∼ Ⅶ ∽

197 17 1
                                    

Dziesięciolatek o drobnej posturze podniósł się do siadu kilka chwil po przebudzeniu, gdy słońce oznajmiło swoją prezencję, wpuszczając ostre promienie do pomieszczenia przez wielkie okna. Jego łóżko było nieproporcjonalnie duże w stosunku do jego małego ciała. Topił się pomiędzy pierzynami i kolorowymi poduszkami, na miękkim, niedawno wymienionym materacu. 

Westchnął cicho, zaraz wstając i zmierzając ku swojej niedużej garderobie. Zerknął jeszcze tylko na zegar wiszący nad dużym lustrem i tak jak myślał, było trochę przed ósmą. Zwykł budzić się o tej godzinie, jako że codziennie o dziewiątej zaczynał zajęcia i weszło mu to w nawyk. Godzina stanowiła idealny czas na poranną toaletę, założenie świeżych, wyprasowanych ubrań i zjedzenie śniadania, które czekało na stole od około ósmej trzydzieści każdego dnia.

Na miękkim krześle leżała równo złożona, biała koszula, a pod nią granatowe spodnie z zaprasowanym kantem. Na komodzie, obok której stało krzesło, leżała jego bielizna i skarpetki, krótka wstążka, którą miał zawiązać pod kołnierzem. Buty założył dopiero tuż przed wyjściem z niedużego pomieszczenia, do którego prowadziły jedne z drzwi w jego pokoju. Czuł się w nim maleńki. Nie sposób nie mieć takiego wrażenia w czterech ścianach dziewięćdziesięciu metrów kwadratowych, samemu mając blisko metr trzydzieści wzrostu i ważąc niewiele ponad dwadzieścia pięć kilo. 

Pościelił swoje łóżko, choć wcale nie musiał. Mógł po prostu zostawić to komuś innemu. Po powierzchownym ogarnięciu pokoju udał się do łazienki, gdzie umył zęby, twarz, odgarnął czarne kosmyki do tyłu, prezentując gładkie czoło i zaczesał je grzebieniem, na który nałożył odrobinę żelu. Wklepał w jasną twarz niewielką ilość kremu o kwiatowym, delikatnym zapachu i nałożył na delikatne, małe usta cienką warstwę waniliowej pomadki. 

Schodząc po wysokich i długich schodach na dół, do jadalni, minął się z jedną pokojówek, racząc jedynie skinąć głową na powitanie. Prawdopodobnie szła do jego pokoju, by posprzątać, choć chłopiec był dbały i zachowywał należyty porządek. Chodziło ich tam kilka i zmieniały się często, więc Yoongi nawet już nie pamiętał, która jak ma na imię. 

Zszedł na parter chwilę przed czasem, więc usiadł przy stole i musiał poczekać chwilę, aż kucharka poda mu śniadanie — gotowane i smażone jajka do wyboru, po kilka kromek różnego rodzaju pieczywa, maleńkie salaterki z konfiturami, biały ser i dwa ciastka, z których wolno było mu wybrać jedno.

Wziął się do jedzenia, a kobieta sprzątając swoje stanowisko pracy, próbowała go zagadać.

— Jakie masz dzisiaj zajęcia?

— Pianino, trzy godziny literatury i godzina do wyboru – pływanie, aerobik lub joga.

— I tak zawsze wybierasz pływanie, nieprawdaż?

Yoongi pokiwał głową i wziął mały kęs jajka na twardo do ust, uprzednio nakładając na niego odrobinę sosu. 

Tu konwersacja dziesięciolatka z kobietą starszą o około trzy dekady dobiegła końca, ale Yoongi nie ubolewał z tego powodu.

Była mu kompletnie obojętna, jak praktycznie wszystko, co robił, mówił i czego słuchał. 

Był bardzo cichym, spokojnym i melancholijnym dzieckiem. Mało kto kiedykolwiek widział uśmiech na jego twarzy. Przede wszystkim, nie było mu wolno śmiać się z byle powodu. Miał zachowywać klasę, mieć proste plecy i patrzeć na innych pewnie, by sobie nie ubliżać

Jego nastawienie do życia było jednak zadziwiająco apatyczne. To było dziwne, zważając na to, że miał wszystko. Mieszkał w willi, był dzieckiem światowej sławy pianistki i kompozytora, co dzień towarzyszyła mu służba, dostawał nowe zabawki i spędzał czas na indywidualnych zajęciach. 

california waves ⇝ TAEKOOKWhere stories live. Discover now