Wściekłość rodzi głupie pomysły!

767 28 1
                                    


- Jesteś idiotą! - wrzeszczałam wchodząc po schodach - Nienawidzę cię! 

- Jak ona się do ciebie zwraca! - dobiegł mnie głos tej jędzy, Becky. Co za idiotka! 

- ZAMKNIJ SIĘ DURNA KOZO! - ryknęłam - MAM  W DUPIE, CO MYŚLISZ! 

- Catie! - ryknął mój ojciec - Do pokoju! JUŻ!!! 

- I TAK NIE CHCIAŁAM SIĘ GAPIĆ NA WASZE PIERDOLONE RYJE! - ryknęłam, celowo głośno tupiąc w każdy stopień schodów.. 

Trzasnęłam drzwiami. Karton w drzwiach szafki stojącej tuż przy drzwiach w moim pokoju, zatrząsł się. Kiedyś była tu szyba. Ale od dnia kiedy rozbiłam ją ręką, jest karton. Westchnęłam. Nadal byłam wściekła! Gdyby ojciec mnie nie odciągnął, wytargałabym tą całą Becky za te jej pierdolone loczki! Miałam ochotę tłuc drzwiami aż wypadną z framugi, ale wiedziałam, ze wtedy ojciec przyszedł tu, wyjął je z zawiasów i wsadził do garażu.   

- Rick, nie może tak być! - dobiegło mnie z dołu beczenie tej kozy-idotki. 

Ojciec wymruczał coś niezrozumiałego. 

- Pokłóćcie się i idź do siebie - wymruczałam - Dziś nie będzie bzykania, zapomnij Ricky. 

Zgodnie z moimi przewidywaniami, kilka minut później łupnęły drzwi frontowe. Wkurwiła się. Uśmiechnęłam się z satysfakcją. Po chwili na podjeździe rozległ się dźwięk silnika. Koza ruszyła z piskiem opon. Dobrze jej tak! 

Po chwili na schodach rozległy się kroki. Potem pukanie do moich drzwi, pojedyncze. Ojciec nigdy nie czekał na pozwolenie. Otworzył drzwi. 

- O, cześć Ricky. Dawno cię nie widziałam - powiedziałam przyjaźnie i rzuciłam się na łóżko, padając na plecy. 

Ojciec zignorował to, że zwróciłam się do niego po imieniu. Robiłam tak ciągle, bo wiedziałam że go to irytuje. Punkt dla niego. Podszedł do biurka i usiadł na krześle. Westchnął. Mmmm, szykowała się pogadanka. 

- Catie...- zaczął -  Ja już nie mogę tak żyć...

Uśmiechnęłam się lekko. Dziś postawił na szczerość. 

- Jak? - zapytałam rozszerzając niewinnie moje zielonkawe oczy. Nie złapał się na to. 

- Wiesz, o czym mówię. Mam dość tych wiecznych awantur. 

- To wszystko przez śmierć mamy - powiedziałam poważnie. 

- Oj, weź przestań - machnął z irytacją ręką - To było osiem lat temu, ile razy będziemy do tego wracać? 

- Jestem młodą kobietą - powiedziałam - Potrzebuję matki. Z resztą... w zeszłym roku w to wierzyłeś - zaśmiałam się i przybrałam minę doktora Fergusona, terapeuty, który prowadził mnie w zeszłym roku - Panie Clint, pana córka ma nieprzepracowaną traumę związaną ze stratą matki. 

Idiota. 

Ojciec westchnął. 

- Chcę żeby było ci łatwiej. Związałem się z Becky...

- Kozą! - mruknęłam

- ...która mogłaby ci pomóc w sprawach, w których ja nie umiem ci pomóc... - mówił dalej ojciec nie zważając na moje docinki

- Koza, która służy tylko do rypania i pomaga twojemu penisowi! - ryknęłam, a potem zaczęłam naśladować meczenie Becky podczas orgazmu - Meeee! Yeeeee! Echeeee! 

Ojciec wstał, wyraźnie wzburzony. 

- Przesadzasz! - ryknął. Wymierzył w moją stronę swój wielki palec. 

Zaszeptując  WicherWhere stories live. Discover now