Rozdział 5

9.7K 451 56
                                    


Musiałam tam wrócić. Nie mam pojęcia jak to się stało, że zapomniałam zabrać z wyspy telefonu. To była ostatnia rzecz na jaką miałam ochotę. Wiedziałam, że szczęście nie dopisze mi na tyle abym  go nie spotkała. Weszłam do środka i ze zdziwieniem odkryłam, że naprawdę nikogo nie ma. Chociaż światła wszędzie się świeciły, a samochody wciąż stały na zewnątrz. 

Dziwne - pomyślałam. 

Zamknęłam po cichu drzwi od kuchni i zauważyłam psa, który wyszedł z pomieszczenia pod schodami. Pchnął białe drzwiczki łapą i zamerdał ogonem na mój widok. Pogłaskałam go za uchem i otworzyłam je jeszcze szerzej. Musiały prowadzić do piwnic.  Z dołu sączyło się światło. Nie jestem pewna co spowodowało, że zechciałam zejść na dół. Przytrzymałam się barierki i schodziłam. Nie miałam pojęcia, że piwnice mogą mieć aż tyle pomieszczeń. Weszłam w głąb korytarza i usłyszałam krzyki. Na paluszkach zaczęłam się skradać do uchylonych drzwi. Pchnęłam je i aż mnie cofnęło. Mężczyzna siedział na krześle przywiązany, a na przeciwko niego pięciu mężczyzn. Ian uderzył go pięści w twarz. Facet krzyknął i stracił zęba. Krew trysnęła na białą koszulę jednego z bandziorów.  Wrzasnęłam na całe gardło.  Ciało mnie paliło. Ian odwrócił głowę w moją stronę, ale twarz miał kamienną. Mężczyźni wyciągnęli pistolety za pasków. Cztery karabiny były wcelowane albo w moja głowę albo w serce. Zerknęłam na faceta na krześle. Był pobity, a powieka spuchła mu tak strasznie, że patrzył na mnie tylko przez prawe oko. Ian ręką nakazał schować im pistolety. Zaczął się do  mnie zbliżać.

- Nie zbliżaj się do mnie bydlaku - wrzasnęłam.

Wpadłam w panikę. Nie zwracał uwagi na moje wrzaski. Cofałam się do momentu aż upadłam. Przewróciłam się o piłkę Plutona. 

- Alison - warknął. 

Brutalnie chwycił mnie za rękę i podciągnął do siebie. W uszach mi huczało. 

- Zostaw mnie w spokoju Ianie. Niech ktoś mi pomoże - krzyknęłam. - Ratunku! - wołałam.

Pozostali faceci roześmiali się parszywie. 

Zbliżył twarz do mojej i brutalnie zmiażdżył mi wargi. Przygryzł ją aż poczułam metaliczny smak krwi. 

Szamotałam się w jego uścisku.  Próbowałam go kopnąć, ale nie miałam na to szans. Nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy, a jeszcze kilka godzin temu wydawał mi się przystępnym facetem. Po co, do chuja, tutaj wchodziłam? 

-Matka powinna Cię nauczyć złotko, że nie wolno węszyć. 

Odezwał się któryś z nich. Ian pogłaskał mnie po twarzy i z przepraszającą miną szepnął:   

- Wybacz skarbie. 

Podniósł rękę i uderzył mnie mocno w policzek. Straciłam przytomność i może to, i dobrze. Przebudziłam się dopiero w samolocie. Ogarnęła mnie panika. Leżałam z głową na udach Iana. Byłam słaba i zamroczona.  Chciałam podnieść głowę, ale uniemożliwił mi to. Sięgnął po coś na szafkę obok i wbił mi strzykawkę w odsłonięte ramię. Jęknęłam z bólu. 

- Spokojnie kotu. Już nie długo będziemy w domu - pocałował mnie w czoło. 

Oby to wszystko okazało się tylko strasznym koszmarem - przemknęła  mi ta myśl przez głowę.


Koniec nowym początkiem ✔ ( Seria: BRACIA ANDERSON/ CZĘŚĆ I)Where stories live. Discover now