02:𝐣𝐞𝐬𝐭𝐞𝐦 𝐭𝐫𝐮𝐜𝐢𝐳𝐧𝐚

253 30 29
                                    

Pomimo tego czegoś, co podświadomie ciągnęło do siebie obu mężczyzn, swoją pierwszą rozmowę odbyli dopiero po roku. W dodatku nie było to coś szczególnie spektakularnego. Nie poznali się poprzez rozrzucenie notatek, uderzenie piłką czy coś w tym stylu. To nie było nic romantycznego, rodem z filmu. 

- Mógłbym pożyczyć okulary? - zapytał pewnego dnia Jun, trącając młodszego w ramię. Siedział przed nim, przez co szarowłosy był w stanie zauważyć, że prawdopodobnie mają zbliżoną wadę wzroku. - Tylko na sekundkę, chcę zobaczyć, co pisze tym drobnym druczkiem - dodał, kiwając głową w stronę tablicy, na której wyświetlana była prezentacja.

Minghao spojrzał a to na niego, a to w stronę multimediów, aż ponownie uwiesił swój wzrok na Wenie. Zdjął wcześniej wspomniany przedmiot i bez słowa podał dwudziestojednolatkowi, ciągle nie przestając się na niego patrzeć. Tak jakby pilnował swojej własności.

Junhui na początku ze skupieniem czytał i notował, po czym wyciągnął z kieszeni telefon i zrobił sobie zdjęcie, na co bordowowłosy aż ściągnął brwi. Często widział, jak robi sobie zdjęcia, co było dla niego niepojęte.

- Dzięki - chłopak ostrożnie zdjął okulary, uważając, by przypadkiem nie dotknąć szkieł. Następnie podał je młodszemu. Ich ręce się nie dotknęły, nie było żadnej iskry. No zero romantyzmu. - Nawet nieźle w nich wyglądam - powiedział, a gdy już Hao miał mu coś odpowiedzieć, dodał - Ale ty lepiej - następnie zajął się ponownym pisaniem czegoś w notatniku, co oznaczało koniec tej rozmowy, podczas której młodszy ani razu nie zabrał głosu.

Ten dzień zapadł w pamięci obojga. Nieraz do niego wracali, próbując przypomnieć sobie towarzyszące im emocje. Obojętność, czy może zainteresowanie? Ciekawość, czy całkowity chłód? Początek, który prawidłowo powinien być już końcem?

Po tamtym spotkaniu, Junhui zaczął bardziej interesować się dwudziestolatkiem. Zaintrygował go. To, że wtedy milczał, jeszcze bardziej go zainteresowało. Tajemniczy, być może niedostępny. Ciężki orzech do zgryzienia. 

Coraz częściej kręcił się w jego pobliżu, chcąc dowiedzieć się o nim czegoś więcej niż samo imię, nazwisko i wiek. Średnio mu to szło, zwłaszcza, że student zdawał się od niego dystansować, czego Wen nie mógł pojąć. Przecież starał się być taki przyjazny, co poszło nie tak?

Wracając do tamtych wspomnień, na twarzy starszego pojawiał się uśmiech wymieszany z bólem. Powinien wtedy dać mu spokój, nim trucizna przeistoczyła się w głęboką, bolesną noc. 

Siwowłosy nadal nie odwracał się w stronę swojego rozmówcy. Nie mógł mu spojrzeć w oczy. Wiedział, że wtedy znowu się zawaha, a na to nie mógł sobie pozwolić. Wszystko szarzało, a on nie chciał całkowicie go zniszczyć.

- Jestem trucizną - oświadczył, zaciskając pięść. Przyznawał się nie tylko przez Xu, ale również przed samym sobą. Chciał dla niego zawsze jak najlepiej, a ostatecznie zaczął go psuć, truć. Stał się jego koszmarem.

- Nie, wcale nie - zaprzeczał młodszy, gwałtownie wstając z miejsca. Liczył na to, że jest go w stanie zatrzymać, mimo tego, że tak naprawdę jeszcze nigdzie nie poszedł. Stał przed nim, a Xu bał się, że to może być ostatni raz, jak go widzi. - To moja wina, gdybym był bardziej stanowczy...

- Przestań się wreszcie obwiniać! - ostatecznie Jun podniósł głos, czego po chwili żałował. Widok przestraszonego, niepewnego partnera ranił mu serce niż cokolwiek innego. Tak, zdecydowanie jest potworem, trucizną. - Przepraszam, znowu mnie poniosło - odwrócił wzrok, nie chcąc nawet patrzeć na twarz młodszego. - Teraz chyba powinieneś jeszcze bardziej zrozumieć, dlaczego muszę odejść.

_________________________________________

Witam was w ten kijowy dzień. Mam zagrożenie z fizyki, życie jest piękne. Nie to co ten rozdział.

A co tam u was?

Miłego dnia! ♡

ғᴇᴀʀ − junhaoUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum