⤷JESTEŚMY PRZYJACIÓŁMI: CZĘŚĆ DRUGA

240 25 64
                                    

OKOLICE ATLANTY,
GEORGIA, USA
2016

Co za piękny dzień.

Wesele Sierry i Selene działa na mnie lepiej niż jakiekolwiek tabletki szczęścia. Jestem cała w skowronkach, patrząc, jak moje dwie przyjaciółki spełniają swoje wspólne marzenie. Mało tego, to także przed chwilą obydwie podzieliły się ze światem radosną nowiną. Będą miały dziecko. Nie wnikałam w szczegóły, skąd i jak. To mnie nie obchodzi. Dzieciak będzie mieć dobre matki, które będą je kochać. Tylko to się liczy.

― Co tak się gapisz? ― śmieję się. ― Makijaż mi spłynął?

Siadam na kolanie Dallasa, uśmiechnięta od ucha do ucha. Nie odrywa ode mnie wzroku choćby na sekundę. Otacza mnie ręką w pasie, a wolną dłoń splata z moją własną. Ma ciepłą skórę, aż mi przyjemnie. Zaciskam palce na jego ramieniu, kiedy przechylam szyję i opieram głowę o skroń Dallasa.

― Wyglądasz pięknie, skarbie ― wyznaje. Dallas odsuwa się nieznacznie, aby móc pocałować mnie w środek policzka. Znów chichoczę pod nosem.

― Tak sobie myślę, że... To może głupie, ale... ― urywa. Teraz to ja odchylam się odrobinę w tył. Patrzę na niego badawczo. ― Dobra. To głupie. Nieważne.

― No co ty ― wzdycham. Nie przestaję się uśmiechać. ― O co chodzi?

Dallas waha się chwilę. Odrywa ode mnie na parę sekund wzrok, gdy puszcza spojrzenie w stronę obydwu pań. Wyswobadzam swoją dłoń i otaczam jego kark ramionami, jakby podświadomie zmuszając go do tego, aby skoncentrował się wyłącznie na mojej osobie.

― No, dawaj ― zachęcam. Pochylam się i trącam go nosem o nos. ― Nie ma głupich myśli. Są tylko takie, na które może nie być sensownej odpowiedzi.

― Okej... Więc... ― zaczyna niepewnie. Znów łypie przelotnie w kierunku Sierry i Selene, po czym wbija we mnie z lekka zastrachane spojrzenie. Dotykam palcami jego brody i delikatnie ją pocierając, całuję go na zachętę w usta. Patrzę prosto w oczy chłopaka, gdy Dallas zbiera się wreszcie na odwagę i pyta:

― Chciałabyś kiedyś przeżyć coś podobnego?

Czekaj, co?

― Precyzyjniej ― mówię. Mój mózg zaczyna pracować na zwiększonych obrotach. ― Przeżyłam tu dziś wiele niezłych akcji.

― Chciałabyś wziąć kiedyś ze mną ślub? ― rozwija swoją myśl. Ścisza odruchowo głos. Jego palce zaciskają się mocniej na mojej talii. Patrzy na mnie wręcz z nieśmiałością, gdy dodaje:

― I założyć rodzinę?

Przyznam jedno. Tego pytania raczej się nie spodziewałam. Nie panuję nad tym, kiedy moja brew drga lekko, a usta rozchylają się, gdy nabieram automatycznie powietrza. Dallas zauważa, jak moje wargi poruszają się odrobinę nerwowo i odwracam ode mnie twarz. Przeciera wolną dłonią nos, po czym skupia się na jakimś punkcie na podłodze. Moje ramiona opadają wraz z bezsilnym westchnięciem, kiedy dociera do mnie, jak niewłaściwie zareagowałam.

Dotykam kciukiem i wskazującym palcem jego żuchwy, po czym zmuszam mężczyznę do tego, aby ponownie na mnie spojrzał. Przywołuję na ustach słaby, wręcz pocieszający uśmiech, kiedy całując go czule w policzek, odpieram:

― Pewnego dnia? Myślę, że tak. Tylko daj nam jeszcze trochę czasu. To są bardzo ważne decyzje i nie chcę, żebyśmy naobiecywali sobie czegoś, co mogłoby nas przerosnąć. Kocham cię, dlatego będę o tym myśleć.

Serce zaczyna mi walić. Nie chcę, żeby Dallas zauważył, jak jego słowa cholernie mnie przeraziły. To nie tak, że tego nie pragnę. Naprawdę, kocham go i marzę, żeby spędzić z nim swoje życie. Boję się, że ta jedna decyzja zmieni o sto osiemdziesiąt stopni to, co mamy. Nie chcę się z nim nikim dzielić. A wiem, że jeśli tylko faktycznie zdecydujemy się założyć rodzinę i mieć... te małe potworki, to będzie nieuniknione.

SCARSWhere stories live. Discover now