Nierozważna czy po prostu głupia?

539 29 1
                                    

W nocy śni mi się Maureen. Biegnie przede mną. Mamy obie po osiem lat. 

- Casie - woła - chodź szybciej

Ma na sobie swój ulubiony, granatowy płaszczyk. Wbiega na pasy i nagle widzę samochód jadący zbyt szybko by zdołał wyhamować. 

- Maureeeeeee! - wołam i stoję,  wryta w ziemię. A samochód się zbliża i zbliża i zbliża. A potem uderza w nią i Maureen leci w powietrzu. Dobiegam do niej, i padam na kolana, łapiąc ją za rękę, a ona otwiera oczy i mówi: 

- Nic mi nie jest, Casie! Nie płacz. 

Z samochodu wybiega jakaś kobieta. Maureen powoli siada. Łapie mnie za koszulę. Jej oczy otwierają się w przerażeniu. 

- Ale ty, Casie! Patrz! - wskazuje palcem gdzieś za mnie, odwracam się i widzę jak zbliża się do mnie jakaś ciemna postać. Krzyczę: NIEEEEE! i budzi mnie mój własny krzyk. Siadam na łóżku. Jestem zlana potem. Oddycham głęboko. 

Dlaczego akurat dziś we śnie powróciło wydarzenie sprzed dziewięciu lat? Nadal jest to jedno z gorszych wspomnień mojego życia. To wyglądało tak strasznie...pamiętam swój strach, kiedy biegłam, pewna, że moja przyjaciółka już nie żyje!
  
Aż dziwne, że niemal nic jej nie było. Złamała tylko rękę. Spędziła trzy dni na obserwacji w szpitalu, a mama i tata pozwolili mi siedzieć przy niej, bo nie umiałam jej zostawić choćby na chwilę. Byłyśmy nierozłączne. W szpitalu pomagałam jej wiązać buty i rysowałyśmy motylki na jej gipsie. 

Nagle znikąd pojawia się wielki smutek. Cała drżę. To tylko głupi sen! Opadam na poduszki. Jest już prawie rano. Zaczyna świtać. To pewnie przez to zdjęcie. Za długo na nie patrzyłam, wspominając moją przyjaciółkę. 

Być może pod wpływem myślenia o Maureen, zaczynam - (zupełnie ja nie ja!) - myśleć w co powinnam się ubrać, aby wyglądać inaczej niż zazwyczaj. Nie chcę aby Jack rozpoznał mnie potem na ulicy. Sen dodaje mi nieco inspiracji.  W szafie znajduję obcisłą, kremową koszulę w czerwone i granatowe papugi. Zakładam ładny stanik i eleganckie figi, aby  - jeżeli Jack będzie próbował mnie zgwałcić lub, co gorsza, okaże się psychopatycznym mordercą -  chociaż wstydu nie było, jak będą mi robić sekcję zwłok. Decyduję się na jeansy i martensy. W razie czego blacha w czubach wzmocni kopnięcie w krocze, którym będę próbowała się bronić. 

Dziś szczotkuję dokładnie włosy i zostawiam je rozpuszczone, ale boczne pasma ściągam gumką z tyłu głowy. Maureen zawsze tak robiła, aby włosy nie leciały jej do oczu, gdy pochylała się nad książkami.  Długo patrzę na siebie w lustrze. Jest we mnie pewna nieuchwytna zmiana, która czyni mnie podobną do mojej drogiej przyjaciółki. 

Kiedy ojciec wali w drzwi, aby mnie obudzić,  otwieram je niemal natychmiast, zupełnie bez słowa. Jestem w pełni gotowa. Ricky wytrzeszcza oczy. 

- Casie... jesteś taka podobna do... - urywa. 

Mamy niepisaną umowę, że nie wymawiamy tego imienia.
Jak i innych imion pochodzących z przeszłości. Ojciec wzdycha. 

- Śniadanie na stole. 

- Niech zgadnę? Tosty i bekon? 

- Nie - mówi Ricky - Dziś zrobiłem omlet. 

Jemy śniadanie w ciszy, jednak Ricky wciąż mi się przygląda.

- Czy...hmmm... twoja zmiana wyglądu ma jakąś przyczynę? 

- Dziś mamy w szkole dzień na opak - kłamię - Trzeba było ubrać się przeciwnie do codziennego stylu.

- Oh, wow...- mówi - Może są... rzeczy... których jakoś. hmm... potrzebujesz a ja ci ich nie daję? - jąka się i wyraźnie krępuje. 

Zaszeptując  WicherWhere stories live. Discover now