Za tobą

182 35 10
                                    

     Dejvit obserwował, jak zaspa śniegu, w której właśnie leżał, powoli zmienia swoją barwę na szkarłat. Otaczająca kałuża krwi stawała się coraz większa.

     Westchnął cicho, czując, jak z każdą sekundą opuszczają go wszystkie siły. Nie był w stanie już nawet samodzielnie wstać. Stracił zbyt dużo krwi.

     Oparł głowę o śnieg i popatrzył na wprost. Widział piękne, gwieździste niebo, tu i ówdzie zasłonięte przez niewielkie obłoki chmur. Księżyc był w trzeciej kwarcie, przez co dawał więcej światła.

     Leżał tak, wpatrzony w ten piękny obraz. Ku swojemu zdziwieniu zdał sobie sprawę, że ból nagle przestał mu doskwierać, nie odczuwał nawet zimna.

     Nie wiedział, ile czasu już tak tkwił bez ruchu. Kilka minut? Może zaledwie parę sekund? To też przestało być istotne. Teraz wszystko straciło swoją ważność. Nie liczyło się nic, oprócz sennego uczucia, któremu towarzyszyło ogarniające go ciepło.

     Przez ten czas zdążył już nawet pogodzić się ze śmiercią. Wszystkie jego męki, całe cierpienia nareszcie dobiega końca. Wystarczy tylko zamknąć oczy i...

     Wcześniej:

     PayForDay brnął przez zaspę śniegu, zanurzony w niej po kolana. Biegł co tchu, by jak najszybciej oddalić się od ścigającego go Szkieletora. Niestety, gruba warstwa białego puchu znacznie utrudniała mu ucieczkę. Co chwila się w niej zapadł, tracąc równowagę i coraz szybciej opadał z sił.

     Nie zatrzymując się, zerknął przez ramię.

     Potwór był coraz bliżej. Dzięki braku skóry, mięśni i narządów wewnętrznych, jego masa była na tyle mała, by nie zapadał się w śniegu, dzięki czemu z każdą sekundą nadrabiał dzielący ich dystans.

     Zrozpaczony szatyn rozejrzał się w poszukiwaniu pomocy. Shadow i Dejvit gdzieś zniknęli, a oprócz ścigającego go Szkieletora w pobliżu nie było żywej duszy. Żadnych szans na ratunek.

     Chłopak mocniej zagryzł zęby i rękami objął swój tors, próbując przycisnąć skórzane palto do ciała. Liczył, że wtedy da mu to więcej ciepła. Ponownie spojrzał na potwora. Dzieliło ich zaledwie kilka metrów.

     Mruknął cicho przez zaciśnięte zęby, a z jego ust wydobył się dziwny, niezrozumiały dźwięk. Choć to wydawało mu się już niemożliwe, zdołał jeszcze bardziej przyśpieszyć.

     Głośno sapiąc, pędził przed siebie, lecz coraz głębiej zapadał się w śniegu. W końcu jego prawa noga nie napotkała oparcia, a on sam stracił równowagę i runął na ziemię. Gruba warstwa białego puchu zamortyzowała upadek, ale nagłe zanurzenie się w niej niemal wywołało u niego hipotermię.

     Pay wziął głęboki wdech, czując, jak temperatura jego ciała nagle spada. Dostał lekkich drgawek, przez co nie był już w stanie wydostać się z zaspy.

     Na domiar złego Szkieletor bez trudu dopadł chwilowo unieruchomionego nastolatka. Od razu chwycił go za kark i uniósł na wysokość swojej twarzy.

     Pay poczuł, jak wynurza się spod śniegu. Zaczął szybciej oddychać. Próbował w ten sposób wydostać organizm ze szponów mrozu, lecz wtedy poczuł inne szpony, zaciskające się na jego karku. Kościste palce wbijały się mu w mięśnie szyjne, co ponownie pozbawiło tchu.

     — Pay! — Do uszu szatyna dobiegł znajomy głos. Kątem oka dostrzegł Shadowa, biegnącego w jego kierunku. — Trzymaj się!

     Chłopak nie mógł uwierzyć własnym oczom. Shadow wziął się znikąd, w dodatku w prawej ręce trzymał długi, żelazny miecz.

Death GameWhere stories live. Discover now