Mieszkała tu, pod samym budynkiem przejeżdżała kilka razy w tygodniu, a sama przed sobą musiała przyznać, że pierwszy raz byłą w największym hotelu w Canyon. Największym... był po prostu najbardziej rozrosłym budynkiem na mapie miasta.
Hol jakby trochę zatrzymał się w czasie. Plecione serwetki i kolorowe zasłonki w poczekalni przywodziły na myśl dom babci, ale obraz ten kłócił się ze skórzaną sofą, szklanym, nowoczesnym stolikiem i automatem na kawę. Recepcja też wyglądała całkiem nowocześnie, schludna, opływowa i minimalistyczna.
Do lady podszedł sam Gerard i coś szybko omówił. Wrócił do niej i poprowadził ją w głąb budynku, do wind.
Do Charlie dopiero dużo później dotarł sens rzuconego przez Judy Harper spojrzenia, a która była jedną z czołowych informatorek w mieście.
Za to w windzie dotarł do Charlie obraz całej, zaistniałej sytuacji. I nie do końca chodziło jej o pobicie cioci, niebezpieczeństwo i policję przeszukująca jej farmę w tym akurat momencie. Bardziej chodziło jej o mężczyznę, który stał niebezpiecznie blisko niej, i niebezpiecznie działał na postrzeganie jej rzeczywistości. Lekko zesztywniała na myśl o tym, ale za chwilę, dla samej siebie i spokoju umysłu, wzruszyła lekko ramionami, starając się zepchnąć na bok osobiste rozmyślenia. Bez skutku...
Gerard, obserwując ją podczas podróży windą rozumiał toczącą się w jej walkę. A przynajmniej tak mu się wydawało. Miał świadomość, że Charlie nie do końca godzi się na jego postępowanie, ale w zaistniałych okolicznościach nie miała w żaden sposób siły przebicia. Zresztą, rozsądek i logika były po jego stronie, a to silni sprzymierzeńcy.
Kiedy wysiedli z windy i Gerard szukał w kieszeniach kluczy, zadzwonił jego telefon.
- Dobry czas - przywitał brata, otwierając drzwi i zapraszając gestem Charlie do środka.
Pokój wyglądał jak typowy pokój hotelowy, no może z nieco większym metrażem, niż Charlie przywykła.
Weszli do niewielkiego saloniku, w którym stały dwa fotele, ława, barek, telewizor, lodówka i kilka regałów bez większego celu. Sypialnia była otwarta, prezentując rozgrzebane łóżko i rozrzuconą walizkę. Boczne drzwi prowadziły pewnie do łazienki.
- To później - od razu zatrzymał potok pytań brata - Kyle coś ma?
- Ooo, bracie - zaczął Brad, szeleszcząc kartkami - ma całkiem sporo, ale to nie jest szczęśliwa historia...
- To też później. Wysłałeś rzeczy?
- Tak, dzisiaj rano. I nie później. Chce znać szczegóły. Randka udana?
- To dobrze, jutro powinny dotrzeć. Odezwę się.
- Czekaj! Jest u ciebie? Ty jesteś u niej?
- Dobrej nocy - rozłączył się, szukając spojrzenia Charlie. Ta ostrożnie usiadła na fotelu.
- Relacji nie będzie? - zapytała cicho, co zmusiło go do zastanowienia się, jak głośno ustawiony jest aparat i czy słyszała domysły brata.
- Nie wszystko musi trafić do wszystkich uszu - zaczął, podchodząc do barku. Rozpiął koszulę pod szyją i podwinął mankiety. Charlie z zaskoczeniem skonstatowała, ze ma całkiem umięśnione przedramiona. Zupełnie nie pasujące do gryzipiórka z dużego miasta.
- Napijesz się? - zapytał, odsuwając się na bok, by zaprezentować hotelowe zaopatrzenie - w kawiarni na dole chyba jest niewiele więcej.
- Z chęcią - powiedziała tylko, z lekką ulgą. Dziadek zawsze mawiał, że szklaneczka konkretnego płynu potrafi rozjaśnić niejedne myśli.
![](https://img.wattpad.com/cover/197488237-288-k943156.jpg)
YOU ARE READING
Lisie doły
RomanceOpowieść o uporze, miłości... i jak to tam leci w romansach. Wersja pierwsza, pełno błędów,