Prolog

607 72 33
                                    

Wysoka, szczupła kobieta, o długich, ciemnych niczym noc włosach opadających na wyprostowane plecy i intensywnie zielonych oczach, wpatrzonych w wejście hali przylotów, zaczynała tracić cierpliwość. Od dawna już nie była w wieku usprawiedliwiającym takie zachowanie, a jednak jeszcze chwilę temu czuła podekscytowanie spotkaniem niczym nastolatka ze swym pierwszym kochankiem. To do niej całkowicie niepodobne. Miała przeczucie, że będzie żałować swojego nieprzemyślanego działania. Tak nie zachowywała się kobieta, która rządziła twardą ręką mafijną rodziną od ponad pięciu, niezwykle męczących lat. I to lat, upływających pod znakiem pokazania mężczyznom, że płeć piękna może być równie bezwzględna i silna, jak oni. Na ten krwawy tron wstąpiła, gdy miała zaledwie siedemnaście lat, zatem niewielu uważało, że podoła wyzwaniu, jakie przed nią postawiono.

Z głośników rozległ się komunikat o samolocie z Londynu, który właśnie wylądował na płycie lotniska. Pasażerowie tego lotu wylegli z długiego ciemnego korytarza do poczekalni.

Szukała wzrokiem konkretnej postaci. Wysokiego mężczyzny, wyróżniającego się z tłumu przeciętniaków wysportowanym ciałem i przenikliwym spojrzeniem. Gdy minęła ją ostatnia osoba, która najwyraźniej przyleciała tego dnia z pochmurnej Anglii, pozwoliła sobie przekląć głośno, po czym odwróciła się i opuściła lotnisko w Palermo. Wsiadła na tylne siedzenie limuzyny, jak zawsze czekającej na nią z ochroniarzem trzymającym otwarte dla niej drzwi.

Była wściekła. Znów ją wystawił. A ona ponownie na to pozwoliła. Drań zakpił sobie nie tylko z jej uczuć, ale i z pozycji jaką zajmowała w rodzinie. Tym razem jednak, nie odpuści. Nie będzie milczała, siedząc w domu jak potulna dziewczynka. Wywalczy sobie jego uwagę, lecz dla niego będzie już za późno, by błagać o wybaczenie. Igrali sobie z nią, nie szanowali... Była dla nich tylko przejściowym elementem, który lada chwila zostanie zgnieciony i porwany przez wiatr historii jako nieistotna postać.

Potrzebowała wyzbyć się tego gniewu, jaki trawił ją od środka. Znała tylko jeden sposób, który zawsze jej pomagał ukoić choć na chwilę tę burzę, jaka szturmowała teraz jej umysł, duszę, serce.

— Cesare, zawieź mnie do zamku Lombardia.

Mężczyzna zerknął na nią przelotnie, nie odzywając się jednak nawet słowem. Jego wyraz twarzy nigdy nie zdradzał żadnych emocji. Musiał jednak dostrzec wściekłość palącą się żywym ogniem w jej ciemnych, niczym dwa obsydiany, oczach, gdyż drgnął mięsień w kąciku jego ust. Mordercze błyski w oczach szefowej powiedziały mu wszystko. Dziś poleje się morze krwi i nikt nie będzie w stanie powstrzymać rzezi, jaka się rozegra w miejscu, gdzie czekają zdrajcy na swój wyrok.

Berenice wkroczyła do wielkiej sali w ruinach zamku, zionąc wściekłością. Nienawidziła tych kłamliwych drani. Teraz jeszcze bardziej, niż dotychczas. Wokół niej rozstawieni byli najbardziej zaufani ochroniarze i oczywiście jej consiliere Domenico Silviano. Zawsze stał u jej boku, służąc pomocą i radą. Najbliższy współpracownik, bez którego z pewnością dużo trudniej byłoby jej zająć należne miejsce pośród szefów. Pierwsza kobieta w rodzinie, która przejęła interesy.

Gdy zbliżyła się do swoich ludzi, Domenico od razu zwrócił swoje przenikliwe spojrzenie zielonych oczu wprost na nią. Poczuła mrowienie w karku, jak zawsze, kiedy na nią patrzył. Wiedziała doskonale, że domyślił się, co czuła i czego w tej chwili potrzebowała. Bez słowa zatem odwrócił się i ruszył w stronę kolejnego pomieszczenia, nieco mniejszego, bardziej zaciemnionego. Z wnętrza wydobywały się jęki, przypominające zarzynane zwierzę.

Kiedy podeszła bliżej, zapalono światło, które słabo oświetliło niewielką przestrzeń. Mężczyzna, wiszący na łańcuchach przykutych do jego nadgarstków, wyglądał żałośnie. Kilka godzin wcześniej był jej najlepszym paserem. Teraz, to tylko szczur. Oszukańcza glizda, która będzie zdychać w męczarniach – pomyślała z zadowoleniem. Sięgnęła ku staremu stolikowi, który jakimś cudem jeszcze się nie rozpadł w tej dziurze. Leżała na nim otwarta torba należąca do jej likwidatora, Francesco Vozza. Teraz stał z boku, a jego twarz przypominała maskę zastygłą w ledwie widocznym grymasie.

– Tiberio – wymówiła imię zdrajcy z westchnieniem przepełnionym niezadowoleniem z niego. – I na co ci to było? Czy za mało zarabiałeś na naszych interesach?

Zadając te retoryczne pytania, przesuwała opuszkami palców po różnego rodzaju przyrządach. W końcu, zatrzymała się na ulubionym przedmiocie. Był to długi, smukły sztylet zakończony zdobioną rękojeścią. Wzięła go ostrożnie w dłoń, wręcz z nabożnością. Palcem drugiej ręki dotknęła ostrego czubka. Uwielbiała chłód stali. Miała w sobie coś takiego, co powodowało, że czuła podniecenie. Na jej ustach pojawił się uśmiech, którego w żadnej mierze nie można było nazwać miłym. Była przepełniona emocjami, które rozlewały się po jej ciele sprawiając, że pragnęła więcej i więcej. To było jak narkotyk najlepszej jakości. Powodował euforię i uniesienie, jakie niosły ją ku spełnieniu. Nie fizycznemu, ale równie głębokiemu. Kochała to poczucie władzy nad ludzkim losem. To od niej zależało, czy ta zdradliwa gnida będzie dalej chodzić po świecie.

– Dlaczego mnie zdradziłeś, Tiberio? – zapytała, wręcz delikatnym tonem zawiedzionej matki.

– Donna... – wycharczał, jednak nie dokończył wypowiedzi. Z jego ust wypłynęła duża ilość krwi, którą się zaczął krztusić. Berenice patrzyła na to bez nawet najmniejszego grymasu na twarzy. Nie dała żadnej oznaki, że cokolwiek w związku z tą sceną odczuwa. Niewzruszona, podeszła w końcu bliżej więźnia. Gdy ten łapał spazmatycznie kolejne oddechy, chwyciła go za włosy i odchyliwszy jego głowę do tyłu, szybkim ruchem rozcięła szyję, z której trysnęła świeża krew. Puściła to ścierwo, odsuwają się od padającego na ziemię bezwładnego trupa. Wpatrując się w ścianę naprzeciw, wyciągnęła rękę w prawą stronę. Jeden z jej ludzi odebrał bez słów sztylet. Kobieta odwróciła się od zwłok i ruszyła w kierunku wyjścia.

Gdy już była na zewnątrz ruin, wciągnęła głęboko parne powietrze. Szykuje się burza – pomyślała, nim wyczuła obok siebie Dome'a, który do niej dołączył, zapewne tuż po tym, jak wydał odpowiednie dyspozycje, co zrobić z ciałem. Wiedziała o czym myślał. Ceniła go właśnie za to, że potrafili siebie nawzajem odczytać. Tak było zawsze. Dlatego wybrała właśnie jego, gdy musiała zebrać wokół swojej osoby najbardziej zaufanych ludzi.

– Owszem, to było konieczne – odpowiedziała na niezadane pytanie.

– Nie twierdzę, że nie. Zdradził. Nie możemy takich rzeczy puszczać płazem. Zwłaszcza gdy sytuacja nie jest zbyt stabilna – odparł tym swoim spokojnym, niskim głosem.

– Znajdź kogoś, kto nie puści nas kantem, jak tylko wyczuje kasę – zarządziła, nim wsiadła do czekającej na nią limuzyny.

– Jak zawsze – wyszeptał Domenico, spoglądając na oddalający się samochód z najbardziej krwiożerczą, bezwzględną kobietą, jaką nosiła po tej ziemi Sycylia. Albo zdobędzie świat, albo sprowadzi na nas zniszczenie. Czarne albo białe, bez odcieni szarości – pomyślał, nim wrócił do wnętrza niegdysiejszego zamku.



Consiliere – po włosku doradca.



Od autorki krótka notka. :P

Kochani, to projekt, który jest w trakcie tworzenia od ponad roku. Jestem długodystansowcem. :D W tamtym roku rozpoczęłam zbieranie materiałów, czyli tzw. research. O kilku tygodni, plan nabiera już konkretnych kształtów i dziś, chciałabym podzielić się z Wami prologiem. 

Dajcie znać, czy chcielibyście poznać historię Berenice. ;) Powiem Wam, że będzie to twarda babka. :D 

Buziaki, 

Lily :*

Regina dei Diamanti - Kobieta, która przejęła mafijny tronWhere stories live. Discover now