Chwile zwątpienia

11 0 0
                                    


Praca społeczna, pomaganie innym... Czy to dobry pomysł? Zastanawiałam się długo, idę do ośrodka dla dzieci, zabranych od rodziców z nałogami. Dlaczego? Po imprezach, które przeżyliśmy dawno temu na Mazurach, wiem już wiele o narkotykach, alkoholu. Wiem już zbyt wiele. Postanowione idę już dziś. Swoją decyzję przekazałam rodzicom i wczesnym popołudniem wybrałam się do centrum miasta. Co czułam jak weszłam do tego ośrodka? Przerażenie? Chyba czułam się tak jak kiedyś, jak zagubiony dzieciak, który nie wie co tu robi. Pani kierowniczka ośrodka skierowała mnie do salki. W środku było kilkoro dzieci. Każde z nich wyglądało na zadbane, szczęśliwe, spokojne. Moją uwagę przykuła tylko jedna dziewczynka. Siedziała w kącie, nie bawiła się z innymi dziećmi. Nuciła coś pod nosem. Nie odważyłam się podejść. Bawiłam się przez cały dzień z dziećmi, pomagałam im w zadaniach domowych z polskiego. Oczywiście, że nie zabierałam się za matematykę. Plotłam warkocze, nauczyła mnie tego mama. Dziewczynka w kącie nie podnosiła nawet głowy, nie patrzyła się w moim kierunku. Przychodziłam tak przez tydzień. W końcu postanowiłam spytać o historię dziewczynki. Dowiedziałam się, że to Rosie. Rosie pochodzi z rodziny gdzie nadużywano narkotyków. Trafiła tu, po jednej z imprez zorganizowanych w ich domu. Ciekawa świata dziewczynka wzięła kilka tabletek. Efektów można było się spodziewać, mała zaczęła się trząść, miała gorączkę, straciła świadomość. Trafiła do szpitala, a o jej życie walczyło kilku lekarzy przez 3 dni. W końcu Rosie wyzdrowiała, ale do dziś ma problem w nawiązywaniu relacji, zaszły nieodwracalne zmiany w mózgu. Matka Rosie po tym wydarzeniu naćpała się i rzuciła się do rzeki. Ojciec rozpacza i ćpa jeszcze więcej niż zwykle. Rosie została sama, dlatego trafiła do tego ośrodka. Byłam rozbita po tej historii. Próbowałam zrozumieć tragedię tego dziecka. Podeszłam do niej, podniosła głowę w moim kierunku. Chciałam z nią porozmawiać, ale nie odpowiadała. Kupiłam jej zabawki, słodycze. Próbowałam sprawdzonych sposobów moich rodziców. Nic nie pomagało. Rosie uśmiechała się tylko czasem. Lubiłam jednak siedzieć przy niej, obserwować co robi, pomagać jej. Czasami podawała mi kredkę, czy zabawkę. Czułam niesamowitą więź z tym małym brzdącem. 

DaisyWhere stories live. Discover now