lola cały czas przeczesywała jego farbowane włosy i masowała plecy.

*

- Chcę umrzeć - Calum mruknął do siebie.

Osiągnął punkt krytyczny w swoim życiu.

- Nikt cię nie kocha, Calum. Nikt. Wiesz dlaczego? Bo jesteś słabym, patetycznym, małym pedałem.

Nie mógł dłużej tego znieść. Wiedział, że ludzie go kochają, nie chciał słuchać bzdur wcielenia Szatana.

- Jestem kochany! Jestem kochany przez trzy osoby! Kocham ich i oni kochają mnie! Nie wiesz co to za uczucie, bo nikt nie kocha takiego diabelskiego gówna jak ty! - Calum krzyknął, a widząc ten złośliwy uśmieszek pożałował swoich słów.

Najpierw otrzymał uderzenie w brzuch, a później kopnięcie w krocze. Ktoś uderzył go w głowę ciężkim plecakiem, przez co upadł na ziemię. Kiedy leżał, jego nemezis zawisnęła nad nim.

- Jesteś dziwką, Calum, oni cię nie kochają. Wykorzystali cię. Gdyby cię kochali, dlaczego jesteś tutaj bity? - szepnął głos.

Calum nie mógł poradzić niż wierzyć mu. Nie o tym, że Mike, Ash i Luke go wykorzystali. Gdyby to było prawdą, zostałby wykopany dużo wcześniej.

Nie, oni nie kochali go wystarczająco, by go zatrzymać. Nie stawiali się wystarczająco decyzji Królowej, nie próbowali o niego walczyć.

Przynajmniej tak to widział jego zdezorientowany, depresyjny umysł.

- Muszę umrzeć - powiedział tym razem do siebie.

Jaki jest cel, jeśli nikt mnie nie kocha? Jaki jest pierdolony cel życia kiedy jedyne, co czuję, to ból? Cierpię bez celu.

Te myśli krążyły po jego głowie, gdy powoli wstał i wyszedł ze swojej sypialni. Stanął przy frontowych drzwiach, by powiedzieć kobiecie, z którą żył, że wychodzi i już nigdy nie wróci.

Rozbity człowiek ruszył na most przy autostradzie prowadzącej do miasta, a jego myśli wróciły do chłopaków których nigdy nie przestał kochać.

Pomyślał o uroczym chichocie Luke'a.

Pomyślał o tym, jak oczy Michaela marszczą się w kącikach, gdy się uśmiecha.

Pomyślał o przytulasach Ashtona.

Pomyślał o całej trójce.

Nie przestał o nich myśleć, gdy wdrapał się na barierkę i stanął po jej drugiej stronie. Spojrzał w dół, ale nie zarejestrował nic w głowie. Był zbyt zajęty Ashtonem, Michaelem i Luke'iem.

Wtedy nagle puścił barierkę - jedyną rzecz, która trzymała go przed upadkiem.

wolves | calmOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz