20.

7.5K 418 739
                                    

Praktycznie wcale nie spał. Ledwo zdążył zamknąć oczy, a zmuszony był je otworzyć. A powodem tego wszystkiego był aż zbyt dobrze znany ból głowy. Nie był to jednak kac. Chociaż to on wszystko potęgował. To było coś dużo gorszego. Coś, co nigdy nie świadczyło o czymkolwiek dobrym. Czarny Pan go wzywał.

Leniwie podniósł się z łóżka i od razu przyłożył dłonie do skroni, mocno je dociskając. Wbijał palce w skórę głowy, mając nadzieję, że w ten sposób zniweluje ból. Mimo iż wiedział, że i tak nic z tego nie będzie, dalej to robił. Był pewny, że nawet jeśli się tam znajdzie, kac będzie go dobijał. Jednak jeśli nie stawiłby się na spotkaniu, konsekwencje byłyby jeszcze gorsze. A na to zdecydowanie nie miał ochoty w takim stanie.

Odsunął ręce od głowy i powoli wstał. Poczekał aż chwilowe mroczki przed oczami ustały i powolnym krokiem ruszył w stronę łazienki. Oparł się dłońmi o porcelanową umywalkę, podnosząc lekko głowę i wbijając wzrok w lustro. Wyglądał źle, jednak wiedział, że zawsze mogło być gorzej. Podkrążone oczy, mocno zaznaczone były sinym fioletem. Powieki samoistnie się zamykały, dając znać, że chłopak powinien jeszcze spać. Ale nie mógł. Odkręcił kran i zimną wodą przemył twraz, próbując się dobudzić. Zajęło mu kilka chwil by wywlec się z łazienki, mimo iż ból głowy starał się go ponaglać.

Dodatkowo narzucił na siebie czarną, lekko pogiętą koszulę i zapiął jej niewielkie guziki. Zacisnął powieki i głośno wypuścił powietrze z płuc. Nim wziął wdech, już nie przebywał w swoim dormitorium. Był w domu.

Sygnał Czarnego Pana, objawiający się okropnym bólem głowy, ustał. Choć kac tak nie działał. Mimo iż główny powód jego udręki w tamtej chwili ustał, alkohol wypity poprzedniego wieczoru pilnował, żeby chłopak o nim nie zapomniał. Ten rodzaj bólu też go dobijał, szczególnie w tamtej chwili.

Wszystko potęgował chaos. Chaos, który panował wśród Śmierciożerców. Było ich wyjątkowo dużo, a to oznaczało jedno. Voldemort zaprosił na spotkanie wszystkich zaufanych ludzi. Leniwie błądził wzorkiem po twarzach zgromadzonych tych ludzi. Patrzył jak ci nerwowo kręcą się po pomieszczeniu, najwyraźniej oczekując na swego pana.

Wśród ludzi, których ledwo kojarzył, dostrzegł kogoś znajomego. Na drugim końcu pomieszczenia stał Zabini, opierając się o jedną ze ścian. Miał na sobie wyprasowaną koszulę i czarny krawat. Nie ukrywał swojego zdziwienia. Najwidoczniej chłopak lepiej sobie radził z kacem. Prawdopodobnie dlatego, że jemu dużo częściej zdarzało się popić z chłopakami, gdy Draco najzwyczajniej znikał.

Ale z tego co pamiętał, gdy on zwijał się do swojego dormitorium, czarnoskóry jeszcze dobrze bawił się na parkiecie, obmacując kolejną Ślizgonkę. Spał jeszcze mniej. Chyba, że wcale się nie kładł, a zaraz po wezwaniu zdążył się ogarnąć. Najwyraźniej tylko Malfoy tak zwlekał z wyruszeniem na spotkanie.

Jednak widok przyjaciela udowodnił mu coś jeszcze. Miał rację. Tym razem Czarny Pan wezwał ich wszystkich. Czyli nie będzie pytał o jego zadanie. Na takich spotkaniach poruszano jedynie tematy wojny, ważniejszych ataków, ale także wtedy wymieszano kary. Więc dalej nie mógł czuć ulgi. Był przerażony, chociaż zmęczenie skutecznie ukrywało strach na jego twarzy. Bał się, że właśnie przez niego zwołano zebranie. Bał się, że będzie musiał znosić tyle bólu, gdy fizycznie nie był na to gotowy, gdy nie miał na to sił.

Ruszył w stronę Blaise'a, mijając przy tym grupy ubranych na czarno Śmierciożerców. Ignorował wszelkie zaczepki, by po chwili znaleźć się obok przyjaciela. Gdy ten dostrzegł jego obecność, prychnął, lekko się uśmiechając.

- Ciężki wieczór, co? - zaśmiał się, patrząc z na zmęczenie na twarzy chłopaka. Ten jednak przewrócił oczami, widząc jak zadowolony był czarnoskóry.

Mimo Wszystko | Draco MalfoyWhere stories live. Discover now