14

104 8 0
                                    

Szykował się piękny, słoneczny dzień. Po przebudzeniu od razu ruszyliśmy w drogę.
-Może powinniśmy zaczekać na Mikaela.-
-Jeśli jest taki świetny jak myśli to nas znajdzie, bez problemu. Pewnie się obraził za wczoraj.-
-Obyś miał racje.- W południe zrobiliśmy sobie przerwę.
-Wyciągani swój miecz, od dziś nauczysz się nim władać. Spróbuj chwycić go tak ja ja.- Mężczyzna cały czas dokładnie pokazywał, lecz mi nic nie wychodziło.
-Nie potrafię.- Stwierdziłam z zrezygnowaną miną.
-No co ty nie powiesz, w twoim przypadku też bym nie potrafił. Uśmiechnij się i pomyśl, że możesz a będziesz już w połowie drogi.- Pedrito chwycił pewnie moje dłonie, w których znajdował się miecz i delikatnie je uniósł. Uśmiechnęłam się. Był bardzo blisko mnie. Ładnie pachnie.
-Po pierwsze pewnie trzymaj miecz. Po drugie zawsze delikatnie unieś. Po trzecie w walce wykonuj szybkie ruchy.- Stwierdził po chwili i mnie puścił. Następnie wziął swój miecz i wymachując nim powoli zbliżał się do mnie.
-Przestań! Nie dam rady!- Odparłam przerażona.
-Dasz! Walcz!- Zaczęłam odpierać mieczem jego atak i na tyle ile potrafiłam go atakować.
-Trzymaj tak ci pokazywałem!- Walka robiła się coraz bardziej zawzięta.
-Dobrze ci idzie!- Krzyknął z szerokim uśmiechem. Po dłuższym czasie mocno się zmęczyłam. Położyłam się na puszystej trawie sapiąc.
-Wygrałeś.- Westchnęłam.
-Naprawdę dobrze ci szło, jak na pierwszy raz.- Stwierdził kładąc się obok i spoglądając w niebo.
-Te przygody, co wczoraj opowiadałeś w barze, były prawdziwe?-
-Tak, mam kiepską wyobraźnie jeśli chodzi o zmyślanie.- Mężczyzna podniósł się i odkrył lewe ramię. Miał dużą i głęboką bliznę, ciągnącą się przez całe lewe ramie i pierś.
-Musiało boleć.-
-To pamiątka po przygodzie z największym smokiem jakiego spotkałem. Miał ponad 15 metrów.- Delikatnie dotknęłam blizny. Skóra była niezwykle gładka i delikatna.
-W tedy o mało nie straciłem ramienia.- W pewnym momencie z dwóch stron nadjechali Orkowie. Na ich widok oboje poderwaliśmy się do pionu i wyjęliśmy miecze.
-Pamiętasz nas jeszcze Pedrito? Nie oddałeś nam pieniędzy, które pożyczyłeś jakiś czas temu.-
-Oddałem waszemu szefowi...- Stwierdził spoglądając na nich wrogo.
-Szef uciekł z tymi pieniędzmi. Później znaleźliśmy go martwego, bez pięniędzy. Chłopaka, który był z wami wzięliśmy na zastaw, jeśli nie oddasz w ciągu tygodnia pieniędzy weźmiemy twoją dziewczynę, a ciebie zabijemy.- Stwierdził jeden z nich obrzydliwie się śmiejąc i odjechali. Spojrzałam przerażona na Petrira.
-Czy on nazwał cię moją dziewczyną?- Spytał spoglądając na mnie. Jak on śmie żartować w takiej sytuacji.
-Ty dupku! Możesz być choć raz poważny? Porwali mojego przyjaciela i jak im nie oddamy kasy zabiją nas wszystkich, przez ciebie.-
-To było dawno, z resztą już im oddawałem. Nie jestem teraz w stanie skitrać takiej sumy. Pojedziemy tam do nich i odbijemy Mikaela.- Stwierdził z szerokim uśmiechem. Ja tylko ciężko westchnęłam.
-W końcu szykuje się jakaś prawdziwa przygoda, zobaczysz będziesz mieć co opowiadać dzieciom.-
-O ile przeżyjemy.- Powiedziałam wsiadając na konia.
-Będziemy żyć i to jak, ale w pierwszej kolejności musimy dostać się do ich siedziby, która znajduje się na zachód. W ciągu 6 dni powinniśmy tam dotrzeć.-
-Czyli w ostatecznym terminie.-
-Tak.-
Następnie wyruszyliśmy na zachód.

• następny dzień (1)•

Po mimo, że byliśmy w lesie słońce mocno świeciło, przebijając się przez liście i parzył nas każdy jego promień. Po mimo, że byłam w podkoszulku pociłam się jak wieprz.
-Gorąco dziś.- Odparłam wycierając pot z czoła.
-Na południu jest jeszcze cieplej.- Po dłuższym czasie  zatrzymaliśmy się nad jeziorem.
-Ja idę coś upolować na kolacje. W tym lesie jesteś bezpieczna, wiec się nie bój. Tu Orkowie się nie zapuszczają, było by dla nich za gorąco i spociliby się bardziej niż ty.- Zaśmiał się Pedrito.
-Ha, ha, ha, ale śmieszne.- Stwierdziłam sarkastycznie. Gdy mężczyzna zniknął postanowiłam się wykapać. Rozebrałam się zostawiajac ubrania na brzegu. Położyłam się na tafli wody i zamknęłam oczy. Nigdy do tond nie sądziłam, że doświadczę takiej wolności. Po chwili usłyszałam kroki. Schowałam się w krzakach. To nie był Pedrito, tylko jakiś zamaskowany człowiek z łukiem. Zaczął grzebać w plecaku i wziął wszystkie moje rzeczy. Następnie dosiadł mojego konia i odjechał. No nie! Na Odyna! Co ja powiem Pedritowi, albo raczej jak ja mu się pokaże. Po dłuższej chwili mężczyzna wrócił.
-Snø? Snø gdzie jesteś i gdzie są twoje rzeczy.- Zaczął się rozglądać.
-Tu, w wodzie.-
-Wytłumacz mi co się dzieje.-
-Ale najpier daj mi swoją koszule i spodnie, i się odwróć.- Brunet wyciągnął swoje rzeczy i zawiesił je na gałęzi. Później się obrzucił. Szybko wyszłam i się przyodziałam.
-Dziękuję.- Odparłam cicho.
-Co tu się stało?- Z każdą chwilą był coraz bardziej wściekły. Spłaciłam głowę.
-Gdy się kąpałam ktoś nas okradł.- Ze strachem spojrzałam na mężczyznę, który wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem.

CDN

The young feeling of our old hearts - Młode uczucie naszych starych serc. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz