Rozdział 28

5.8K 330 13
                                    


Wyplątałam się najdelikatniej jak tylko umiałam z ramion Iana. Po całej jeździe opadliśmy na deski. Było niewygodnie, ale z drugiej strony romantycznie. Byliśmy na wzgórzu we dwójkę i w miejscu, w którym spędzał czas za gówniarza. Kiedyś ten drań był małym chłopcem bawiącym się w tym miejscu. Potrafiłam wyobrazić go sobie z błyskiem w oko wspinającego się po drzewie. Zdarzało mi się uchwycić ten błysk tylko raz. Wtedy, gdy pocieszał swoją siostrę. To prawda, że ludzie jego pokroju są bandziorami i draniami w jednym. Nie można było jednak zarzucić Ianowi, że nie kocha swoich krewnych. Może próbował to ukryć, ale pod warstwą obojętności krył się mężczyzna, który umarłby za swoich.

Mogę śmiało powiedzieć, że ta rzecz nas łączyła. Sama też nigdy nie afiszowałam się ze swoimi uczuciami. Wolałam wszystko udowadniać czynami, a nie ulotnym słowem. To właśnie czyny pokazują wszystko, co tak naprawdę czujemy. Dlatego zawsze chroniłam Arię przed gniewem ojca. Kiedy zbiła ulubioną misę matki wzięłam winę na siebie, kiedy nie wróciła do domu o wyznaczonej porze powiedziałam, że podałam jej złą godzinę. Wiedziałam po prostu, że jestem wstanie znieść więcej niż ona. Należała do beks i nigdy nie potrafiła postawić się ojcu. Z każdej kłótni wychodziła przegrana. Czasami brakowało mi  jej taktu. W niektórych sytuacjach zapędzałam się za bardzo i później obrywałam z podwójną mocną. Moja siła była niekiedy moją największą wadą.

Zeszłam po drabinie, bo coś nie dawało mi spokoju. Poczekałam aż Iana zaśnie i postanowiłam rozejrzeć się uważniej. Nie mogłam przestać myśleć, że Charles mógł tutaj być. Brzmiało to paradoksalnie, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że wciąż coś mi umyka. Zdążyło się już ściemnić i z tego, co zdążyłam zauważyć Ian kochał takie miejscówki. Z dala od ludzi i cywilizacji. Uciekał w dzikość i przyrodę tylko, dlatego, że one nic od niego nie chciały. Mógł posiedzieć w ciszy i pomyśleć. Dom potrafi być nieraz najbardziej toksycznym miejscem.

Zaczęła spacerować z nadzieją, że może uda mi się wyłapać jakiś szczegół. Ale im dalej zapuszczałam się w przyrodę tym robiła się coraz dziksza. Usiadłam na trawie i wpatrywałam się w drzewa. Łzy zakuły mnie w oczy. Zastanawiałam się czy zobaczę jeszcze swoich bliskich. Zawsze byliśmy ze sobą zżyci i czułam, że będą mnie szukać tak długo aż na trafią na jakiś trop. Wciąż głęboko w to wierzyłam.

Wzięłam głębszy wdech i spojrzałam na pień,  na którym były wyryte jakieś inicjały. Zaczęłam przedzierać się przez chaszcze kiedy usłyszałam wrzask mężczyzny. Zatrzymałam się pośrodku i po mimo ciekawości  postanowiłam wrócić do mężczyzny, którego zostawiłam. 

Kiedy moje życie wróci na właściwy tor?-pomyślałam. 

Biegłam ile sił w nogach. Raz za razem wykrzykiwał moje imię. Zdyszana i spocona zastałam go stojącego do mnie tyłem.

-Co się dzieje?-wydusiłam. 

Obrócił się do mnie jakby w zwolnionym tempie. Przymknął oczy i w dwóch skokach złapał mnie i przyciągnął do siebie.

-Jesteś tutaj-szepnął.

Od razu dotarło do mnie dlaczego wyglądał na przerażonego. Myślał, że uciekłam. Odwzajemniłam uścisk. Za każdym razem gdy się otwierał zaskakiwało mnie jego uczucie do mnie. 

-Rozejrzyj się.-Powiedziałam.- Gdzie niby miałam uciec?

-Przeraziła mnie myśl, że potraktowałem cię za brutalnie. 

Miał zmarszczone czoło. Był wymięty a prawy policzek miał zaczerwieniony. Uśmiechnęłam się i pogłaskałam go po ramieniu.

-Wyglądałam jakby mi się nie podobało?

Przyciągnął mnie do siebie mocniej.  Ian udowodnił mi po raz kolejny, że potrzebuje miłości, której nie doświadczył w dzieciństwie. 

-Nie chcę żebyś pomyślał, że seks jest ucieczką od bólu. Ale chcę pokazać ci jak to jest być kochanym. 

Zapragnęłam pokazać mu, że pieprzenie jest czymś chwilowym. Nie można zastąpić go delikatniejszym dotykiem. Popchnęłam go na ziemię i usiadłam mu na kolanach. Tym razem to ja zainicjowałam nasze zbliżenie. Motylki w brzuchu zaskoczyły mnie. Wpatrywał się we mnie i wydawało mi się, że jest poruszony. Zakołysałam tyłkiem i poczułam jak twardnieje. 

-Kochałeś się kiedyś na...

-Zacznijmy od tego, że całe życie tylko się pieprzyłem-przerwał mi. 

Złapał mnie za biodra i oparł się czołem o moje piersi.. 

-W takim razie nawet nie wiesz ile straciłeś. 

Przeturlaliśmy się tak, że teraz to on zawisnął nade mną. Ścisnął mnie za szyję i powiedział:

-Czekałem na ciebie. 

Złapałam go za szyję i przyciągnęłam za włosy do siebie. Rozbiliśmy się ustami. To była najsłodsze trzy słowa jakie w życiu usłyszałam. Błądziłam dłońmi po jego piersi. Uwielbiałam czuć pod palcami jak galopuje mu serce. Przymknęłam oczy i oddałam mu się w całości.

-Alison, wiem, że może to zabrzmieć głupio i płytko, ale z każdą chwilą i z każdym dniem utwierdzam się w przekonaniu, że mój dom jest tam gdzie jesteś właśnie ty. Nie wiem co zrobię gdy mnie opuścisz, gdy nie uda ci się mnie pokochać.

Nie potrafiłam mu odpowiedzieć na żadne pytanie. Uczucia, które we mnie rozbudzał były za świeże i za nowe. Zamknęłam mu usta pocałunkiem bo tylko na to było mnie stać.


Podoba Wam się ich romantyczna wersja? 

Kolejny rozdział = 50 gwiazdek.

Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Where stories live. Discover now