II

32 5 7
                                    

Vernie wyszedł po kolacji jak zwykle później niż inni i jak zwykle szwędał się jeszcze trochę po szkole, zanim postanowił w ogóle wrócić do pokoju wspólnego. Miał swoje ulubione zakamarki. Niedaleko sali transmutacji był na przykład jeden bardzo przyjazny schowek na miotły, pozornie większy w środku, niż na zewnątrz, w którym można było siedzieć godzinami, jeśli się miało czas, słuchając tylko gwaru na korytarzach i nie będąc przez nikogo zaczepianym. Tak czy inaczej ― nawet jeśli Vernie Vixen gdzieś znikał, to można było mieć pewność, że w odpowiednim momencie pojawi się z powrotem. Zdarzało się jednak, że momentami po prostu tracił rachubę czasu i nagle było późno. Dość późno, aby zostać upomnianym przez prefekta w drodze przez wielkie schody, akurat, kiedy ich odpowiednia kondygnacja postanowiła skręcić nie tam, gdzie trzeba.

― Hej, Vixen! Marsz do pokoju wspólnego!

― No chyba czekam, aż schody łaskawie mi się tu pojawią, tak? ― fuknął Vernie, odwracając głowę jak leniwiec, ale niemal w tej samej chwili pożałował swojego tonu. Nie chodziło o to, że stawał twarzą w twarz z jakimś wrednym prefektem. To nie był ani ten nadęty starszak z Gryffindoru, ani ta okropna dziewucha ze Slytherinu, która lubiła straszyć pierwszorocznych jakimiś niestworzonymi rzeczami. Wręcz przeciwnie. Ta tutaj była również z Ravenclawu, tak samo jak Vernie, a do tego, cóż... do tego była po prostu zjawiskowa.

Miała na imię Nia, była na tym samym roku i gdyby ktoś nie wiedział, że jest naprawdę jedną z uczennic, można by ją spokojnie pomylić z jakąś zbiegłą z jeziora nimfą albo wilą, nawet jeśli żadnej z tych nawet nie przypominała. Miała duże, czarne oczy i ciemną karnację, a burzę kręconych włosów upinała zwykle za pomocą tak wymyślnie podobieranych warkoczyków, na jakie byłoby stać właśnie tylko bardzo pomysłową Krukonkę. Każdym ruchem i najmniejszym uśmiechem działała zaś na Verniego tak, jakby wlała mu do gardła galon eliksiru miłosnego.

― Och... To ty, Nia. Cześć.

― Cześć, Vernie. Znowu zabłądziłeś?

Jej uśmiech w istocie pozostawał zniewalający, a oczy błyszczały jej niemal tak samo, jak światło odbite w odznace prefekta.

― Um... na schody. Czekam. Troszkę. ― Tym razem Vernie nie był już tak opryskliwy, jak jeszcze chwilę temu, schody na które czekał okręciły się zaraz zresztą na tyle pomyślnie, żeby mógł na nie wskoczyć i polecieć prosto na piąte piętro.

― Tylko nie zgub się znowu! ― zawołała za nim Nia, na co chłopak juz tylko wydał z siebie coś pomiędzy niezręcznym chichotem a przytaknięciem i wpadł za ścianę. Och, na co mu były jakiekolwiek kolorowe ampułki, jeśli byle dziewczyna działała na niego w ten sposób.

― Nie waszmościa liga ― odezwał się jeden z portretów nad jego głową. Vernie westchnął i powędrował dalej, tym razem już prosto do pokoju wspólnego. Przyjdzie jeszcze taki dzień, kiedy nie ucieknie od rozmowy z dziewczyną, która mu się podobała. Po prostu nie dzisiaj.

Fart w ampułkach | HogwartWhere stories live. Discover now