Rozdział 3 (cz. 1)

139 16 4
                                    

Kobieta leżąca na łóżku pojękiwała głośno, kiedy on raz po raz wbijał się w jej wnętrze, próbując osiągnąć orgazm. Przed oczami nie miał jednak sprowadzonej przez jego przyjaciela dziwki, lecz przeklętą Berenice Rossetti. Chciał, żeby w końcu dotarło do niej, że miejsce kobiety jest właśnie tu, w pościeli, pod nim, dla jego satysfakcji. Kto to słyszał, żeby baba rządziła rodziną?! – powtarzał te słowa częściej, odkąd wrócił z zebrania rodzin. To było niedopuszczalne. Wielu z Cupoli myślało podobnie. Nieliczni widzieli w tym postęp, który musiał w końcu zebrać swoje śmiertelne żniwo. Nikt jednak nie miał zamiaru przeciwstawić się pieprzonemu Ferrarze. Dopóki ten gość zarządzał rodzinami, nie było nawet szans, by skrócić o głowę jego kochankę. To wywołałoby wojnę, nie tylko z powodu grzania łóżka przewodniczącego Komisji Syndykatu. Ta kobieta stanowiła wyzwanie pod każdym względem. Nic więc dziwnego, że Ferrara tak szybko jej uległ.

Miał go dość! Powinien zdechnąć razem z rodziną Rossetii!

W tym momencie stęknął chwyciwszy kobietę za szyję. Ściskając ją za krtań, aż się zakrztusiła, w końcu doszedł. Ciężko dysząc, wyszedł z niej. Nawet nie rzuciwszy okiem, wstał i udał się do łazienki. Włączył natrysk w kabinie prysznicowej, wchodząc do środka. Gorąca woda spływająca po jego ciele, akurat dziś wcale nie osłabiła jego napięcia. Seks również nie pomógł. Był wściekły i nic nie było w stanie tych emocji przytłumić. Potrzebował małego sparingu. Może wówczas odetchnie. Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik. Wytarł szybkimi ruchami ciało, zawiązał wokół bioder materiał i podszedł do lustra. Wziął do ręki telefon. Odszukał nazwisko trenera i połączył się.

– Dziki. – Usłyszał po drugiej stronie burknięcie, jakby przyjęta przez mężczyznę ksywa mówiła wszystko potencjalnemu rozmówcy. Westchnął ciężko. Najwyraźniej, nie on jeden miał parszywy dzień.

– Potrzebuję sparing partnera.

– Jestem na hali. Wpadnij, jak już skończyłeś z tymi wymuskańcami – zaśmiał się chrapliwie.

– Ty chyba naprawdę nie cenisz własnej skóry – odparł z niesmakiem. Drań miał za nic wyżej od siebie postawionych. Kiedyś zginie w męczarniach, a on nic nie będzie mógł z tym zrobić. Ten świat miał zasady, które rzadko podlegały negocjacjom, a co dopiero zmianom.

– Dam sobie radę z tymi trupawkami. To ty stąpasz po kruchym lodzie. Uważaj, żebyś się nie sparzył w tej swojej wojence – rzucił z charakterystycznym rosyjskim akcentem. Niewielu mogło sobie pozwolić na takie słowa wobec niego, jednocześnie pozostając przy życiu. Aleksiej Fiodorow należał jednak do tych nielicznych, którzy nie bali się śmierci, lecz szli z nią, niczym z dobrym przyjacielem, pod rękę.

– Będę u ciebie za pół godziny – zapowiedział się, przypominając tym samym, po co dzwonił. Trener mruknął coś niezrozumiałego, co Massimo mógł uznać za potwierdzenie, po czym się rozłączył.

Mężczyzna wszedł do sypialni, na szczęście pustej. Nie znosił przylep. A niestety, niektóre z dziwek, wyobrażały sobie stanowczo za dużo, dostając się do jego łóżka. Ubierając się, zauważył na stoliku nocnym kartkę, której z całą pewnością wcześniej nie było. Wziął ją do ręki i zamarł na widok znaku wodnego mieniącego się w świetle. Po raz pierwszy w swoim trzydziestopięcioletnim życiu po jego ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz.

***

Berenice stała na balkonie, ubrana w długą krwistoczerwoną suknię z rozcięciem sięgającym prawie jej biodra. Przesuwała pomiędzy palcami naszyjnik z drobnych brylantów i przyglądała się tłumowi zgromadzonemu w sali balowej jej nowego hotelu. Kryształowe żyrandole mieniły się tęczowym światłem, sprawiając wrażenie, jakby pomieszczenie zostało obsypane diamentami. Stoły przykryte zostały jedwabnymi obrusami w kolorze kości słoniowej. Na nich, rozstawiono kryształowe kieliszki, lampiony ozdobione niewielkimi szmaragdami skrzącymi się w świetle, zastawę ze złoceniami i oczywiście, najlepsze jedzenie, wnoszone właśnie przez kelnerów. Dzisiejsze menu było dziełem genialnego szefa kuchni, którego nie musiała długo przekonywać o tym, że będzie pracował w ekskluzywnym hotelu, dla równie eleganckiej klienteli. Egzotyczne kwiaty w wysokich wazonach kosztowały ją małą fortunę, ale warto było wydać każde pieniądze na przyjęcie, które miało doprowadzić do osiągnięcia przez nią tego, czego pragnęła najbardziej – pozycji narzeczonej przewodniczącego Cupoli. Miała zamiar dziś przycisnąć Federica, zwłaszcza po ostatnich plotkach krążących już w całej pieprzonej Sycylii. Ktoś pragnął strącić króla z tronu. Przewrót zasiadł u ich drzwi, i tylko czekał na znak, by je bez zbędnego wysiłku wyważyć. Berenice nie przetrwałaby w tym świecie, gdyby nie szósty zmysł, gdy chodziło o zbliżające się kłopoty. Zawsze je wyczuwała, nawet jako dziecko wsadzające nos w nie swoje sprawy. Co do tego... Cóż, chyba nadal lubiła pakować się tam, gdzie nie potrzeba, co sprowadzało na nią więcej problemów, niż niekiedy było warte.

Kiedy poczuła czyjąś obecność, wzięła głębszy oddech i uśmiechnęła się kącikiem ust. Domenico ponownie zjawił się bezszelestnie u jej boku. Był najbardziej trwałym elementem w jej życiu przepełnionym śmiercią. Zawsze stał na posterunku, gotów do pomocy. Nigdy nie mówił o ochronie. Wiedział, że potrafiła o siebie zadbać. Był niczym jej cień, zawsze trzymający w pogotowiu dodatkową broń.

– Zadowolona z efektu? – Jego niski głos łagodnie pieścił jej zmysły. Gdyby tylko nie był jej przyjacielem i najwierniejszym współpracownikiem... Spróbowała oczyścić myśli z bardzo niegrzecznych obrazów i spojrzała na Doma z ironicznym uśmiechem.

– Jeszcze nie do końca – odparła, nim zwróciła spojrzenie ponownie na salę wypełnioną gośćmi.

– Jesteś absolutnie pewna tej decyzji?

– To jedyne wyjście. Potrzebujemy siebie nawzajem. Wiesz to równie dobrze, jak i on.

– Berenice... – urwał, jakby nie wiedząc, jak ubrać w słowa to, co z pewnością musiał powiedzieć, lecz niekoniecznie miało jej się spodobać. Odwróciła się ku niemu. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że Domenico bardzo pragnął, by zmieniła zdanie co do połączenia się węzłem małżeńskim z człowiekiem, który z dużym prawdopodobieństwem miał zostać celem numer jeden najlepszych płatnych zabójców, jakich na swoich usługach mieli członkowie Cupoli.

– To nie podlega negocjacjom, Domenico.

Wycofał się, ponownie przybierając beznamiętny wyraz twarzy. Odpuścił widząc, że akurat ta sprawa jest już zamknięta. Czasami miała wrażenie, że w innym świecie byliby idealną parą. Wiedzieli o sobie wszystko i rozumieli się bez słów. Tylko jemu ufała gdy chodziło o jej życie. Nie bez przyczyny był najbliżej i znał wszystkie jej sekrety. Zdawała sobie sprawę, że miał w garści jej życie, tak jak ona jego. Czysty biznes. Tak powiedziałby jej ojciec.

– Czas na drugi akt – odezwała się, wyrywając z coraz bardziej ponurych myśli. W jej polu widzenia pojawił się bowiem najważniejszy gość. To właśnie był jej świat. Najwyższa pora sięgnąć po koronę, która jej się należała. Uniosła ponownie podbródek i spojrzała na Domenica. Wiedziała, że dostrzegł w jej oczach wszystko, czego nie mogła powiedzieć na głos. Zobaczyła po wyrazie jego twarzy, że zrozumiał.

– Dopilnuję zatem wielkiego finału. – Skłonił lekko głowę i odszedł, pozostawiając Berenice gotową zrobić to, co konieczne, by nikt więcej nie próbował podważać jej pozycji. Była królową tego mrocznego świata i nikt nie odbierze jej tronu, który jest w zasięgu ręki. Gdy tylko zlokalizowała wzrokiem swoją przepustkę do pełni władzy, zerknęła ukradkiem na swój strój, czy nic nie uległo zmianom na niekorzyść. Uniosła minimalnie tkaninę sukni i ruszyła pewnym krokiem w stronę szerokich schodów, wyłożonych bordowym dywanem ze złotą lamówką. Ledwie dostrzegalnie dotknęła poręczy, właściwie sunąc po niej dłonią jak po jedwabie, który tak uwielbiała. Gdy tylko postawiła pierwsze kroki w czarnych szpilkach, ozdobionych malutkimi diamentami, niczym wezbrana fala, jej goście odwracali się jeden po drugim, by przyjrzeć się wejściu gospodyni dzisiejszego przyjęcia. Zazdrość, zawiść, podziw, uznanie, strach – widziała cały wachlarz odczuć wymalowanych na ich twarzach. Zmierzała dziś po swoją koronę, która od dawna jej się należała. On także to czuł. Podszedł do niej, stanowczo i władczo otoczył jej talię ręką. Jego wzrok był przepełniony pożądaniem i pewnością, że to wcale nie ona jest łowcą dzisiejszego wieczora. Cóż, jeżeli chodzi o to, kto tu będzie zwierzyną łowną, okaże się już niebawem.

Regina dei Diamanti - Kobieta, która przejęła mafijny tronWhere stories live. Discover now