Poznajmy się bliżej

56 3 0
                                    

Co jest poza tym murem? Co kryje ten magiczny, zakazany świat? Nie wychodzę od kilku lat na dwór. Nie wiem co znajduje się poza granicami mieszkania. Całymi dniami przebywałam w domu niczym zaklęta księżniczka w wieży. Pilnowana jestem jednak nie przez smoka a przez grupę straży przybocznej mojego ojca. Tak naprawdę są to nic nie znaczące osoby, które próbują się przypodobać tacie.

Pierwszy z nich Jack to prawa ręka ojca. Spędza w naszym domu więcej niż w swoim własnym. Ma piękną żonę, która jedyne co robi cały dzień to zajmuje się swoim wyglądem. Nie wierzycie ? Wyobraźcie sobie kobietę o alabastrowej skórze, długich blond włosach i niebieskich oczach, jednak tak pustych jak pusta jest studnia na pustyni. Taka właśnie jest Jamie. Wyszła za mąż za Jacka, jednak czy to była miłość? Moim zdaniem chciała po prostu mieć za męża dobrze zapowiadającego się finansistę i wydawać jego pieniądze. No właśnie Jack jest finansistą, chociaż w sumie zajmuje się wieloma rzeczami. Siedzi na zmianę w biurze taty albo w naszym mieszkaniu. Cierpliwie wykonuje jego polecenia. „Pilnuj Daisy" „Pomóż Daisy". Gdy tylko pada takie stwierdzenie Jack przychodzi do mojego pokoju. Nie lubię go. Nie ma w sobie ani kawałeczka ciekawości. Nie wyróżnia się niczym wśród ludzi, których poznałam. Jedyne co mnie do niego przyciąga to ta śmieszna czupryna. Lubię robić sobie z niej żarty. Narażam się wtedy Jackowi, który odchodzi z mojego pokoju bez słowa. Wtedy przychodzi Joanna.

Joanna jest drugą z „pilnujących" mnie osób. To nasza kucharka, która w przerwach pomiędzy gotowaniem dotrzymuje mi towarzystwa. Joanna jest miłą i spokojną osobą, która zawsze cierpliwie mnie wysłucha. Przychodzi do mnie i czasami jak nikt nie patrzy przytula mnie. Ją jedyną traktuję jak przyjaciela, bo tylko ona przychodzi do mnie nieprzymuszona. Jest jeszcze kilka asystentek, asystentów i innych pracowników taty oraz nasza sprzątaczka. Są tak nudni, że aż żal o nich wspominać. Zachowują się jak roboty zaprogramowane, które za parę złotych zrobiłyby naprawdę wszystko. Lubię czasami testować ich granice. Rzucam 50 zł i patrzę jak się o nie biją. Zrobią za nie wiele. Jestem próżna i niewychowana? Nie, po prostu mam tylko pieniądze a one nic nie znaczą, nie w moim świecie, nie w moim życiu. Mamy dużo pieniędzy , miałam pieniądze dawniej , kiedy jeszcze... Kiedy spotykałam się ze znajomymi, żyłam... Tak, sądzę, że teraz nie żyję.

Wypadałoby coś wspomnieć o moich rodzicach. Tata jest przedsiębiorcą. To takie trudne słowo, którego kiedyś nie umiałam wymówić. Robi wszystko i nic. Dla świata wszystko, dla mnie nic. Ma firmę, która produkuje leki i suplementy diety. Głównie leki takie dla chorych. Leki są dobre do pewnego momentu, dopóki zobaczysz, że nie na wszystkie choroby działają. Tata zarabia dużo, bardzo dużo. Można powiedzieć, że nieszczęście kogoś jest szczęściem dla niego. „Więcej chorych, więcej leków, więcej pieniędzy" mogłoby brzmieć jego hasło reklamowe. Spędza w pracy cały dzień Mama jest, mamy też nie ma. Nie oszukujmy się! Mama jest znaną fryzjerką, która jeździ po całym świecie i zachwyca swoimi zdolnościami. Pamiętam jak w podstawówce dziewczyny zazdrościły mi wymyślnych warkoczy, koków, od których bolał mnie kark. Każda chciała takie mieć, a ja chciałam mieć mamę, więc pozwalałam mamie czesać moje długie włosy. Często po takich eksperymentach na szczotce zostawały kłęby włosów. Podczas czesania płakałam, a mama nieczule twierdziła 'Chcesz Daisy ładnie wyglądać to nie dramatyzuj".

Teraz mam krótkie włosy. Wyglądam jak zapałka, a mama nie poświęca mi już tyle uwagi. Nie jestem dla niej wartościowa, potrzebna. Dlaczego tak jest? Jestem zapałką, która już się nie zapala, nawet się nie tli. Paradoks mojego życia zdumiewa każdego. Byłam chora, bardzo chora. Cztery lata temu zdiagnozowano u mnie białaczkę. Mama niby płakała, tata niby szukał lekarzy. Moje życie posypało się jak domek z kart. Szukałam pomocy nie w lekarzach, a w przyjaciołach. Nie znalazłam. Każdy był zajęty. Każdy miał swoje życie. A ja czułam jak moje wyślizguje mi się z rąk. Chemia, leczenie ... Przerzuty. Przeszczep. Wygrałam. Wygrałam z rakiem. Wypadły mi włosy, pogorszyła się moja kondycja, wytrzymałości, podupadłam psychicznie. Przez cały okres leczenia byłam sama. Tata wielki producent leków, nie wiedział jak mi pomóc. „Trzeba zapłacić" „Trzeba znaleźć prywatną klinikę" powtarzał wciąż i wciąż. Nic to nie zmieniało. Mama odwiedzała mnie dość często, czesała moje włosy. Włosy , czy tylko to ją obchodziło? Nie, naprawdę starała się być ze mną. Ale to nie pomagało. Słowa, to tylko słowa. „Kochamy cię" „Będzie dobrze" . I co w związku z tym? Tata uciekał w pracę, mama płakała. Wypadły mi włosy, mama wpadła na „genialny" pomył z peruką. Nie chciałam jej. Przestała się starać. Uznała, że zrobiła już wszystko. Pogrążałam się w depresji. Nie chciałam walczyć , nie chciałam już żyć. Szpital= samotność. W domu też byłam sama. Cały czas sama. Zamknęli mnie tu dla mojego dobra. Przyjaciele o mnie zapomnieli. Rodzice po moim wyzdrowieniu zajęli się sobą. Mam indywidualny tok nauczania, siedzę w domu , nie robię nic. Byłam kiedyś świetna byłam...

DaisyWhere stories live. Discover now