47.

688 33 71
                                    

Kilka miesięcy później

Siedziałam skulona na starym materacu w tej okropnej piwnicy, w której każdy dzień był najgorszym piekłem, jakiego człowiek sobie nie jest w stanie wyobrazić. Czekałam na kolejnego oprawcę, gdyż wiedziałam, że przyjdzie. Przez ten czas zdążyłam się nauczyć, że im się lepiej nie sprzeciwiać. Mniej ucierpię, jeśli nie będę stawiać oporu i po prostu pozwolę im zrobić swoje. Wtedy nie są aż tak brutalni, jak gdy bezskutecznie próbuję się obronić. Zostałam sama. Jestem tu sama. Nie mam do kogo się wyżalić, jak mi źle, jak bardzo cierpię. Nie mam oparcia w nikim. Jedyne, co mi towarzyszy to zimne, odrapane ściany piwnicy, które dzielnie znoszą moje jęki i szlochy. Słuchają mojego płaczu, lamentu niedoli. Samotność, moja jedyna towarzyszka, nie odstępuje mnie ani na moment. Jest przy mnie, raz na jakiś czas utuli do krótkiego, niespokojnego snu, którego mi brakuje, gdyż nie potrafię zasnąć. Już nie jestem człowiekiem, tylko jego wrakiem. W dodatku zwykłą dziwką. Już dawno się poddałam, nie mając więcej sił na walkę. Straciłam nadzieję na lepsze jutro.

Usłyszałam kroki za drzwiami. Szedł do mnie. Machinalnie wzdrygnęłam się. Zacisnęłam uda i bardziej zasłoniłam piersi koszulą, z której guziki już dawno zostały oderwane. To było moje jedyne okrycie. Przełknęłam głośno ślinę. Drzwi się otworzyły. Przyszedł najgorszy z nich wszystkich. Największy potwór. Zdjął spodnie, uśmiechając się triumfalnie. Szarpnął mną, rzucając na ziemię i przygniótł swoim ciężarem. Wszedł we mnie brutalnie, a mi zebrały się w oczach łzy. Zacisnęłam powieki.

Gdzie jesteś, Adrian? Krzyczałam żałośnie w myślach. Tak bardzo chciałam, by tu przyszedł i mnie zabrał z tego piekła. Jak inaczej nazwać to miejsce?

Płakałam, tłumiąc w sobie szloch. Nie stawiałam oporu. Pozwalałam temu potworowi robić, co chciał. Byle skończył szybko i mnie zostawił.

W pewnym momencie miałam wrażenie, że słyszę głos, za którym tak bardzo tęskniłam. Głos, który dawał mi nadzieję, na ratunek. Głos, którego potrzebowałam. Był dla mnie, jak głos anioła.

Odwróciłam głowę i spojrzałam na drzwi. Kilka sekund później stanął w nich Adrian. Zamurowało go na ten widok. Potwór dalej się mną bawił, a ja leżałam pod nim i nic nie robiłam.

- Przepraszam - szepnęłam niemo. W oczach ukochanego widziałam zawód. Nie chciałam nawet myśleć, jak się poczuł. Gwałciciel skończył. Wstał, ubrał się i również dostrzegł bruneta w progu.

- Też się chcesz zabawić? - spytał go złośliwie. - Dobry wybór, dobra z niej dupa, tylko trochę sztywna.

I wyszedł. A Adrian nadal stał i patrzył na mnie z pogardą.

- Adi, to nie tak - chciałam się bronić. Zmobilizowałam wszystkie słabe siły, by się podnieść. Wstałam i podeszłam do niego, zasłaniając się materiałem koszuli. - Pozwól mi to wyjaśnić - wyciągnęłam do niego rękę, lecz ją odtrącił. Zabolało, lecz nie dziwię mu się. Nie mogłam mieć o to pretensji.

- Chcesz mi coś wyjaśniać? - prychnął. - Żałosna jesteś.

- Adrian, proszę cię... - chciałam ująć jego twarz w dłonie i nakierować jego wzrok na moje oczy, ale nie pozwolił mi na to. - Nie miałam wyjścia. Nie chciałam tego, gdybym się szarpała, byłoby gorzej.

Nagle poczułam pieczenie na policzku. Od razu się za niego chwyciłam. Uderzył mnie.

Adrian, mężczyzna, którego kocham nad życie, uderzył mnie w twarz.

Nigdy nie czułam się tak poniżona. Ból, który w tym momencie poczułam, był większy, niż ból, który sprawili mi wszyscy moi oprawcy.

Grzech || Adrian Borowski & ReTo ✅Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang