5

543 16 6
                                    

-Pani proszę wstawać, król oczekuje Pani w sali tronowej.- Obudziła mnie jakaś pokojówka. Następnie pomogła mi się odpowiednio ubrać i uczesać. Gdy byłam już gotowa, udałam się do Thranduila. Na środku stał Legolas i Tauriel. A przed nimi Thanduril. Podeszłam do króla i na powitanie dałam mu buziaka w policzek.
-Skoro w końcu jesteśmy wszyscy razem, prosiłbym aby każdy z was, przyznał mi się co robił wczorajszego popołudnia.-
-Ja sprzątałem stajnie, jak mi kazałes ojcze.- Stwierdził Legolas i zapanowała krępująca cisza.
-Ja wymknełam się do lasu.- Przyznała się Tauriel ze spuszczoną głową.
-Z kolei ja pomagałam Legolasowi.-
Przyznałam się bez bicia i spojrzałam na Thranduila był czerwony, ze złości.
-Tauriel jak się czujesz z faktem, że twoja przyszła królowa wykonywała obowiązek za ciebie.- Na słowa przyszła królowa Legolas zrobił minę jakby go piorun strzelił.
-Przepraszam mój Panie, to się więcej nie powtórzy.-
-Jako kara masz zakaz spotkania się z Legolasem. A stajnie będziesz sprzątała sama.-
-Thranduilrze nie możesz ich za to kazać.- Stwierdziłam.
W tym momęcie Legolas zrobił się cały czerwony ze złości i wybiegł z sali. Thranduil obrucił się do nas plecami.
-Tauriel wyjdź.-
Takiego głosu u Thandurila jeszcze nie słyszałam, był przerażający. Dziewczyna wybiegła.
-Nie denerwuj się, chciałam tylko pomóc...-
-Pomóc?!-
Krzyknął obracając się twarzą do mnie. Cofnełam się w tył kilka kroków. A na mojej twarzy pojawił się lęk. Thranduil zmarszczył brwi i krzyknął.
-Podejdź tu!-
Przestraszyłam się i uciekłam do naszej sypialni. Skuliłam się na łóżku i zaczęłam cicho płakać. Czemu on na mnie krzyczy? Przecież mówiłam mu, że dostaję napadu lęku kiedy ktoś na mnie tak krzyczy. Po chwili ktoś przyszedł. Nie musiałam się obracać twarzą do drzwi aby być pewnym, że to Thranduil. Mężczyzna usiadł za moimi plecami i ciężko westchnął. W pewnym momęcie poczułam kojący dotyk na głowie. Thranduil zaczął mnie głaskać. Było to bardzo przyjemne. Po chwili poderwałam się gwałtownie i przytuliłam Thranduila. Jak mała dziewczynka, która dostała od taty wymarzoną lalkę. On odwzajemnił przustulasa z uśmiecham. Nie potrafię się na niego gniewać. W jego ramionach czuję się jakby mnie chronił przed wszelkim złem na tym świecie. To chyba jest miłość, bynamniej tak mi się wydaje.
-Przepraszam, nie płacz. Nie chciałem cię skrzywdzić. Wybaczysz mi?-
-Obiecujesz nie krzyczeć na mnie więcej?-
-Tak, obiecuję, nigdy już nie podniosę głosu ani ręki na ciebie.-
-Dziękuję.-
-Umiesz jeźdżic konno?-
-Tak trochę. Wolę z tobą.-
-To chodź nauczę cię.-
Aż do wieczora jeźdźiliśmy konno ale przynajmniej się podszkoliłam i wraz z Thranduilem mieliśmy niezłą frajdę. Po kolacji ktoś poprosił Thranduila na rozmowę w sprawie Legolasa. Okazało się, że upił się winami w winiarni. W między czasie przygotowałam się na tak długo obiecaną niespodziankę dla Thranduila. Wszystko było w należytym porządku pozostało jedynie czekać na niego. Długo nie wracał, a w tym skąpym stroju zrobiło mi się chłodno. Na fotelu zaówarzyłam jego srebrzysty płaszcz. Coś mnie poskusiło aby go założyć. Było mi w nim tak ciepło i miękko. Usiadłam na łóżku zanurzając się w tym magicznym płaszczu. W pewnym momęcie przyszedł Thranduil. I uśmiechnął się do mnie niewinnie.
-Zapomniałem go założyć. Mogę go odzyskać?-
Spytał po czym usiadł na łóżku uśmiechając się do mnie przekonywująco. Nie wiem czemu ale poczułam, że się czerwienię. I robi mi się gorąco. Zanurzyłam się w nim jeszcze bardziej.
-Do twarzy ci z rumieńcami.-
-Dziękuję.-
-Czemu się w nim chowasz?-
-Bo lubię.-
-Zdejmij go, ugotujesz się w nim.-
-Ale dobrze mi w nim.- Thranduil zmarszczył brwi i zaczął mi rozpinać płaszcz. Następnie pchnął mnie na łóżku, delikatnie chwytając za szyję i zdejmując ze mnie płaszcz. Gdy już nie miałam go na sobie Thrandi, tak zaczęłam go teraz nazywać, nie mógł spuścić że mnie wzroku. Następnie wstał i zaczął się rozbierać. Później niczym tygrys spojrzał i wszedł na mnie delikatnie całując. Lecz z każdą chwilą był coraz bardziej zachłanny. Jednym ruchem ręki, zdarł ze mnie tą skąpą bieliznę, a szkoda bo spodobała mi się. Po chwili namiętnych pieszczot otulił mnie swoimi silnymi ramionami i podniósł do pozycji siedzoncej. Niespodziewanie poczułam rorywający ból w dolnej części brzucha. W tym momęcie nasze ciała się połączyły. Nie mogłam złapać tchu jak z resztą też Thranduil. Z każą chwilą, bolało mnie coraz mocniej, z kolei on coraz mocniej się we mnie ruszał. Po pewnym czasie nie wytrzymałam i zaczęły lecieć mi łzy. Thranduil chyba to zaówarzył bo przestał i położył mnie obok siebie.
-Co się stało? Coś źle zrobiłem? Nie płacz proszę.- Powiedział Thrandi ocierając mi łzy dłonią.
-Boli.- Ostatnimi siłami zdołałam wydusić słowo i straciłam przytomność.

Pov. Thranduil.

W pewnym momęcie Liv zamknęła oczy a łzy przestały lecieć. Coś mi tu nie pasowało. Nie ruszał się przez chwilę.
-Liv?-
-Liv, kochanie, wszystko w porządku?- Wogule się nie ruszała. Sprawdziłem puls, był słaby. O mało sam nie zendlałem ze strachu.
-Straż! Straż! Sprowadzić lekarza, natychmiast!-

* Następnego dnia *

Pov. Liv

-Noooo, widzisz? Co on ci zrobił. (czkawka)- Z głębokiego snu wyrwał mnie głos Legolasa oraz nieprzyjemny odur. W lewej ręce trzymał butelkę z trunkiem.
-Witaj Legolasie. Czy ty jesteś pijany?- Spytałam.
-Jaaaaaa? Nie, a co? (czkawka)-
-Oh, jestem młodsza od ciebie a mam wrażenie, że jestem bardziej dojrzała niż ty.-
-No, może. (czkawka)-
-Mógłbyś wezwać Thranduila?- Zadalam pytanie i dopiero teraz dokładniej przyjrzałam się Legolasowi. Miał zarost. Czekaj! To ile ja tu leżę?!
-Jak długa ja tu spałam?-
-Niiieee wiem, ze dwa tygodnie. (czkawka)-Zdębiałam. Z kolei Legolas dopił resztę trunku i niespodziewanie rzucił butelkę o ścianę, która następnie się rozbiła. Głośno pisnęłam skulając się.
-Ha! Trafiłem! Zabiłem muchę butelką z dziesięciu metrów. Widziałaś?- W pewnym momencie wleciał Thranduil. Miał mocno podkrążone oczy.
-O tatusiek! Dobrze, że przyszłeś, trzeba tu posprzątać po strzelaninie(podwójna czkawka).-
Stwierdził Legolas przewracając się od promili a ja w między czasie próbowałam wstać.
-Wypierdzielaj, i napij się wody!- Krzyknął do syna. Następnie podbiegł i podniósł mnie niczym zmartwiony rodzic dziecko na ręce. Ściskając bez słowa z całej siły.
-Jak się cieszę, że się obudziłaś i nic ci nie jest. Lekarz powiedział że jesteś osłabiona i brakuje ci witamin. Służki zaraz przyniosą posiłek i wodę.-
Po tych słowach odstawił mnie do łóżka.
-Ale ja nie chcę już leżeć ani spać. Mam ochotę się przejść.-
-Skoro tego chcesz to najpierw zjemy kolacje a później się przejdziemy.-
-Zgoda.-
Powiedziałam po czym powoli wstałam z łóżka.
-Dasz radę?-
-Tak.- Ledwo puściłam się ramy łóżka i moja twarz spotkałaby się z podłogą gdyby nie silne ramiona Thranduila.
-Ledwo cię puściłem a już mi lecisz w ramiona?-
Spytał przyciskając mnie do siebie. Opotłam ręce wokół jego szyji i zaczęłam go delikatnie całować przygryzając dolną wargę. Thranduil chyba się napalił bo chwycił mnie mocno jedną ręką za biodro a drugą pod posladkami podnosząc mnie na ręce. Pocałunki przerwał burkot w moim brzuchu.
-Na dziś wystarczy. Zanieś mnie lepiej na kolacje.-
-Tak jest ma Pani.- Stwierdził Thranduil z uśmiechem i zniósł mnie na kolacje. Po kolacji udaliśmy się na wieczorny spacer przy zachodzie słońca.

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz