Prolog

23.2K 662 74
                                    


Gdyby śmierci nie było nikt z nas by już nie żył. Przemijamy jak wszystko by w ten sposób przetrwać.

– Jan Twardowski

Byłam twardzielem przynajmniej do wczorajszego wieczoru. Stąpałam zawsze twardo po ziemi. Może dlatego, że miałam ojca policjanta a może po prostu dlatego, że nauczył mnie szacunku do samej siebie. Znajdowałam się w domu siostry i przymierzałam po raz ostatni suknie ślubną. Aria wznosiła toast, gdy zadzwonił telefon. Pamiętam to zdziwienie, które ogarnęło całe moje ciało, gdy na wyświetlaczu pojawił się numer nieznany. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy jak ten jeden telefon odmieni moje życia.

Ze śmiechem w głosie powiedziałam –Tak?

- Czy rozmawiam z panią Alison Harris?

Odstawiłam kieliszek rozlewając płyn na drewniany blat. Spoważniałam od razu i ze strachem na ramieniu spojrzałam na siostrę. Zrobiła to samo co ja przed chwilą i wpatrywała się we mnie uważnie. Głos po drugiej stronie był poważny i delikatny. To zawsze oznaczało kłopoty.

- Przy telefonie – odpowiedziałam.

-Widnieje Pani w dokumentacji pana Charlesa...- Wraz z tymi słowami sparaliżował mnie strach. Ciało stało się wiotkie, a łzy zaczęły kłóć w oczy. Każde kolejne słowo, które do mnie wypowiadała, było coraz bardziej niezrozumiałe. – Proszę się pospieszyć nie zostało mu dużo czasu.

Telefon wypadł mi z rąk i rzuciłam się prosto do zlewu. Wymiotowałam jak kot, a łzy płynęły. Suknie zaczęła mnie dusić, a na szyi czułam jakieś niewidzialne dłonie, które zaciskają się coraz bardziej. Przecież Charles pojechał tylko do sklepu po skarpetki. Miał to być zwykły wypad do galerii w centrum.

-Będzie dobrze – szepnęła Aria. Złapała mnie za brodę i ze łzami w oczach szepnęła- Jest silny, wyjdzie z tego.

- Dlaczego z nim nie pojechałam? Powinnam była z nim pojechać! – krzyknęłam. Osunęłam się na ziemie, a cały tiul na sukience pochłoną mnie.

- Cichutko Ali. On z tego wyjdzie, słyszysz? 

Kiedyś wierzyłam w każde jej słowo, ale to był pierwszy raz, gdy nie uwierzyłam.

***

W połowie drogi do szpitala wysiadłam z samochodu. Korek był tak duży, że szybciej tutaj dobiegłam. Starałam się jak nic powstrzymywać łzy, ale wychodziło mi to bardzo opornie. Bolało mnie serce, gdy widziałam jak ciężko mu się oddychało. Patrzył na mnie z pod wpół przymkniętych powieka. Trzymałam go za rękę i zaczynałam zdawać sobie sprawę, że jesteśmy już w dwóch różnych światach. W nowych rzeczywistościach, w których każdy z nas będzie sam. Jak mam żyć, gdy oddałam  serce, ciało i rozum? Charles skradł każdą moją cząstkę. Pustka w sercu i na duszy była najgorszym uczuciem, jakiego dotychczas doświadczyła i  za nic nie chce się wypełnić. Ile ja bym dała, aby to wszystko okazało się snem, koszmarem, z którego zaraz się obudzę. Tylko, że znów dociera do mnie rzeczywistość, bo nie jestem w stanie zapomnieć ostatnich jego słów.

-Kochanie, nie bój się-szepnął.

Zgryzłam wargę by szloch nie wydostał się z mojej piersi. Ściskałam mu dłoń i całowałam knykcie.

-Kochałem Cię przez całą wieczność i będę kochał. Nic się w tej kwestii nigdy nie zmieni. Chcę, żebyś zawsze o tym pamiętała. Liczysz się tylko ty, Alison.

Po policzku spływa mu łza.

-Kochaj życie tak jak to robisz-uśmiecha się-Przepraszam, że nie mogę dotrzymać przysięgi.

-Wszystko w porządku Charles-wyszlochałam.

-Zachowaj wspomnienie o mnie, ale nie bój się kochanie znów pokochać. Dzięki tobie mogłem poznać smak miłości. To dzięki tobie stałem się kimś innym. Kocham Cię miłością mężczyzny do kobiety. I dziękuję, że wybrałaś właśnie mnie.

- To ja Ci dziękuję, Charles - mówię przez ściśnięte gardło.

Ledwo, co go widzę przez łzy, które wciąż i wciąż napływają mi do oczu. Po raz pierwszy w życiu bałam się tak strasznie, że czułam żółć w ustach.

- Nie będę wstanie bez ciebie żyć. Już nie mogę oddychać Charles.

Pochyliłam się i położyłam głowę na jego dłoniach.

-Alison, spójrz na mnie.

Podniosłam na niego wzrok, a serce łamało mi się za każdym razem, gdy widziałam zadrapania na jego twarzy. Gdybym tylko mogła dorwać tych bandziorów, którzy tak go poturbowali...Zabiłabym ich z zimną krwią.

-Wszystko będzie dobrze-wychrypiał-Powtórz.

Pokręciłam głową. Jak może być dobrze, gdy widzę jak się męczy?

-Powtórz!

Był uparty nawet w takiej chwili. Czułam po kościach, że tracę przyjaciela. Jak ja będę funkcjonować bez niego?

-Nie mogę-wyszlochałam.

Próbowałam wstać, ale zacisnął palce na moim nadgarstku.

-Powtórz, Ali. Głos mu złagodniał.

-Wszystko będzie dobrze-powtórzyłam, ale wcale w to nie uwierzyłam. Nic nie będzie w stanie mi pomóc, gdy jego nie będzie przy mnie.

Ścisnął mnie za dłoń, przymknął oczy i wyszeptał - Kocham Cię Ali. Mam nadzieje, że kiedyś mi wybaczysz.

Jego ostatnie słowa były dla mnie nieczytelne, ale nie przywiązywałam do nich wagi. Trzymałam go za rękę i umierałam od środka.

- Kocham Cię, Charles.

Patrzyłam jak mężczyzna moich marzeń wziął ostatni wdech, zamknął oczy i pożegnał się ze światem. 

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Where stories live. Discover now