Prolog

23 2 0
                                    


"Świadomość, że gdzieś jest ktoś,
kto mimo dzielącej odległości lub nie wyrażonych myśli,
wyczuwa twą obecność, przemienia tę ziemię w raj."


~ Johann Wolfgang Goethe

*Perspektywa Narcissy* 

- Wywal tego peta, bo śmierdzisz. 

Nie wychylając się zza okna samochodu, który prowadził mój ojciec, prychnęłam cicho. A potem ponownie nerwowo zaciągnęłam się miętową fajką. 

Powroty do miejsc, z których uciekało się kilka lat temu, nigdy nie należały do najlepszych. Cholernie się bałam tego, co będzie. Mimo, że miałam przez ten czas kontakt z Miriam, Aurelienem oraz resztą naszej wesołej gromadki, bałam się. 

Co z tego, że rozmawialiśmy? Przecież nagle mogło się okazać, że nie umiemy ze sobą być tak... naprawdę. Bałam się, jak jeszcze nigdy. 

Czasami zastanawiałam się, coby było, jakbym wtedy nie wyjechała. Czy może nadal bym tańczyła i ta cholerna kontuzja, której nabawiłam się niemal od razu po tym, jak wróciłam do szkoły we Francji, nie miałaby miejsca? A może stałoby się coś gorszego? Może... może pogodziłabym się z... Marsjaszem? 

Na samo wspomnienie czarnowłosego chłopca z kolczykiem w nosie przeszył mnie dziwny dreszcz. W każdej chwili mogłam go tu spotkać. Mira coś wspominała, że razem z Aurelienem studiują muzykologię na tym samym uniwersytecie, co ona. 

I za moment ja. 

Niekiedy, zazwyczaj późnym wieczorem, kiedy nie mogłam zasnąć, zastanawiałam się co tam u niego. W ostatnich dniach owe myśli przybrały na sile. 

A w snach czasami widywałam jego bursztynowe oczy, którymi zawsze patrzył tak, jako robiło mi się gorąco. Ten piękny bursztyn sprawiał, że byłam gotowa oddać mu wszystko to, co miałam najlepsze, mimo, że wiedziałam, że nie zasługiwał na to.  

- Narcisso la Levesque! - Burknął ojciec, a ja, żeby nie drażnić go jeszcze bardziej, wywaliłam papierosa zza okno i je zamknęłam. I tak był wystarczająco zestresowany swoim ślubem i tym, że...

Och no tak. Zapomniałam wspomnieć, że prócz tego, że nie mogłam już tańczyć, Cyprien i ja wróciliśmy do siebie. Z niewiadomych przyczyn, tato nie był z tego powodu szczególnie zadowolony. Zwłaszcza teraz, kiedy mój były - nowy chłopak, siedział na tylnych siedzeniach jego samochodu. 

Równie zestresowany, co ja. Cyprien nie chciał tu studiować. Plan był taki, że po ślubie taty wróci do Francji, aby dokończyć ten ostatni rok. Ale każdy plan mógł ulec zmianie, prawda? 

- Nie denerwuj się - westchnęłam, następnie wsuwając do ust gumę do żucia i spryskując się perfumami. - Postaram się więcej nie palić w samochodzie - obiecałam jeszcze. 

- Te twoje papierosy cię kiedyś wykończą, przecież ty zawsze byłaś taka delikatna... 

- Tato! - Położyłam mu dłoń na ramieniu. 

- Mam nadzieję, że Miriam przemówi ci do rozsądku - westchnął jeszcze, a ja mimowolnie przewróciłam oczyma. - Widziałem to! 

Zaśmiałam się, po czym odwróciłam, aby spojrzeć na Cypriena. Szare oczy chłopaka, tak inne od tych Chase'a, mimo stresu, spoglądały na wszystko z zaciekawieniem. Blond kosmyki grzecznie zaczesał do tyłu, a ja nienawidziłam się za to, że czasami mimo woli zastanawiałam się, jakby wyglądał Mars, gdyby tak się czesał. 

Czy to było normalne? Przecież kochałam Cypriena. Dlaczego więc ostatnimi czasy, głównie przed powrotem, zestawiałam ich obu w myślach? Nawet nie wiedziałam, czy Marsjasz też już kogoś nie miał. 

Minęło przecież tak wiele lat. Każde z nas w jakiś sposób ułożyło swoje życie i tego powinniśmy się trzymać. 

Mimo swojego uczucia do tego czarnowłosego dupka, którego nie zdołałam z siebie wyplenić, narzuciłam sobie jasne zasady, zwłaszcza wyjeżdżając z Francji. Co by się nie działo, miałam Cyriena. I tym razem nie popełnię tego samego błędu. 

- Jesteśmy - zakomunikował ojciec, zatrzymując się przed okazałym, bardzo ładnym i trafiającym w gusta estetyczne wielu, budynkiem uniwersytetu. Był to rozległy kampus, z akademikami na tyle i salami wykładowymi oraz wieloma pracowniami i kierunkami. Było z czego wybierać. 

Teren otoczono ładnym, czarnym, stalowym płotem o dużej bramie wjazdowej, zaś wokół rozpościerała się trawa i drzewa, rzucające przyjemny cień. 

- Piękny - szepnęłam, zachwycona. O ile architektura francuskiej uczelni była sama w sobie okazała, o tyle ten tutaj, w całej swej prostocie był po prostu przepiękny. 

- Wiedziałem, że ci się spodoba - powiedział tato. - Powinnaś już iść. Ja tymczasem pojadę z... Cyprienem do domu - dodał jeszcze, zerkając w lusterko. Czy mi się zdawało, czy imię chłopaka w ustach Laurenta zabrzmiało jakoś tak... złowrogo? 

Postanowiłam, że gdy tylko wrócę do domu, to zapytam ojca o to. 

Rozedrganą dłonią sięgnęłam po czarną torbę i poprawiłam jeszcze raz pasek od czarnych butów na niewielkim, grubym obcasiku. Wygładziłam materiałowe spodnie z wysokim stanem i poprawiając mankiety płaszcza jesiennego oraz pod spodem rękawy czerwonego, cienkiego golfu, zebrałam się w końcu w sobie, aby wyjść z tego cholernego samochodu. 

Czułam się niemal tak samo, jak wtedy, kiedy miałam swój pierwszy dzień w liceum, te kilka lat temu. 

- To idę - rzuciłam, otwierając drzwi. 

- Poczekaj! - Powiedział Cyprien, wychodząc zaraz za mną. Stanęłam przed nim, patrząc na niego z niezrozumieniem. 

- Stało się coś? - Spytałam cicho, nadal mocno się stresując. Chciałam mieć to wszystko już za sobą. 

- Chciałem się po prostu z tobą pożegnać - powiedział, uśmiechając się lekko. Odwzajemniłam gest, po czym stanęłam na palcach i ucałowałam go krótko w usta. 

Kiedy miałam się już od niego odwracać, zza pleców dobiegł mnie charakterystyczny krzyk. 

- Narcissa! 

Ów głos poznałabym wszędzie, to była Miriam. Z szerokim uśmiechem podbiegłam do niej, nieomal łamiąc sobie przy tym nogi, po czym się mocno uścisnęłyśmy. Och, jak ja za tym małym, rudym stworzeniem tęskniłam! 

- Mira, hej... o Boże - wyszeptałam w jej włosy, niemal wybuchając płaczem.

____________________________________________

myśleliście, że to koniec? B) otóż nie! 
~ Corielle_xx

Powrót do jednego rytmuWhere stories live. Discover now