∼ Ⅹ ∽

147 11 0
                                    

— Mamo, jak będzie miała na imię? — szczuplutka, jak każdy w rodzinie dziewczynka zerknęła w górę, na ciemne brązowe oczy, w tej samej chwili gładząc okrągły brzuch swojej mamy.

— Dawon, kochanie, mówimy ci cały czas, że to będzie chłopiec. Będziesz miała braciszka — kobieta uśmiechnęła się ciepło i pogładziła małą po głowie, przeczesując palcami ciemne, grube włosy, na co ta tylko wygięła usta w podkówkę i oburzona wbiła wzrok w podłogę. 

— Ja wolałabym siostrzyczkę, ja cały czas mówiłam wam, że chcę siostrzyczkę...

Kobieta zaśmiała się donośnie, sprawiając, że mąż ciepło zerknął na swoje dwa (a może trzeba by już powiedzieć trzy) największe życiowe skarby. Akurat kończył zmywać naczynia po wspólnym obiedzie. Tamtymi czasy, mimo ciężkiej pracy za dnia, wykonywał zdecydowanie więcej obowiązków domowych, by chociaż w przenośni obciążyć żonę. 

— Staraliśmy się jak mogliśmy, skarbie, by to była siostrzyczka. Ale widocznie dane nam jest nam mieć was dwoje, a nie dwie — wyjaśnił prosto ojciec, na co dziecko wzruszyło ramionami. 

Trzydziestolatka westchnęła cicho i pomimo bólu w plecach, delikatnie zsunęła się z fotela na dywan, by być jeszcze bliżej córki.

— Pomyśl o tym tak, skarbie. Gdy będziesz już duża, braciszek na pewno zawsze będzie się o ciebie bardzo troszczył, dbał, by nikt cię nie skrzywdził. 

— Siostrzyczka by tego nie robiła?

— Oczywiście, że by robiła. Zależy, w kogo się wrodzi, ale chcieliśmy cię jakoś przekona- auć... — mężczyzna zrobił unik od zaczepnego uderzenia drobnej pięści swojej żony i zaśmiał się szczerze. — No co?! Mówię, jak jest!

— Kochanie, tak naprawdę, nieważne, że będzie to chłopiec. Musicie się nawzajem kochać i być dla siebie dobrzy, to jest najważniejsze, gdy ma się rodzeństwo. W porządku?

— No... dobrze... — Dawon odburknęła. — przynajmniej nie będzie zabierał mi lalek...

— No nie wiem... — kobieta szepnęła cicho do męża i oboje próbowali nie pokazać swojego rozbawienia córeczce. — Och, kopnęło! 

Wszyscy od razu spojrzeli na masywny już brzuch i wyczekiwali kolejnego, widocznego ruchu. 

≅≛≌

— Hoseokie — głos kobiety rozbrzmiał w mieszkaniu tuż po tym, jak przekroczyła jego próg. — Chodź, skarbie, mama coś ci pokaże.

Dziesięciolatek wygramolił się z łóżka, gdzie akurat czytał jakiś magazyn, by przydreptać do przedpokoju, nadal z gazetką w ręku. Musiał ją jednak odłożyć na moment, gdy mama wręczyła mu niedużą, kilkustronicową ulotkę. 

Dziecko popatrzyło na nią odrobinę podejrzliwie. Widniały na niej inne dzieci, chłopcy i dziewczynki w kolorowych strojach pływackich, piękne, błękitne fale i to, co od razu przyciągnęło jego uwagę — deski surfingowe. 

Zerknął w górę na swoją uśmiechniętą i jakby wyczekującą czegoś rodzicielkę, nie do końca rozumiejąc. Właściwie, był tak zaabsorbowany kolorowymi obrazkami, że dopiero gdy kolejny raz spojrzał na katalog, zauważył duży, żółty napis "Letni obóz surferski", a poniżej kilka innych, istotnych informacji. Mrugnął kilka razy i pokręcił głową w dezorientacji.

— O co chodzi, dlaczego mi to dałaś, mamo?

— Jedziesz tam, Hoseokie. Jedziesz na dwutygodniowy obóz — krótkowłosa kobieta uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

california waves ⇝ TAEKOOKDonde viven las historias. Descúbrelo ahora