13.

946 42 8
                                    

3 miesiące później...

- Gubernatorze, chciałeś mnie widzieć. - powiedziałam wchodząc do jego biura.

- Walsh. Dobrze, że jesteś. Jedziesz dziś z Martinezem i resztą na wypad. Weźmiecie też Greene. - odpowiedział.

- Oczywiście Gubernatorze. - powiedziałam, a on kiwnął ręką na znak, że mam wyjść. Opuściłam jego biuro i jak tylko wyszłam spotkałam Beth. - Gubernator powiedział, że masz jechać z nami na wypad. Jesteś tego pewna Beth? - zapytałam bo wiem, że blondynka nie dokońca wie na co się pisze.

- Walsh, spokojnie dam sobie radę. - powiedziała i obdarowała mnie zimnym spojrzeniem. Olałam to i ruszyłam w stronę zbrojowni. Od czasu wypadku i tego co jej powiedziałam zmieniła się nie do poznania. Jest oschła i bardzo chce pokazać, że też jest zdolna do wszystkiego. Mam jednak nadzieję, że to nie jest prawda. Weszłam do pomieszczenia z bronią.

- Louise! Miło Cię widzieć! To co zawsze? - przywitała mnie z uśmiechem Patrice. Wysoka rudowłosa kobieta zamująca się wydawaniem broni. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową na tak. Kobieta podała mi Glocka, nóż survivalowy i karabin automatyczny M4. Odebrałam od kobiety broń. - Wrócicie cali i zdrowi! - krzyknęła jak wychodziłam przez drzwi. Doszłam do bramy i długo nie musiałam czekać. Przywitał mnie Martinez z wielkim uśmiechem wypisanym na twarzy. Wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i podał mi jednego. Odpaliłam fajkę i razem z facetem czekaliśmy na resztę.

- Muszę Ci przyznać Walsh, że najlepiej mi się z tobą pracuje. Nie wahasz się, a to jest ważne w tym świecie. Szanuje Cię za to. - powiedział.

- Jakoś muszę przetrwać nie? - odpowiedziałam i zgasiłam papierosa po czym razem wsiedliśmy do samochodu. Po chwili ludzie zaczęli wchodzić do auta. - Ile można na was czekać? - zapytałam i w tej samej chwili Martinez nadepnął pedał gazu...

***

Staliśmy w trójkę Beth, Martinez i ja przed małym sklepikiem i rozmawialiśmy z ludźmi którzy tam stali. Reszta chowała się w krzakach na wypadek gdyby coś poszło nie tak. Rozmowa szła jak zwykle. Grupka liczyła pięć osób, dwie kobiety i trzech mężczyzn. Uśmiechałam się, żeby nadać wrażenia, że to co mówi Martinez to prawda.

- Wielkie mury, bezpieczeństwo, ciepłe posiłki i woda. To wszystko mały w Woodbury. Jeśli tylko zechcecie możecie jechać z nami. Mamy sporo wolnego miejsca. - spojrzałam na wszystkich. Grupa była przestraszona i zbyt ufna. Prawda jest taka, że mamy zbyt wiele ludzi. Gdy tylko grupa się zgodziła i paru z nich ruszyło po rzeczy Martinez zastrzelił jednego mężczyznę. Po chwili zaatakował go drugi jednak oddałam strzał zanim cokolwiek mu zrobił. W tym samym momencie jedna z kobiet wyciągnęła nóż i chciała mnie nim zabić, ale zdąrzyłam się odsunąć. W rezultacie kobieta przecięła mój policzek dosyć głęboko. Powaliłam ją na kolana po czym nie wahając się strzeliłem jej prosto w głowę. Reszta naszych ludzi wybiegła z lasu gdy Martinez zabił kolejną osobę. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że Beth trzyma pistolet i mierzy prosto w głowę ostatniej osoby która przed nią klęczała i błagała o litość. Jej ręce się trzęsły, na tyle że nie umiała wycelować. W oczach miała łzy, a na twarzy wymalowane przerażenie. Grupa tylko stała i wpatrywała się w Beth. Podeszłam do niej, przystawiłam nieznajomej pistolet do głowy i oddałam strzał. Blondynka nadal stała z pistoletem w ręce.

- Mówiłam Ci Greene. Nie jesteś na to gotowa i nigdy nie będziesz. Masz dobre serce. - powiedziałam i ruszyłam w stronę sklepu. Dopiero teraz poczułam ból i krew która dotarła już do mojej szyji.

- Walsh, trzeba Cię opatrzyć. - wrzasnął Eddie, a ja ryszyłam w jego stronę i nie mogłam pogodzić się z tym kim się stałam. Jestem morderczynią.

***
Hi!

AMGilbert18

The Another Kid || TWD FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz