XII

277 42 61
                                    

Za oknem ni stąd, ni z owąd, nim ktokolwiek zdążył się obejrzeć, z zimy zrobiłaś się wiosna, a potem lato. Przyszedł lipiec.

Według Alexa, Eliza jeszcze piękniej wyglądała w spiętych włosach i zwiewnych sukienkach. Ilekroć spacerowali po Nowym Jorku, wydawała mu się być niczym piękny kwiatek, pośród ton betonu.

Eliza skończyła szkołę, wkręciła się w działalność charytatywną i rozglądała się za castingami na Broadwayu.

A Alexander? Alexander potrzebował papierów. Bardzo ważnych. Dodatkowo cierpiał na niedobór kawy, co czyniło go niesamowicie nieszczęśliwym.

They had one job...

Hamilton klął w myślach na stażystów. Została mu do zrobienia jedna jedyna rzecz. Ot, sprawdzenie, czy odniósł się do właściwego atrykułu w regulaminie reklamacji. Gdyby puścił do druku na trzy tysiące kopii arkuszu z błędem, nawet ojcowska miłość Washingtona by mu nie pomogła.

Od zakończenia pracy, wizyty w bufecie po kawę, a potem spotkania z Elizą dzieliła go jedna teczka.

Nareszcie do jego biurka podeszła jedna ze starzystek.

— Wolniej się nie dało? — rzucił i wręcz wyrwał jej obłożony plik kartek.

Dopiero teraz spojrzał na dziewczynę, która przyniosła mu papiery. Tą samą dziewczynę, która przyszła po niego, kiedy byli na szkoleniu.

Postać kryjąca swoją buzię pod burzą loków próbowała coś wydukać. Skubała paznokcie, mocno się jąkała. Alex przyglądał się jej z lekkim niepokojem. W życiu nie pomyślałby, że można się tak mocno zarumienić.

Tym czasem Maria, próbowała wydusić z siebie choć słowo. Nie było co ukrywać – Alexander się jej podobał. I to od bardzo, bardzo dawna.

Walczyła ze sobą. Jednocześnie coś w środku ściskało ją, mówiło nie... Ile mogły ją kosztować zwykłe słowa?

— Da się Pan zaprosić na kawę? — zapytała.

W miarę głośno i wyraźnie jak na ciut mocno aspołeczną dziewczynę zakochaną w osiągającym sukcesy chłopaku, który prawdopodobnie nadal jest w związku.

Alexandrowi rozbłysły iskierki w oczach.

— Kawa! — krzyknął — Tak, kawa! Bardzo chętnie! Panie, w końcu kawa!

Maria uśmiechnęła się szeroko, ale znowu schowała swój piękny uśmiech pod ciemnymi lokami.

Wzrok dziewczyny powędrował jednak zaraz potem na nadgarstek Alexandra, którym chłopak zwykł przeczesywać włosy.

Nadal była na nim wstążka. Czerwona, niczym ta koszula, którą odważyła się dziś założyć, której nie dopięła pod szyją.

To był dzień, w którym chciała się przełamać, w końcu zrobić coś dla siebie, nie innych i ten jeden raz nie martwić się o konsekwencje...

Alexander sprawdził, co miał sprawdzić i dzięki pożółkłej teczce uniknął kilku rozpraw sądowych i śmierci z rąk Washingtona.

Poszli. Do kawiarni. Jak dla Alexandra kawa była zdecydowanie za słaba - słowem, chłopak nadal zamulał niemiłosiernie.

Pomiędzy dwójką pracowników Pralka S.A. rozgrywała się typowa rozmowa. Najpierw o pogodzie, potem o beznadziejności przełożonego Jeffersona.

Maria z biegiem czasu była zdecydowanie bardziej skora do rozmów, dużo łączyło ją z Hamiltonem. Ta nagła śmiałość rodziła strach, że zaraz zrobi coś, czego będzie bardzo, ale to bardzo żałowała...

Panienka SchuylerWhere stories live. Discover now