36. Fałszywa maska.

1.6K 89 111
                                    

Więc tak, na wstępie chcę powiedzieć, że siedziałam nad rozdziałami cały dzień i noc, więc wyszło tego dużo. Podzieliłam materiał na dwie lub trzy części, jeszcze dzisiaj wrzucę resztę rozdziału, tylko muszę go skorektorować.
Możecie się go spodziewać do godziny 22:00. Być może uda mi się wcześniej, zobaczymy. Zapraszam do lektury i komentarzy. :D Im więcej ich będzie tym większą motywację będę miała :D :D 

PS - w sumie wyszło mi ponad 20 tyś słów dlatego też dzielę to na części. ^.^

 Kocham was i dziękuję  ;D 

--------------------------------------------------------------------

Lucy

Szłam tuż za Zerefem w odległości może dwóch metrów, napięta niczym struna. Całą drogę nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem. Jedyne co do mnie powiedział przed wejściem do miasta to to abym nawet nie śmiała podnosić wzroku i patrzeć obcym w oczy. Najwyraźniej inni nie rozpoznawali go, bo wszyscy mijali nas z obojętnym wyrazem twarzy. Ode mnie również niczego nie wyczuwali, bo byłam przesiąknięta zapachem Demona. Krew Natsu najwyraźniej nadal we mnie działała, skutecznie maskując mój ludzki zapach. Zeref szedł całą drogę przede mną, ale co jakiś czas, ukradkiem zerkał przez swoje ramię w moją stronę. Kiedy ja również na niego zerknęłam, a nasze spojrzenia się skrzyżowały uśmiechał się przebiegle pod nosem i szybko odwracał wzrok. Nie rozumiałam jego zachowania. Był taki dziki i wycofany. Jakby był wyjęty z innego świata. Sprawiał wrażenie bardzo samotnego i jakby zagubionego. Był niczym obłąkane dziecko, wycofany. To mi przypomina, że nigdy z Natsu nie rozmawiałam na jego temat. Zawsze tego unikał jak tylko się dało. Mówił tylko, tyle że nie ma z nim bliskiej relacji i że nie traktuję go jak swojego rodzonego brata. To w sumie wydaję mi się smutne, mieć rodzeństwo, ale unikać się. Rodzeństwo przecież powinno się wspierać i być dla siebie przykładem. Ale jak tu być przykładem, skoro Zeref był tym, kim był? Natsu nie miał szczęśliwego dzieciństwa. Może oboje nie potrafili zachowywać się jak prawdziwa rodzina? Nie wiedziałam tego. Wiedziałam natomiast, że było to smutne i przygnębiające.

Jak już wspominałam cała droga minęła nam w absolutnej ciszy. Co jakiś czas ukradkiem rzucałam mu swoje zlęknione spojrzenie, bo tak naprawdę nie miałam pojęcia, czego mogłabym się po nim spodziewać. Spoglądałam na jego plecy skryte za czarnym swetrem. Swoją drogą to cały był ubrany na czarno. Sweter na długi rękaw i do tego czarne spodnie i buty. Miałam trochę czasu w trakcie naszej „podróży" więc dokładniej mu się przyjrzałam, ale dyskretnie. Jego plecy były zdecydowanie drobniejsze od Natsu, był także nieco niższy. Nie był umięśniony, a jego ciało było bardzo wątle i smukłe. Jego włosy były dość krótkie i dziwnie uczesane. Na czubku głowy sterczało mu parę kosmyków do góry. Szedł dość przygarbiony i nie oglądał się na boki. Swoje dłonie wbite miał w kieszenie. Jego twarz była bardzo blada i mocno kontrastowała z jego czarnym ubiorem, jak i włosami, i oczami. Cały czas biła od niego jakaś dziwna aura, ale ja wyczuwałam w niej także żal i smutek. Oraz fałsz i obłudę. On zdecydowanie nie był odpowiednią osobą do towarzystwa na przysłowiową herbatkę. Bałam się go, a w jego towarzystwie ciężej mi się oddychało. Miałam wrażenie, że powietrze wokół niego gęstnieję. Jak bardzo musiał być silny? Jaką mocą dysponował? Tego nie wiedziałam, ale niebawem ren rąbek tajemnicy miał być przede mną uchylony.

Nim się spostrzegłam doszliśmy do potężnej zamkowej bramy. Wzięłam parę głębszych wdechów i z niepokojem Spoglądałam na rożnych wysoko postawionych Demonów wokół nas. Gdy tylko ją przekroczyliśmy Zeref zaczął się przeobrażać. Na jego głowie pojawiły się czarne rogi, a jego wcześniejsze ubrania zastąpiła teraz czarna, długa peleryna ze złotymi zdobieniami. Jego włosy stały się trochę bardziej rozczochrane, ale pasma odstających włosów na czubku nie zniknęły. Szliśmy nadal w ciszy, a ja nie ukrywając trochę rozglądałam się na boki podziwiając piękne ogrody w wielkimi fontannami. Była już piękna wiosna na pograniczu z latem. Na dworze było bardzo ciepło, słońce pięknie świeciło, a ptaki latały po niebie radośnie świergocząc coś między sobą. Tak bardzo zazdrościłam ptakom ich wolności. Ich nikt nie był w stanie skrępować. Nikt nie był w stanie zabrać im ich wolności. Czasem miałam takie ciche marzenie, że po śmierci chciałabym odrodzić się jako ptak. Jako biała mewa. Nie wiem, dlaczego akurat mewa, ale tak mi się po prostu podobało. Mewa wydaje mi się uosobieniem wolności i żadnych ograniczeń. Była czysta, piękna i biała. Niewinna.

Zakazana miłość [ZAKOŃCZONA]Where stories live. Discover now