kizette na balkonie

2K 384 31
                                    

skończył się drink
na stole stała szklanka
przezroczysta i pusta
a jej biodra były takie pełne
miała zgrabny nos
i duże, miękkie usta
               a ja miałem tylko
               myśli bezczelne
i w głowie widziałem
męcząco, nieustannie
jej nagie ciało
w przedwojennej wannie
jej skórę delikatną
bladą jak mleko
szampana, alkohol
obrazy art deco

w rozpiętej koszuli
i pijackiej fryzurze
ze złotym zegarkiem
w tweedowym garniturze
spytałem
czy mnie
dziewczyna kocha
[czy wyjdziesz ze mną
                       na papierocha?]

wyszła i jeszcze tej samej nocy
przejechaliśmy pół miasta
otworzyłem drzwi i ona
roześmiana rzuciła się
w moje ramiona

przy palisandrowym stole
rozmawialiśmy
degustując wszystkie alkohole
i gasząc papierosy
w kryształowym kielichu

tak delikatnie
spokojnie
po cichu

był zimowy świt
miała na skórze dreszcze
a ja chciałem
jeszcze i jeszcze

wyjąłem z kredensu
szklaną zastawę
szarmanckim gestem
podałem jej kawę

wypiła tę kawę, wypiła i trunek
zostawiła po sobie
czerwony pocałunek
zachwiała się
a później
zasnęła od razu
tępo patrzyła
oczami bez wyrazu
zamknąłem jej wtedy
usta i powieki
stała się moja na zawsze
semper, bez końca
na wieki

zasnęła bezbronna
i jednym palcem
delikatnie ruszała
   leżała w satynie
   zimna i biała
   bezwładna, martwa, zwiotczała

wziąłem na ręce
rachityczną pannę
zaplotłem jej warkocz
i wodą napełniłem
przedwojenną wannę
gładziłem jej skórę
bladą jak mleko
ze ściany patrzył
obraz art deco

„kizette na balkonie"

nagle kaszlnęła
rękę podniosła
i już wiedziałem
że tonie
że nie umarła
     od trutki w kawie
     i od trucizny dodanej do ciasta

był zimny styczeń, godzina dwunasta

mleko i fiutOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz