Rozdział Drugi: Nie byłam gotowa

12 1 0
                                    


"Spotkania wytyczają drogę ludzkiego losu,
niezależnie od tego, czy trwają kilka godzin, kilka dni, czy całe życie."

~ Theresa Révay

*Perspektywa Narcissy* 

Miriam wyglądała przepięknie. Ubrana w klasyczny, ładny komplecik prezentowała się naprawdę niesamowicie. Dotknęłam jej krótszych kosmyków, kiedy tylko się od siebie odsunęłyśmy. W jakiś sposób zdołałam opanować płacz, chociaż nie byłam pewna, jak to będzie wyglądało, kiedy spotkam resztę. 

- Ścięłaś włosy - zauważyłam. - Śliczne. Jak tam Simon? A Aurelien, Diana i reszta? Och, jeju, mamy sobie tyle do opowiedzenia! - Zaśmiałyśmy się, jednak po chwili Mira spoważniała i... mnie powąchała. 

- Palisz. - Powiedziała. Uśmiechnęłam się krzywo. - Od kiedy? 

- Mniej więcej od momentu, kiedy lekarze powiedzieli mi, że już więcej nie zatańczę - odparłam, po chwili upartego milczenia. Przerzuciłam swoje blond włosy, które znacznie mi urosły przez ten czas, na ramię. 

Miriam przewróciła oczyma. 

- Jesteś niemożliwa, Narcisso - westchnęła, ale mimo to, jej oczy błyszczały radośnie. Wyjrzała ciekawie zza mnie, więc też się odwróciłam. Tato i Cyprien powoli pakowali się do samochodu. Pomachałam im jeszcze.  - A więc to jest Cyprien. - Mruknęła, mrużąc nieco powieki. 

- To jest Cyprien - skinęłam głową. Jeszcze chwilę poczekałyśmy, aż odjadą, po czym powoli ruszyłyśmy ku budynkowi uniwersytetu. 

- Mamy jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zajęć... chcesz przywitać się z innymi? - Zagaiła, kiedy weszłyśmy do środka. 

- No jasne! - Zgodziłam się entuzjastycznie. Przeszłyśmy korytarzem, zaś potem schodami. Miriam przywitała się z kilkoma osobami w drodze do jakiejś otwartej sali, gdzie mieli być pozostali. 

Rozglądałam się ciekawie naokoło, a stres powoli mnie opuszczał. Teraz czułam jedynie samą radość. Nie myślałam nawet o tym, co będzie, jak spotkam Marsa. Jakoś musiało być. 

Zatrzymałyśmy się przed nieco uchylonymi drzwiami. Doszły mnie głosy Diany i Lei, gdzieś tam wyłapałam ton Vincenta. A potem weszłyśmy. 

- Hej, ludzie! - Zawołała Miriam, zwracając na siebie uwagę. - Patrzcie, kogo przyprowadziłam. 

- Co... Cissa?! 

Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Dianę, siedzącą na biurku i Leę, obok niej. Przy oknie ujrzałam Vincenta. Brakowało jedynie Aureliena i Marsjasza, Sylviana oraz Gabriela. 

- Mówiłam, że jeszcze się spotkamy - zaśmiałam się cicho, a potem padłam w ramiona Diany. Nie zmieniła się zbyt wiele, za to Lea, jak najbardziej. Schudła i zdawało mi się, że nieco urosła. Ponadto ścięła włosy. 

- Miriam nie pisnęła nawet słowa, że wracasz - powiedział Vincet, obejmując mnie i nieco podnosząc do góry. - O Boże, ale pachniesz papierosami - zachichotał. 

- Pojawiłaś się tak samo niespodziewanie, jak kiedyś - Vincent i Lea zaśmiali się. Uśmiechnęłam się. 

Byłam tak bardzo szczęśliwa, że widziałam ich wszystkich. Wyglądali na szczęśliwych, więc tym bardziej czułam radość z powrotu. Cieszyłam się, że ułożyli sobie życie. 

- Wróciłaś na stałe? - Spytała Diana, kiedy po wybuchu radości i powitań, rozsiedliśmy się wygodnie.

- Dokładnie - skinęłam głową. Spojrzałam na Miriam, ale ona wpatrywała się w ekran swojego telefonu, pisząc coś zawzięcie. 

- Nawet nie wiesz, ile cię ominęło - powiedziała Diana, czochrając mnie po włosach. Nawet jeżeli początki naszej znajomości nie należały do najlepszych, teraz śmiało mogłam powiedzieć, że się zaprzyjaźniłyśmy. - Gabriel i Sylvian otworzyli swój bar, ja i Lea zostałyśmy modelkami... mamy tyle do nadrobienia! - Zauważyła. 

- Więc może dzisiaj wieczorem jakiś wypad, do nich, hm? - Zaproponował Vincent, obejmując Leę i kładąc brodę na czubku jej głowy. 

- Nie wiem, czy będę miała z kim Simona zostawić... - zauważyła Miriam, wzdychając ciężko. Byłam ciekawa, jak sobie radziła. Chociaż przypuszczałam, że bardzo dobrze.

- Może Marsjasz mógłby... - zaczęła Diana, lecz niemal od razu umilkła. No tak. Zagryzłam dolną wargę. 

- Dlaczego miałby być wykluczony z tego spotkania? - Spytał Vincent, unosząc brwi. 

Poczułam się bardzo nieswojo. No tak. To było oczywiste, że ten temat wciąż gdzieś tam pozostawał niewyjaśniony. Nikt z nich nie wiedział, jak na siebie zareagujemy. 

Ja sama nie wiedziałam, jak zareaguję. 

Ciężkie milczenie, które zapadło, przerwały głosy, rozchodzące się po korytarzu. Zesztywniałam. Jeden z nich należał do Aureliena, to było oczywiste, lecz ten drugi... ten drugi to był ton Marsa. Spojrzałam na Miriam, aby poszukać u niej tego, że może jednak się mylę. 

Ale po jej minie widziałam, że się nie mylę.

Wstałam powoli, sama nie wiedząc po co. Nie byłam przygotowana na tak szybkie spotkanie z nim, to było pewne. 

W momencie, kiedy weszli do sali, nie miałam ucieczki. 

- Co... o cholera! - Zawołał Aurelien. Cóż.

- Co? Aurelien, rusz ten swój tyłek, też chcę wiedzieć, o co chodzi - Marsjasz przepchnął się przez niego. 

A potem go wmurowało. Podobnie, jak mnie. 

I już wiedziałam, że przepadłam. 

_________________________________________________________

~ Corielle_xx

Powrót do jednego rytmuWhere stories live. Discover now