Rozdział Szósty

916 67 12
                                    

Zachęcam do komentowania kochani!

Mimo małej ilości alkoholu, jaki wypiłam w sobotę, w niedziele nie czułam się najlepiej. Bolała mnie głowa, irytowała mnie większość rzeczy, tak jak na przykład to, że kapitan naszej drużyny quiddicha zmienił dzień treningów z czwartku na piątek, co z kolei wiązało się z tym, że musiałam, poprosić Regulusa, by zmienił dzień robienia naszego projektu.

A szczerze mówiąc, nie miałam za bardzo siły na rozmowę z nim. Wiedziałam, że jest uparty, jak osioł więc będzie ciężko zmienić z nim cokolwiek.

Jęknęłam cicho i uderzyłam głową w blat. Szczerze mówiąc, byłam zmęczona samym rozmyślaniem jak załatwić sprawę z Regulusem i dlaczego Destiny udaje, że nie lubi Syriusza.

— Jeśli chcesz, to możemy zagrać kiedy indziej. — westchnęłam, podnosząc wzrok na Petera siedzącego po drugiej stronie stołu. Pokręciłam głową i przesunęłam pionek po szachownicy.

Pokój wspólny gryfonów był dziś wyjątkowo cichy i pusty. Oprócz naszej dwójki była tu czteroosobowa grupka młodszych gryfonów, siedząca na kanapie i rozmawiająca ze sobą cicho.

Potarłam rękami skronie i opadłam plecami na oparcie krzesła. Peter podsunął w moim kierunku ciastka, ale pokręciłam głową, na znak, że nie mam ochoty na żadne słodycze.

— Coś cię męczy? Black tobą pomiata? Jak chcesz, to zajmiemy się nim razem z chłopakami. — odezwał się ponowie blondyn, a ja uniosłam lekko brwi zdziwiona jego zachowaniem, ale po raz kolejny pokręciłam przecząco głową.

— Nie, Regulus nic mi nie robi. — mruknęłam, wlepiając wzrok w swoje palce, które obsesyjnie drapałam. Była to w pewien sposób moja terapia stresowa. Zastąpiłam w ten sposób ból psychiczny, fizycznym.

Nie lubiłam tego, że ludzie traktowali mnie za niedojdę. Byłam strachajłą, czasami dawałam sobą pomiatać i zdawałam sobie z tego sprawę doskonale, ale nie lubiłam być traktowana jak ułom nieumiejący zająć się własnymi sprawami.

Kochałam huncwotów, byli dla mnie jak bracia, ale były strefy mojego życia, o których wolałabym, by nie wiedzieli. Taką sferą była na przykład jakakolwiek relacja z Regulusem. Wiedziałam, że od razu wybiliby mi pomysł zaprzyjaźnienia się z nim tylko dlatego, że jest w Slytherinie, jest bratem Syriusza i należy do maniaków czystości krwi.

— Ale jednak coś cię dręczy. — dociekał Pettigrew, a ja westchnęłam cicho. Spojrzałam na blondyna, którego oczy cały czas wlepione były w moją twarz, przez co poczułam się niezręcznie.

— Jestem po prostu zmęczona. — westchnęłam, przesuwając kolejny pionek, tak że zbiłam jego gońca. Niespodziewanie chłopak złapał mnie za rękę, przez co moje ciało momentalnie się spięło.

— Anette ja...

Głośne śmiechy dobiegające od wejścia do pokoju, sprawiły, że Peter przerwał w połowie zdania, a ja wyrwałam rękę z jego uścisku. James, Syriusz i Remus wkroczyli do pokoju wspólnego jak burza i chociaż dwaj pierwsi byli roześmiani tak jakby zaraz mieli się posikać, tak Remus nie wyglądał na wybitnie zadowolonego.

— Nie pijcie jutro soku na śniadaniu. — zarechotał Black, stając za oparciem mojego krzesła. Uśmiechnęłam się lekko i odchrząkując, poniosłam się ze swojego miejsca.

— Już idziesz? — zapytał Peter, takim tonem jakby był zawiedziony.

— Tak, jestem trochę zmęczona. Na razie. — mruknęłam, po czyn spokojnym krokiem ruszyłam do wyjścia.

Nogi bolały mnie na samą myśl, o tym ile zajmie mi dojście z wieży Gryffindoru do piwnic, gdzie znajdowały się pokoje puchonów. Szczerze liczyłam, że bliźniaczek nie będzie w pokoju i będę mogła w ciszy spędzić ten wieczór. Nie miałam ochoty po raz kolejny wysłuchiwać, jaki to Adam Aboutt jest wspaniały.

Dzieci Burzy ➸ 𝖗𝖊𝖌𝖚𝖑𝖚𝖘 𝖇𝖑𝖆𝖈𝖐Where stories live. Discover now