Rozdział 33

2.3K 200 80
                                    

Gdy znalazłem się w korytarzu prowadzącym do moich komnat nie byłem w stanie powstrzymać uśmiechu. Pod moimi drzwiami, chociaż raczej przed obrazem, siedział Tom ze skrzyżowanymi nogami i plecami opartymi na przeciw wejścia. Wyglądał, jakby spędził tam dość dużo czasu, aby znaleźć w miarę wygodna pozycję na twardej posadzce. U jego boku leżała torba z podręcznikami a w dłoni ściskał niewielki rulon papieru bawiąc się zieloną wstążką. Gdyby tego było mało to wykłócał się z tym przeklętym smokiem. Jednak jego postawa była na tyle swobodna, iż mogłem się obawiać o to, czy przypadkiem nie zechcą zostać przyjaciółmi.

Czarna szata została rozpięta i spływała miękko na ziemię. Materiał podwinął się na wyprostowanej nodze ukazując zgrabną łydkę odzianą w czarne spodnie. Koszula, która wcześniej była nienagannie założona teraz zastała lekko zmięta przy kołnierzu, który wystawał spod wyciętego w serek swetra. Zauważyłem, że nieświadomie jego prawa dłoń wędruje do tego miejsca i bawi się górnym guzikiem, jakby chcąc go rozpiąć. Cofnął jednak palce i poluźnił srebrno-zielony krawat. Spod białego materiał wyłonił się nagle zaróżowiony ślad.

Uśmiechnąłem się mimowolnie.

Pokręcił nagle głową a jego czarne włosy zafalowały. Opadły po chwili na jego kark i zakryły malinkę.

Wciąż nie zauważył mnie. A ja nie chciałem tego chwilowo zmieniać. Obserwowałem go, jakbym widział. go po raz pierwszy. Ze skupieniem lustrowałem każdą zmianę zaistniałą na jego twarzy. To jak marszy brwi lub lekko przygryzał dolną wargę gdy wyjątkowo nie spodobało mu się coś co powiedział gad z obrazu. Mógłbym spędzić tak resztę mojego życia na podziwianiu jego piękna.

Mimowolnie w głowie pojawiła mi się myśl, że mogę go widzieć po raz ostatni. Szybko ją jednak przegnałem nie chcąc, by Tom wyczuł mój żal. Zebrałem się w sobie i postawiłem krok w korytarzu wychodząc z cienia tak niespodziewanie, jak za moich czasów Snape, gotowy by wlepić serię najgorszych szlabanów.

Tom, gdy tylko usłyszał zbliżające się kroki, momentalnie zamilkł i spojrzał na mnie.

Jego oczy lśniły.

Podniósł się zgrabnie z wprawą pierwszorzędnego zawodnika quidditcha i otrzepał szaty.

Kiedy znalazłem się na tyle blisko, by go dotknąć porwałem go w ramiona i pocałowałem gwałtownie. Zaskoczony patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami. Jednak szybko uległ pogłębiając pocałunek. Dłoń wplótł w moje włosy. Leniwie zacząłem skubać jego dolną wargę nie chcąc się oddalać od niego.

- Nie minął nawet dzień a ty już usychasz z tęsknoty? - spytał, gdy zostawiłem jego usta w spokoju na rzecz jego smukłej szyi.

Nie odpowiedziałem. Wziął to chyba za potwierdzenie, gdyż przesunął dłonie na moje plecy i objął mnie. Oparł głowę na moim barku odsłaniając przede mną więcej alabastrowej skóry.

- Czy wszystko w porządku? - spytał po chwili ciszej.

Ucałowałem podrażniają skórę i wycofałem się lekko. Przytulić go mocniej do siebie. Oparłem głowę o jego.

- Dopóki jesteś przy mnie - powiedziałem pewnie.

- W takim razie... - zamknąłem jego usta pocałunkiem, bojąc się słów, które mogły zostać wypowiedziane.

- Chodźmy do środka. Musimy porozmawiać.

Widziałem, że nic nie sprawi, żeby ta rozmowa, która nas czeka stała się łatwiejsza. Musiałem więc zmierzyć się z nią zanim stracę całą odwagę.

***

Usiadł na kanapie wygodnie i poklepał miejsce obok siebie zapraszająco. Nie skorzystałem. Stanąłem plecami do kominka opierając się o jego gzyms tak, że tylko jakimś cudem moja szata nie wpadła do paleniska.

Prince?  (tomarry)Donde viven las historias. Descúbrelo ahora